Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wierzę w połówki pomarańczy

Redakcja
- Coraz mniej młodych ludzi decyduje się na małżeństwo. W modzie są związki nieformalne. Z czego to wynika?

Rozmowa z ks. Jackiem Siepsiakiem SJ, duszpasterzem akademickim i moderatorem Oazy Rodzin w Nowym Sączu

   
   - Myślę, że z niedojrzałości społecznej. Dwa pokolenia temu 18-letnia dziewczyna była panną do wzięcia. 22-letnia byłaby już uznana za starą pannę. Teraz dziewczyna w tym wieku ani myśli o małżeństwie. Jeszcze studia, jeszcze praca, jeszcze mieszkanie… Zdolność do tego, żeby założyć rodzinę, podjąć odpowiedzialność, urodzić dziecko przesunęła się o jakieś dziesięć lat. Młodzi ludzie są psychicznie i fizycznie dojrzali do małżeństwa, dlatego często podejmują takie na wpół małżeństwa. Myślą: "Jesteśmy razem, współżyjemy, może się nawet pojawiają dzieci, ale na ślub za wcześnie". Ten brak dojrzałości przejawia się czasem zbyt długim narzeczeństwem, co też nie jest za zdrowe. Z moich obserwacji wynika, że gdy narzeczeństwo trwa dłużej niż sześć lat, zaczynają pojawiać się duże kłopoty. Związki rozpadają się, mimo że rokowały bardzo dobrze.
- Znam grupę trzydziestoparolatków, którzy uważają, że dla nich jeszcze za wcześnie na stały związek.
   - Oczywiście, można mówić, że to jest wygodnictwo. Bywa, że małżeństwo wymusza pewną dojrzałość. To zawsze jest decyzja w ciemno, ryzykowna. Nigdy nie jest tak, że człowiek już wie na pewno. I pewnie im jest starszy, tym trudniej podjąć decyzję. Człowiekowi 18-19 letniemu przychodzi to łatwiej. W swoim myśleniu jest bardziej idealistyczny i odważny. Jeszcze mu się wydaje, że może brać świat za rogi. Natomiast człowiek koło trzydziestki zaczyna być bardziej ostrożny. Poza tym trzeba przyznać, że życie we dwoje, to nowa, niełatwa droga. Ciągłe dopasowywanie się, docieranie. Im człowiek młodszy, tym łatwiej mu przejść przez ten proces. Im starszy, tym trudniej mu zrezygnować z tej przysłowiowej szczoteczki do zębów w tym miejscu a nie w innym…

- I z mamusinej zupy pomidorowej…
   - Tak. To oderwanie się od maminej spódnicy jest wbrew pozorom trudniejsze w późniejszym wieku. Nasto-dwudziestolatek przeżywa okres buntu, wtedy łatwiej poszukać swojej drogi życiowej.
- Są też ludzie, którzy wyszli już z gniazda, zawierają kolejne związki, lub trwają w jednym, lecz decydują, że będzie to związek niesformalizowany, bo tak jest lepiej. Po co nam papier, jeśli się kochamy? To jest najczęstszy argument.
   - Jest pytanie, czemu ludzie nie chcą tego, co nazywamy "papierem". Czemu nie chcą żeby wszyscy wiedzieli: "to jest moja kobieta, to jest mój mężczyzna". Czemu nie chcą podpisać się pod tym wyborem. Może uważają, że łatwiej będzie się rozstać. Zakładają, że są trochę na próbę. Że to nie jest ostateczna decyzja.
- Ale czy to jest wtedy miłość?
   - Mam tutaj poważne wątpliwości. Szczerze mówiąc dość często z młodzieżą rozmawiam na ten temat. Czy może być miłość na próbę? Czy jest to po prostu wygodnictwo? Ludzie w niesformalizowanych związkach z czasem tracą pewność, z latami przychodzą inne zauroczenia. To normalne, że ludzie kilka razy w życiu się zakochują. I w końcu, trudniej jest podjąć decyzję na całe życie. To zresztą nie dotyczy tylko małżeństwa. Problem z podejmowaniem decyzji na stałe dotyczy też ślubów zakonnych czy kapłańskich. Każdy wybór powoduje, że nie wiemy, co kryją inne drogi. Zawsze łatwiej podjąć taką decyzję młodszej osobie.
- Czy przesunięcie granicy wieku nie jest w gruncie rzeczy dobre? Może właśnie po trzydziestce człowiek staje się dojrzalszy do zawierania trwałych związków?
    - A może jest już przejrzały… Weźmy choćby wychowanie dziecka. Do tego potrzeba siły, energii. Człowiek 20-letni jest bardziej zdolny do nieprzesypiania nocy, niż trzydziestoparoletni. Kobieta 30-letnia jest dużo mniej płodna niż 20-latka. Człowiek ma pewien najlepszy okres do zawierania małżeństwa i płodzenia dzieci, a potem to się zmienia.
- Czy niechęć do zawierania związków ma związek z coraz wcześniejszą inicjacją seksualną?
   - Myślę, że tak. Nie ma idealnych par. Nie wierzę w te dwie połówki pomarańczy. Ludzie się muszą docierać i wspólnie dojrzewać. Seks jest na tyle mocną więzią, że bardzo łatwo zastępuje rozwiązywanie problemów. Młodzi, którzy jeszcze nie za bardzo radzą sobie z kryzysami, bo nie potrafią rozmawiać, myślą, że gdy wskoczą do łóżka i jest różowo, walentynkowo i wszystkie problemy i napięcia odeszły, to kryzys został rozwiązany. Nie nawiązują dialogu, lecz rozładowują napięcia. Człowiek po iluś tam latach takiego życia obudzi się, jak to mówią, z ręką w nocniku. Z nawarstwiającymi się kryzysami, które były załatwiane w łóżku. Jednak to, co się nazywa czystością przedmałżeńską powoduje, że człowiek musi inaczej rozładować napięcia. Chłopiec uczy się, że dziewczynę trzeba zaprosić do restauracji i na romantyczny spacer itd. Wczesne współżycie spłaszcza relacje. Dużo małżeństw się rozpada przy pierwszej ciąży. Bo kiedy nie mogą współżyć ile chcą i kiedy chcą, nagle jest kryzys: "Ona już mnie nie kocha!" - bo dotąd jedynym znanym sposobem wyrażania miłości było łóżko.
- Kiedy ksiądz nawołuje na lekcji religii do czystości przedmałżeńskiej, nie słychać śmiechów z sali?
   - Rzeczywiście. Jest to jeden z trudniejszych problemów. Jednak wolę, kiedy młodzi kontrują, niżby mieli siedzieć cicho i myśleć: "Niech sobie gada. My swoje wiemy". Lubię trochę z nimi powalczyć. Im jestem starszy, tym jestem bardziej przekonany, że czystość przedmałżeńska ma sens. Sądzę, że jest to skarb. Oczywiście, nie mówię ludziom, którzy już rozpoczęli współżycie seksualne, że przegrali. Myślę jednak, że każdy etap życia ma swoje prawa. Jeśli człowiek dobrze przeżyje narzeczeństwo, to są nadzieje na udane małżeństwo. Już nie mówiąc o tym, że jest mnóstwo małżeństw wymuszonych przez ciąże. Widzę nieraz, kiedy błogosławię ślub, chłopaka, z wypisanym na twarzy pytaniem: "Co ja tutaj robię?".
- Nie byłoby uczciwie powiedzieć: "przemyślcie to jeszcze, bo będziecie bardzo nieszczęśliwi"?
   - Jestem za tym, żeby raczej w takiej sytuacji, nie zawierać ślubu. Pewnie, że ważne jest dobro dziecka, które będzie potrzebowało ojca. Niemniej małżeństwa wymuszone są niebezpieczne. Tym bardziej, że mężczyzna różni się od kobiety tym, że jest bardziej heroiczny. Bierze na siebie odpowiedzialność, ale też, w przeciwieństwie do kobiety, jest krótkodystansowcem. Decyzję podejmuje szybko: "Zrobiłem dziecko? W porządku. Bierzemy ślub!". Po paru miesiącach zdarza się jednak, że podwija ogon i zwiewa. Nie wytrzymuje życia z kobietą, którą nie za bardzo kocha. Z dzieckiem, którego nie chciał. On nie da rady. A ona zostanie rozwódką z dzieckiem. Będzie jej jeszcze gorzej.
- Zdarza się, że po dziesięciu latach małżeństwa ktoś spotyka na swojej drodze osobę, którą uważa za miłość swego życia. Czy zdaniem księdza miłość uświęca środki?
   - Nic nie uświęca środków. Myślę, że to taki normalny kryzys dziesięciolecia. Trzeba mu stawić czoło. To dość normalne, że przychodzą zakochania w innych osobach. O każdym zakochaniu człowiek jest przekonany, że to jest właśnie miłość życia.
- Co robić?
   - Kiedy jest kryzys, znaczy, że potrzeba reformy. Często na skutek niewiedzy o psychice przeciwnej płci jesteśmy niezdolni do nawiązywania głębokich relacji. Uciekamy więc w coś, co jest marzycielstwem. Zakochujemy się w kimś, kogo nie znamy. Ta nowa miłość jest na tyle odległa, że można sobie wszystko wymyślić, wyidealizować. Kiedy stajemy pod murem, myślimy - zacznę od nowa. Ale to nie jest rozwiązanie.
- Są różne przyczyny problemów w małżeństwie. Bywa to rozczarowanie, czasem zdrada, agresja w rodzinie. Jest recepta na taki kryzys?
   - Nie ma jednej recepty na wszystko. Nieraz ujawnia się choroba psychiczna lub poważny nałóg u partnera. Czasem pojawiają się sytuacje tak drastyczne, że Kościół nawet zachęca do separacji. Ale są też sytuacje kryzysu dojrzewania. Ktoś, kto nie podejmuje się ich rozwiązać, nie dojrzewa.
- Teraz takie popularne stały się sms-y i e-maile. Kiedy mąż zasypia, żona wystukuje sms-a do kogoś bliskiego swemu sercu, bo lepiej się rozumieją - jak mówią - na duchowej płaszczyźnie. Czy to jest zdrada?
   - Nie można jednoznacznie odpowiedzieć. Zwykle za zdradę uważamy, gdy ktoś prześpi się nie ze swoim mężem czy żoną. Można żyć w związku, może i platonicznym, ale tak mocnym, że to w pewnym sensie jest zdrada. Każdy może zakochać się ponownie. To nie zależy od naszej woli. Natomiast pielęgnowanie tego uczucia może prowadzić do zdrady. Niektórzy przeżywają zdradę na poziomie duchowym - bo ten ktoś dla mnie więcej znaczy - ale w domu z dziećmi, mężem czy żoną, jestem, bo muszę. Tak przeżywają podwójne życie. I to już jest forma zdrady. Póki jest to zachwyt i wahanie, co robić, to jeszcze nie jest zdrada. Jeżeli to przyjaźń, o której wie współmałżonek, to nie jest nieuczciwe. Człowiek potrzebuje przyjaźni. Jeśli jednak widzimy konflikt między przyjaźnią a naszym związkiem, to wtedy trzeba wybierać. Podwójne życie jest niszczące dla człowieka.
- Jak rozpoznać prawdziwą miłość?
   - W naszej kulturze miłość - walentynki itd. - to wszystko jest związane z sercem. Uczucia to serce. Natomiast w kulturze biblijnej, semickiej, uczucia mają swoją siedzibę w nerkach, serce zaś jest siedzibą woli. Myślę, że miłość to właśnie wola. To pewna decyzja, że ja chcę żyć z tą osobą. Coś więcej nawet. Do tego stopnia chcę z nią być, że wiem, iż nawet nie jestem wobec niej obiektywny. Tak bardzo jestem jej oddany, że zawsze staję po jej stronie. Miłość to jest też takie wielkie otwarcie na kogoś, że stajemy się bezbronni. Wtedy łatwo być zranionym. Tego ludzie się boją się najbardziej. Dlatego nie mają odwagi pójść na całość.
- Czy w zakochaniu jest element szaleństwa?
   - Święty Walenty to patron umysłowo chorych. Do pewnego stopnia zakochanie jest takim momentem, kiedy ludziom odbiera rozum. Bo przecież żeby związać się z kimś na całe życie, tak wiele trzeba mu z siebie dać. Jednak dla prawdziwej, dojrzałej miłości buduje się środowisko. Codziennie, stopniowo. Miłość sprawdza się w latach. "Nigdy mi nie powiedziałaś, że mnie kochasz, ale codziennie mi prałaś skarpetki" - ten cytat wiele obrazuje. Są małżeństwa, które dobierają się na zasadzie podobieństwa i wszystko wokoło, nawet pies, zdaje się taki sam, jak oni. Są tacy, którzy przeżywają ciągłą namiętność walki. Jedno nad drugim wciąż szuka przewagi. Nie nudzą się nigdy, choć patrząc z boku można im współczuć. Współżycie seksualne spaja małżonków, jeżeli z tym idzie całkowite oddanie: "Moje pieniądze, mój dom, mój czas są twoje". Wtedy rzeczywiście tworzą jedno ciało. I wtedy w łóżku mówi się prawdę. Nie można być całym na próbę. To byłoby kłamstwo. Taki związek musi się rozpaść. Nie ma na to siły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski