Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wierzę w elitarne festiwale

Rozmawiał Łukasz Gazur
Robert Piaskowski: "Często nawet sam kompozytorczy studio filmowe nie dbają o archiwa partytur"
Robert Piaskowski: "Często nawet sam kompozytorczy studio filmowe nie dbają o archiwa partytur" Wojciech Wandzel www wandzelphoto com
Rozmowa. Robert Piaskowski, dyrektor zaczynającego się dziś Festiwalu Muzyki Filmowej, o Bondzie, Bolku i Lolku i zaginionych nutach

- "FMF od lat przyciąga do Krakowa nie tylko znakomitych kompozytorów i artystów - jest przede wszystkim wydarzeniem uwielbianym przez wielopokoleniową publiczność" - pisano swego czasu. Powiedz, kto Twoim zdaniem jest głównym odbiorcą festiwalu? Pytam, bo to chyba nie jest oczywiste, jeśli z jednej strony mamy Bolka i Lolka, z drugiej - Bonda?

- Bond to nasza zabawka, wspaniały prezent na 7. urodziny. Bo każdy poważny festiwal filmowy świętuje nawiązaniami do słynnej serii o agencie jej królewskiej mości. Ale to też ciekawy eksperyment. Z piosenkami największych światowych gwiazd muszą się przecież zmierzyć gwiazdy polskiej estrady.

- A Bolek i Lolek?

- Nie zapominamy o najmłodszych, bo zapominać na festiwalach o dzieciach jest poważnym i niewybaczalnym błędem. To dlatego pojawi się kultowa animacja "Bolek i Lolek", która zabrzmi symfonicznie w wykonaniu Orkiestry Akademii Beethovenowskiej. Artyści sięgną do archiwów polskiej kinematografii i ukrytego w nim świata kolorowych marzeń dziecięcych, a zarazem historii trzech pokoleń Polaków: naszych rodziców, pokolenia dzisiejszych 30-latków i wreszcie najmłodszych, którym warto pokazywać to arcydzieło polskiej animacji.

- Czyli festiwal ponad podziałami wiekowymi - od dzieci, po dorosłych. Nie boisz się, że sprawdzi się przysłowie "jak coś się do wszystkiego, to jest dla nikogo"?

- Musimy pamiętać, że festiwale żyją tak długo, jak pokolenia, dla których budują swoją ofertę. Nasze wydarzenie jest jednym z najbardziej egalitarnych festiwali w naszym mieście. Nie wierzę w tym wypadku w elitarność. To niemal oksymoron. Festiwale równają się w gruncie rzeczy karnawałowemu świętu, to wybór, selekcja, propozycja, ale to także wielopokoleniowy dialog.

- Program wydarzeń w Waszym wypadku to nie tylko koncerty, ale i różnorodny program warsztatowy i edukacyjny. Macie ambicję kształtowania gustów tych różnych pokoleń, które są bywalcami festiwalu?

- Musimy sobie zdawać sprawę, że bez edukacji profesjonalnej festiwale są tylko eventami, a eventowość to dziś za mało. Festiwale muszą angażować nie tylko poszczególne grupy swoich odbiorców, ale powinny być społecznie odpowiedzialne. FMF podejmuje wszystkie te wyzwania współczesności, to dla mnie osobiście najważniejsza - obok jakości programu tego wydarzenia - ambicja.

To dlatego angażujemy się we wspólne akcje z Unicefem, mamy rozbudowaną politykę biletów prorodzinnych, inwestujemy w audiodeskrypcję, która pozwala stworzyć opisy filmów dla niewidomych i niedowidzących. Ważnym pomysłem jest powołanie młodzieżowej orkiestry FMF Youth Orchestra. Skład stworzonej przez Festiwal Muzyki Filmowej i Krakowską Filharmonię zespołu stanowią najzdolniejsi uczniowie krakowskich szkół muzycznych.

- Ale odtwarzanie ścieżek dźwiękowych z filmów to także ważna misja festiwalu. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że muzyka filmowa właściwie nie istnieje w żadnych archiwach?

- To prawda. Bodaj tylko Disney Studio dba o właściwe zabezpieczenie partytur. Muzyka filmowa to bardzo często tylko to, co mamy na filmach, jako jeden z wielu składników tego interdyscyplinarnego dzieła. Sami kompozytorzy, nie wspominając o studiach, nie dbają o to, co się z tą muzyką dalej dzieje.

My jesteśmy trochę jak tropiciele tych śladów, rekonstruujemy partytury, współpracujemy z aranżerami, orkiestratorami. W ten sposób na kilka lat od Oscara swoje prawykonanie światowe w Krakowie miała suita z "Hero" Tan Duna. Trudno to sobie wyobrazić, ale słynną "Kołysankę" Lorenca spisywaliśmy rok temu z nagrań, ponieważ nie istniała żadna partytura. Festiwal ocala, pozwala tym dziełom krążyć dalej w obiegu.

- Ale to mało spektakularna część Waszej działalności. Publiczność obchodzą przecież gwiazdy.

- Pamiętamy tytuły, pamiętamy aktorów, rzadko pamiętamy kompozytorów. Niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy, ale wielkie są wszystkie nazwiska Międzynarodowej Gali Muzyki Filmowej z okazji 100-lecia ASCAP (Amerykańskie Stowarzyszenie Kompozytorów, Autorów i Wydawców - przyp. red.).

To wydarzenie z udziałem zdobywców Oscara - Hansa Zimmera ("Incepcja", "Król Lew", "Gladiator"), Daria Marianellego ("Anna Karenina") i Gustavo Santaloalli ("Dzienniki Motocyklowe", "Tajemnice Brokeback Mountain"), Elliota Goldenthala ("Wywiad z Wampirem", "Batman Forever", "Frida"). Ten gość jest szczególnie mi bliski - pokochał Kraków tak mocno, że jest naszym największym ambasadorem w Nowym Jorku. Podobnie jest z jego "partnerką Oscarową", czyli reżyserką Julie Taymor ("Czarodziejski Flet", "Frida czy broadwayowski "Król Lew").

- To festiwal, który w krótkim czasie zbudował swoje środowisko i grupę widzów. Jaka jest recepta na sukces?

- Ten festiwal ma 2 solidne nogi: uznanie branży i wiernych, rozentuzjazmowanych widzów. Ta publiczność bywa kapryśna. Pamiętam, jak kiedyś włączyłem się w dyskusję na Facebooku FMF pisząc, że muzyka, do którejś części Piratów jest słaba. Dostałem za to cięgi od zagorzałych fanów.

Pamiętam, jaki zdumiony byłem, kiedy organizując koncert z muzyką do gier wideo z The Final Fantasy, doświadczyłem mocy tego sektora, publiczności młodej, inteligentnej, rozpoznającej po pierwszych taktach muzyki znane frazy. Zrozumiałem wtedy, że naszym obowiązkiem jest bycie czułym na zmiany, na preferencje.

- Ale czy to nie jest nadmierne schlebianie gustom?

- Nie chodzi o to, by zaspokajać bezrefleksyjnie wizje widzów, raczej wybierać, dobierać, selekcjonować. Na tym festiwalu są rzeczy łatwiejsze i rzeczy ambitne, program superprodukcji Hollywood, ale także niszowe kino, pogranicza, marginesy, pęknięcia muzyki.

Kontynuujemy pasmo AlterFMF, na którym prezentujemy pełen emocji jazz Mikołaja Trzaski improwizującego muzykę do obrazów Wojtka Smarzowskiego, transmedialną kompozycję CzeTa Minkusa w wykonaniu znakomitych improwizatorów, ale i znane muzyczne tematy z kultowych gier wideo - m.in. Diablo II i World of Warcraft oraz ilustracja muzyczna wideomap-pingu "Duomo" Krzysztofa Skórczewskiego z trójwymiarową grafiką. Chcemy eksplorować pogranicza muzyki filmowej i funkcjonalnej, nowe jej gatunki, a także pokazywać niecodzienne połączenia. Bo ta muzyka powstaje nie tylko do hollywoodzkich produkcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski