Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wiem, czy wystartuję

Redakcja
Zbigniew Boniek: - Muszę przekonać do siebie 118 głosujących na sali FOT. GRZEGORZ JAKUBOWSKI
Zbigniew Boniek: - Muszę przekonać do siebie 118 głosujących na sali FOT. GRZEGORZ JAKUBOWSKI
ROZMOWA ze ZBIGNIEWEM BOŃKIEM, byłym wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej i wybitnym zawodnikiem

Zbigniew Boniek: - Muszę przekonać do siebie 118 głosujących na sali FOT. GRZEGORZ JAKUBOWSKI

- Podobał się Panu mecz z Czarnogórą?

- Muszę powiedzieć, że tak. Po tym Eurobiciu, serii nudnych meczów towarzyskich, wreszcie mieliśmy prawdziwą walkę. Spotkanie o stawkę, w którym była jakaś dramaturgia, napięcie, gole. Polska drużyna mi się podobała, bo ja jej nie przeceniam. Nie wieszam zbyt wysoko poprzeczki. Nie spodziewam się Bóg wie czego. Po prostu liczę na walkę, na zaangażowanie od pierwszej do ostatniej minuty. I to otrzymałem. Doceniam szybkie przejmowanie piłki, przechodzenie do kontrataku.

- Podobają się Panu decyzje personalne nowego selekcjonera?

- Niestety, reprezentacja to nie jest gra komputerowa. Nie możesz wstawić sobie do składu Laty czy Bońka. Musisz się poruszać w dość wąskim gronie zawodników. I myślę, że Fornalik potrafi to robić. Postawił na Tytonia w bramce, który na pewno nie był ulubieńcem jego poprzednika. Wawrzyniak u Franka mógłby grać, ale tylko wtedy gdyby Boenischowi ktoś urwał nogę. Borysiuk jest w kadrze nowy, Grosicki w pierwszym składzie też. Glik do niedawna w ogóle się niby nie nadawał, a teraz grał, i to całkiem przyzwoicie. Zatem Fornalik dokonuje jednak własnych wyborów. Irytowały mnie te wypowiedzi Franka, który twierdził, że zostawił następcy gotową drużynę. Pytam się, gotową do czego? Chyba do tego, żeby wszystko przegrać.

- Obraniak...

- Niestety, jest piętą achillesową tej drużyny. Absolutnie mnie nie przekonuje. Gra w reprezentacji już ze cztery lata i poza tym, że strzelił dwa gole Grecji w debiucie i parę razy nieźle wykonał rzut wolny czy rożny, nic tej reprezentacji nie dał. Nawet mówić po polsku się nie nauczył.

- A co będzie z Mołdawią? Bo powinien być spacerek.

- Też tak myślę, Mołdawia została dotkliwie skaleczona przez Anglików, przyjedzie do Wrocławia rozbita. Nie przewiduję problemów.

- W ubiegłym tygodniu baronowie wojewódzcy odpytywali Pana na okoliczność ewentualnego kandydowania w wyborach na prezesa PZPN. Jak poszło?

- Nikt mnie nie odpytywał. Spotkałem się z baronami i podyskutowaliśmy na temat polskiej piłki. Przedstawiłem im swoje koncepcje, powiedziałem, jak ja to widzę, zorientowałem się, jak oni myślą i czego oczekują.

- Podjął Pan już decyzję? Będzie Pan kandydować?

- Ważę plusy i minusy. Bo trzeba pamiętać, że bycie prezesem PZPN to nie jest tylko zaszczyt, ale przede wszystkim odpowiedzialność. Trzeba też wiedzieć, z czym się ona wiąże i jakie jest ogólne postrzeganie tej organizacji w społeczeństwie, a tego się nie da zmienić z dnia na dzień. Sędzia źle gwizdnie i od razu wina PZPN, zawieszą zawodnika - to samo, choć to nie PZPN o tym decyduje. To jest taka krowa, na którą każdy lubi sobie wsiąść i ją ujeżdżać. Jeszcze się zastanawiam. Tym bardziej że zaczynają się jakieś ruchy polityków chcących przejąć związek. Mam dziesięć dni. Ogłosić, że kandyduję, jest bardzo łatwo, ale pytanie, co dalej. Poprzednio kandydowałem i dostałem tylko 19 głosów.
- Czyli wystartuje Pan, jak będzie miał pewność, że wygra?

- Interesuje mnie oczywiście poparcie, ale też możliwość dokonywania zmian. Objęcie tej funkcji tylko po to, by ją zajmować, skończy się tak jak w przypadku Grzegorza Laty. Widać teraz jak na dłoni, że ze swojego mandatu nie skorzystał. Jego najbliżsi współpracownicy, ludzie, którzy wynieśli go do władzy, organizują castingi, rozmowy, spotkania. Szukają po prostu kandydata, który będzie lepszy. Lato jest teraz w takiej sytuacji, że mi go nawet trochę szkoda. Przecież to mój kolega z drużyny. Na jego miejscu bym w ogóle nie startował, aby nie wypominano mu po raz kolejny tych wszystkich niejasnych spraw, w które się uwikłał. Tych taśm Kulikowskiego, tego kupna działki pod siedzibę, tego orzełka na koszulkach i tym podobnych.

- Lato mówi, że już nie może się doczekać kolejnej rywalizacji z Panem...

- Grzesiek nie ma szans na ponowny wybór, a czy ja mam, to się okaże. Sęk w tym, że ja muszę przekonać do siebie tych stu osiemnastu ludzi, którzy będą w sali podczas głosowania. Bo gdybym musiał przekonywać tysiące kibiców, to nie byłoby problemu, o czym świadczą rozmaite sondaże.

- Poseł PO Cezary Kucharski przypomniał, że w czasach, kiedy był Pan wiceprezesem, szalała afera korupcyjna i nie potrafił Pan nic zrobić...

- To są głupoty, na które już odpowiadałem i już mi się nie chce. Podam jedynie genezę tego ataku. Poseł PO Kucharski stoi na czele komitetu poparcia swojego kolegi, także posła PO Romana Koseckiego, który ogłosił, że będzie kandydował w wyborach na prezesa PZPN. Obaj usiedli sobie przy kawie, a może i czymś mocniejszym, popatrzyli na to, kto im może najbardziej zagrozić, i wyszło im, że Boniek. Kucharski musi strzelać, żeby się podlizać. Tak to w polityce jest. Tyle że musi też sobie zdawać sprawę do kogo strzela. I żeby strzelać do Bońka, to trzeba być absolutnie czystym. Nie obchodzi mnie, czy on, będąc jednocześnie menedżerem i posłem, rezygnuje z parlamentarnej pensji i czy w ogóle istnieje taka możliwość. Czy on jest posłem, czy osłem, czy menedżerem, mnie nie obchodzi. Tym razem mu daruję, bo nie chcę wywoływać parlamentarnej awantury. Ale wiem o kilku ciekawych tematach, z których pan poseł mógłby się tłumaczyć. Bo trzeba by zadać pytanie, czy posłowi RP coś takiego przystoi. Kulą w płot jest też zarzut, że mieszkam w Rzymie i próbowałbym rządzić na odległość. Jak byłem wiceprezesem PZPN, to zawsze kiedy trzeba, byłem obecny. Kucharski mieszka w Warszawie i na wiele głosowań do Sejmu nie dociera.

- Romana Koseckiego traktuje Pan bardziej jak polityka czy byłego piłkarza?

- Ja mam słabość do Romka. Bardzo go lubię. Zastanawiam się tylko, co ci posłowie w Sejmie zrobili przez ostatnie lata dla polskiej piłki. Poza tym ja rozumiem, że dla polityków takie przejęcie PZPN to jest piękna historia. Przecież zyskuje się wpływ na cały ten teren, lokalne samorządy itd. Tylko zastanawiam się, co się stanie, jeśli polityk obecnie rządzącej partii wygra wybory, a za trzy lata jakaś inna partia dojdzie do władzy. To co, będziemy wymieniać prezesa PZPN na innego polityka? Poza tym jak to będzie technicznie wyglądać? Prezesa nie będzie w siedzibie związku, bo ma akurat jakieś obowiązki w parlamencie? Klarowna byłaby sytuacja, w której Romek powiedziałby, że składa mandat poselski i chce zająć się piłką.
- Po raz pierwszy telewizja otwarta nie pokazała meczu reprezentacji Polski. O co tak naprawdę chodziło?

- Moim zdaniem wcale nie o pieniądze. Według moich informacji ten mecz był do wzięcia za jedyne 300 tysięcy euro, a jednak TVP i pozostałe stacje nie chciały go pokazać. To jest bardzo skomplikowana sprawa, w której mieszają się wątki ekonomiczne, polityczne i historyczne. Pewnie istotne jest także pokłosie tego, że dotąd płaciło się za wszystko. Pamięta pan jakieś turnieje o Puchar Króla w Tajlandii, mecze towarzyskie nawet dzień po dniu z nie wiadomo kim itd. Potem ktoś przychodzi i mówi: stop. Nie dajemy się dłużej nabierać, bo jest kryzys. Fundamentalne pytanie jest jednak, dlaczego TVP nie ma pieniędzy? Bo nikt nie płaci za abonament. To jest tak naprawdę stacja komercyjna, która żyje z reklam. Wiadomo, jacy są Włosi, w wielu kwestiach, ale jak ja nie zapłacę za abonament do pierwszego, to mi natychmiast przychodzi monit z groźbą gigantycznej kary. A u nas? Rozmawiałem z jednym gościem, który ma bardzo znane imię i nazwisko. I on mi mówi, że nigdy nie zapłacił za abonament i nawet nie wie, jak to się robi. Inna rzecz jest taka, że powoli musimy się zacząć przyzwyczajać, że za sport trzeba będzie płacić. Nawet w wydaniu reprezentacyjnym. Jak idziemy na stadion, to przecież też płacimy.

- Sąd kazał zapłacić Janowi Tomaszewskiemu 50 tysięcy złotych za nazwanie Franciszka Smudy prostakiem. Jest Pan zaskoczony?

- Franek się wkurzył, bo prawda w oczy kole. Nie zamierzam być adwokatem Janka, ale ten wyrok jest dziwny. Nie rozumiem, jaką szkodę Franek poniósł? To tak jakby domagać się pieniędzy za to, że ktoś powiedział, że Boniek jest rudy, a Lato łysy. Mówimy, jak jest i tyle. Takie są fakty. Natomiast widzę też, że Franek wciąż zbiera pieniądze. Nie zamierza przeznaczyć kasy od Tomaszewskiego na cel charytatywny. Podejrzewam, że potrzebuje na żyrandol w nowym domu. (śmiech)

Rozmawiał CEZARY KOWALSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski