Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wszystko gra

Against Gravity
A na świecie? Tradycyjnie 80 proc. filmów trafiających na nasze ekrany nadawało się do kosza na śmieci. Julia Roberts jak zwykle się uśmiechała, Oscary były nudne, Kevin Costner wyjątkowo tylko cztery razy się zblamował, niejaki Borat obraził cały Kazachstan (a w Polsce obciachem było go skrytykować), a Audrey Tatou jak zawsze robiła minki á la zdumiona sarenka. O imieniu Amelia... Wartościowe kino nie trafiało pod strzechy.

Rok 2006 w kulturze: film

Końca świata nie było. Początku nowej ery też nie. Filmowy 2006 r. był bliźniaczo podobny do 2005 r. U nas też po staremu. Jeden udany tytuł w ciągu roku to jednak wynik dosyć wstydliwy.

Żeby więc dłużej nie znęcać się nad złymi filmami i kiepskimi filmowcami, skupię się na tym, co było jednak dobre. Oto mój tradycyjny - subiektywny, narcystyczny i zarozumiały - ranking filmowy ad 2006.

\\\*

Największym przeżyciem filmowym było dla mnie "Last Days" Gusa Van Santa. "Last Days" jest filmem w zasadzie pozbawionym akcji, "dziania się". To obraz trudny, chropowaty, męczący. Za to dla tych, którzy zdecydują się podjąć z Van Santem dialog, seans może stać się przeżyciem niemal hipnotycznym. Filmowym spotkaniem, które zapamiętuje się na długo. Może nawet na zawsze.
Autor "Last Days" pokazuje mężczyznę, który funkcjonuje poza narzuconymi, bądź wmówionymi wartościami: moralnością, racjonalnością, altruizmem. Nawet poza płcią. Za to w zgodzie z narastającą apatią. Blake zdaje się wołać (za "Immoralistą" Gide'a): "Wyrwijcie mnie stąd, sam nie mogę tego uczynić". Jednak nikt nie odpowie na to wołanie. Bo immoralista żyje i umiera samotnie. Wielkie kino!
Podobne wrażenie miałem, oglądając "Tajemnicę Brokeback Mountain" Anga Lee. Od razu, od pierwszych minut, wiadomo, że to klasyk. Że dzieło Anga Lee zostanie, przejdzie do historii filmowych evergreenów. "Brokeback", jak każdy evergreen, nie poddaje się łatwemu opisowi. Prostej interpretacji. Ten film można potraktować na różne sposoby. Jako smutną gejowską love story, dramat uczuć w westernowych dekoracjach albo po prostu jako aktorski i formalny majstersztyk. Dla mnie jednak to przede wszystkim filmowy esej o niemożności. Jak gdyby cała postmodernistyczna filozofia odbijała się w zwierciadle filozofii klasycznej, odmieniając - przez przypadki, przez koniugacje - ciągle to samo pytanie: Dlaczego jest nam tak źle, dlaczego nigdy nie chce być dobrze? Zdumiewająca, także ze względów narracyjnych, jest już mocna introdukcja, w której Ennis Del Mar i Jack Twist zakochują się w sobie po raz pierwszy. Reszta to tylko konsekwencje tamtego wydarzenia. Tragiczne, dojmujące, ale na swój sposób także optymistyczne. Bo Jack i Ennis przecież siebie odnaleźli. Nieważne, dlaczego, nieważne - za jak wysoką cenę. Ale się odnaleźli. A większość jednak nie.
Wyzwaniem dla widza jest "Tarnation" Jonathana Caouette'a, które działa jak wstrzyknięty bez naszego udziału zastrzyk z wirusem smutku i melancholii. Caouette ma trochę ponad trzydzieści lat. "Tarnation" jest opowieścią o trzech dekadach jego życia. O latach traumy w cieniu choroby psychicznej matki. Spowiedź Caouette'a trwa długo, prawie półtorej godziny, jest drastyczna i bolesna, trudno ją wytrzymać. Gdyby nie ten film, zapewne bym umarł - mówi reżyser. Wierzymy bez zastrzeżeń. Historia Jonathana rozpisana została na partyturę kolorowych, pojawiających się ciągle na ekranie, pstrokatych napisów. Pierwsza osoba liczby pojedynczej została zastąpiona osobą trzecią. "On" mówi nam o "ja". A "ja", przynajmniej na czas seansu, staje się liczbą mnogą, która mieści w sobie wiele innych jeszcze rejestrów i kulturowych skojarzeń, gdzie na jednej scenie pojawiają się "Myśliciel" Rodina i doktor Freud, Androgyne i Pieta, Fedra i Agape.
Na koniec tej osobistej wyliczanki chciałbym wspomnieć jeszcze o pięknym filmie czeskim. W północnych Morawach jest dokładnie tak, jak w Polsce B. Przede wszystkim nudno, a zaraz potem głupio, bez perspektyw i bez motywacji. Akcja "Dzikich pszczół", znakomitego debiutu Bohdana Slámy mogłaby spokojnie rozgrywać się w Polsce. Wszystkie te problemy znamy bardzo dobrze. Aż za dobrze. Tanie wzruszenia, pocerowane marzenia. We wnętrzach mieszkań ponadrywane tapety, przywiędłe fikusy. Siła "Dzikich pszczół", może najważniejszego czeskiego filmu tej dekady, polega na tym, że jedno filmowe zdanie "nic ci więcej nie zostało" - zyskuje rangę wyjątkowości. "Nic" znaczy tam bowiem wszystko. Wybrakowanie bohaterów, ich prowincjonalne tęsknoty i marzenia są wielkim darem, który pozwala omijać niebezpieczne rafy i wybrać drogę własną. Zaakceptować pół kilo wiejskiej kiełbasy, męża trwoniącego majątek na flipperach, matkę prostytutkę i babcię ksenofobkę. Zaakceptować siebie i świat. Bez jadu. Bo te filmowe dzikie pszczoły nie żądlą nigdy.
ŁUKASZ MACIEJEWSKI

A teraz juŻ tylko moja subiektywna "dziesiĄtka", a nawet "jedenastka"

1. Last Days -**reż. Gus Van Sant (dystrybutor -**Solopan)2. Tajemnica Brokeback Mountain -****reż. Ang Lee (Monolith Plus)
3. Tarnation -****reż. Jonathan Caouette (Gutek Film)
4. Volver -**
**reż. Pedro Almodovar (Gutek Film/Spinka)
5. Śniadanie na**Plutonie -**reż. Neil Jordan (Spinka)6. Plac Zbawiciela -**reż. Krzysztof Krauze, Joanna**Kos-Krauze (Best Film)7. Palindromy -**reż. Todd Solondz (Gutek Film)8. Dzikie pszczoły -**reż. Bohdan Slama (Vivarto)9. Wszystko gra -**reż. Woody Allen (Spinka)10. (ex equo) Lot 93 -****reż. Paul Greengrass (UIP)
Śmierć człowieka pracy **-**reż. Michael Glawogger (Against Gravity)**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski