Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie widzi przeszkód, by wspinać się i zdobywać kolejne szczyty

Artur Bogacki
W 2015 roku Jerzy Płonka zamierza dokończyć zdobywanie Korony Europy
W 2015 roku Jerzy Płonka zamierza dokończyć zdobywanie Korony Europy Fot. Archiwum prywatne
Ma na swoim koncie wiele maratonów i Mont Blanc. Jakby tego było mało, jeździ na nartach, snowboardzie, rowerze, nurkuje. Od innych, którzy dokonują takich lub podobnych rzeczy, krakowianina JERZEGO PŁONKĘ różni jednak wiele. Kilka lat temu praktycznie stracił wzrok.

Choć formalnie ma orzeczoną niepełnosprawność, przyznaje, że nie jest „całkiem ślepy”. – Moja sprawność wzroku to około 5 procent. Okulistom trudno uwierzyć, że coś widzę – mówi 24-letni Jerzy Płonka, prezes krakowskiego Stowarzyszenia Nie Widzę Przeszkód, który kilka lat temu stracił wzrok. – Z przodu widzę jak za gęstą mgłą. Z boku, kątem oka jest trochę lepiej. Mogę określić, czy jest jasno czy ciemno. Z bliska rozróżniam kolory. Ale gdyby ktoś znajomy przeszedł obok mnie, to na pewno bym go nie rozpoznał.

W codziennym życiu pomaga mu fotograficzna pamięć. Jest w stanie rozpoznać na przykład niektóre miejsca w Krakowie. Gdy jakiś fragment jest znajomy, np. schody, jego mózg uzupełnia resztę obrazu. –Oczywiście, jeśli w danym miejscu jest słupek, którego kiedyś tam nie było, to pewnie w niego wejdę – śmieje się.

Za utratę wzroku odpowiada choroba genetyczna, która zaczęła dawać o sobie znać już w gimnazjum. Jerzy Płonka nie chodzi jednak z białą laską. Nawet jeśli, to na co dzień niesie to za sobą przykre konsekwencje.

– Próbowałem, ale to nie dla mnie. Nie mogę tego psychicznie przeskoczyć. Nawet nie chodzi o to, że się wstydzę. Po prostu to od razu zdradza, kim jestem. A nie chcę być inaczej traktowany. To tak jakby komuś dać ciupagę i powiedzieć, że od tej pory jest góralem – zaznacza.

Z laską dla niewidomych w ręce trudno byłoby też zajmować się sportem i turystyką, czasami ekstremalną. A to właśnie jest pasją Jerzego Płonki.

Gdy jeszcze dobrze widział, robił wszystko to, co inni chłopcy w jego wieku – grał w piłkę nożną, siatkówkę, jeździł na rolkach. Gdy wzrok się pogorszał, wyczynowo „wiosłował” na ergometrze, biegał maratony (miał medale mistrzostw Polski niepełnosprawnych w tych dyscyplinach, był w reprezentacjach kraju). Teraz m.in. jeździ na nartach (całkiem nieźle), próbuje snowboardu (choć, jak przyznaje, idzie mu to opornie). Interesuje się nurkowaniem (zamierza wkrótce zrobić kurs podstawowy), skakał w duecie na spadochronie (choć jego zdaniem to żaden wyczyn, bo w sumie nic od niego nie zależało). Zaliczył sporo rajdów rowerowych i ciekawych wypraw.

Jedną z pierwszych ekstremalnych sportowych przygód było pokonanie na rowerze (tandemie) wschodniej ściany Polski – z podkarpackiego Jarosławia do Gdańska. Do tego namówił go Michał Mysza, obecny wiceprezes stowarzyszenia.

– Bardzo wiele mu zawdzięczam. Potrafił mnie przekonać, że takie rzeczy warto robić, bez względu na sytuację – wspomina. – Jeździliśmy po 100 kilometrów dziennie, spaliśmy w lesie pod namiotem. Nie było mnie w domu przez tydzień. Moi rodzice się pewnie zastanawiali, czy ich dziecko do końca jest nienormalne. W końcu chyba zrozumieli, że czegoś takiego potrzebuję. I jestem na tyle odpowiedzialny, że sobie poradzę.

Gdy wzrok Jerzego zaczął się psuć, zastanawiał się, co może zrobić. Był przyzwyczajony do adrenaliny, nie mógł wysiedzieć w miejscu. Wtedy ojciec wysłał go na obóz żeglarski. Zaczął nurkować, wspinać się. Poznał dzięki temu wielu wspaniałych ludzi. Po założeniu stowarzyszenia zaczął promować sport i turystykę wśród niepełnosprawnych.

Zainteresował się także turystyką górską. Do tego stopnia, że w 2009 r. jako pierwszy niewidomy wdrapał się na Mont Blanc. Teraz jego celem jest zdobycie Korony Europy, czyli wejście na najwyższe szczyty 46 krajów na kontynencie (powinno się tego dokonać w ciągu jednego roku, ale ten termin przedłużył sobie do końca 2015 roku). Na razie jest na półmetku. Musi jeszcze zmierzyć się z problemami finansowymi i kwestiami logistycznymi.

– Lubię góry, ale nie jest to jakaś moja jedyna pasja. Po prostu podjąłem takie wyzwanie i chcę je zrealizować. Żadna z osób niewidzących nie zdobyła Korony Europy. Nawet niewielu pełnosprawnych może się poszczyć takim osiągnięciem. Każdy kolejny medal w maratonie czy na egrometrze już tak bardzo mnie nie cieszył. A tu jest nowe wyzwanie.

Podkreśla, iż chce też pokazać innym, że można, mimo wszystko, robić coś ciekawego i wyjątkowego.

– Moim celem jest też „zarażanie” do bycia aktywnym, nawet jeśli wydaje się, że takie czy inne zajęcie nie jest dla niewidomych – dodaje Płonka. – Osoby w mojej sytuacji niesłusznie są ograniczane. W ośrodkach i szkołach, gdy tylko chcą zrobić coś ciekawego, często słyszą: lepiej nie, bo sobie zrobisz krzywdę. Pokazuję, że można wyjść poza pewne schematy, robić to, co się lubi. Uwierzyć w siebie. Poczuć adrenalinę. Niektórzy radzą mi, żebym chodził na spacery, skoro potrzebuję ruchu. To mi nie wystarczy. Czuję się na siłach, by zajmować się czymś ambitniejszym.

Stowarzyszenie Nie Widzę Przeszkód, któremu szefuje, realizuje różne projekty dla niepełnosprawnych: wycieczki w góry, wyprawy rowerowe, spływy kajakowe, obozy żeglarskie. Jak mówi Płonka, każdy znajdzie coś dla siebie. Co ważne, takie wyjazdy to też świetna integracja, okazja do poznania nowych kultur.
– Wyprawy na Mont Blanc raczej początkującym nie polecam, bo to było pięć dni „orania” na szczyt. Trzeba być niesamowicie przygotowanym – zaznacza. – Rozumiem obawy ludzi, którzy nigdy nie byli w górach. Wejście na Mont Blanc faktycznie jest dla nich szalonym pomysłem. Ale są przecież łatwiejsze góry i inne aktywności. Organizujemy wyjazdy na rowery, ostatnio podróżowaliśmy na tandemach po Maroku. Od trzech lat mamy obozy „Bezpieczne żagle”. One cieszą się największym zainteresowaniem.

Dodaje, że bezpieczeństwo jest najważniejsze. Na górską wycieczkę idzie się, trzymając kijek widzącego przewodnika. Wspinaczka też odbywa się razem z pełnosprawnymi osobami, które dają wskazówki, gdzie wyciągnąć rękę, by poszukać punktów zaczepienia, postawić nogę.

Podkreśla, że jest spora różnica między reakcjami ludzi w Polsce i za granicą, których spotyka w górach.

– U nas pada wówczas coś w stylu: fajnie, że robisz coś ciekawego. W Irlandii ludzie aż krzyczeli z podziwu i zachwytu. Bo tam jest moda i zrozumienie dla podejmowania wyzwań na cele charytatywne. A spotkali osobę niewidomą, która podjęła się czegoś takiego. Za granicą stwarza się ku temu możliwości, u nas w pierwszej kolejności próbuje się człowieka zniechęcić – zauważa.

Co ambitny krakowianin zamierza jeszcze wymyślić po tym, jak zdobędzie Koronę Europy?

– Marzy mi się ciekawy rejs. Ale nie chodzi o to, by opłynąć dookoła świat, bo już jakiś niewidomy to zrobił. Ja chcę szukać zupełnie nowych wyzwań – uśmiecha się Płonka.

***

Stowarzyszenie Nie Widzę Przeszkód zajmuje się promowaniem sportu i turystyki wśród niepełnosprawnych. Prowadzi sekcję biegów, pływania, unihokeja na wózkach, turystyki pieszej i rowerowej, nordic walking. Współpracuje też z drużyną futbolu amerykańskiego Kraków Tigers.

Jerzy Płonka ukończył ponad 10 maratonów. Startował m.in. w słynnym maratonie nowojorskim. Jego rekord życiowy na trasie 42,195 km to 3 godziny i 43 minuty.

Najgroźniejszą przygodę miał podczas zdobywania z kolegą najwyższego szczytu Szwecji. Załamała się pogoda, a przemoczone ubranie nie pozwalało na samodzielny powrót. W górskiej chacie czekał 26 godzin na ratowników. – Przyznali, że pierwszy raz ściągali z góry niewidomego – mówi Jerzy Płonka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski