Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wszystko mogłem...

Rozmawiał Maciej Zubek
Przemysław Cecherz przeniósł się do Rakowa Częstochowa
Przemysław Cecherz przeniósł się do Rakowa Częstochowa fot. Archiwum
Rozmowa z PRZEMYSŁAWEM CECHERZEM, byłym już trenerem Porońca Poronin

- Decyzję o opuszczeniu Poronina podjął Pan w piątek, a jeszcze we wtorek nic na to nie wskazywało.

- Zgadza się. Wydawało mi się, że te uzgodnienia które zapadły na linii zarząd - zawodnicy pozwolą nam wrócić do normalności. Niestety, szybko zostałem sprowadzony na ziemię. W środę po treningu zrozumiałem, że czas najwyższy się pakować. Zachowanie niektórych zawodników otworzyło mi oczy na pewne sprawy, na które nie miałem wpływu. Decyzja była nieodwołalna. Od razu poinformowałem o niej zarząd, z którym podaliśmy sobie ręce i rozstaliśmy się w pełnej zgodzie.

- Propozycja z Rakowa Częstochowa ułatwiła decyzję?

- To kompletnie dwie różne sprawy i totalny zbieg okoliczności. Kiedy w środę rezygnowałem z pracy w Poroninie, nie było jeszcze tematu Rakowa. Ten pojawił się praktycznie w drodze powrotnej do domu, kiedy odebrałem telefon z Częstochowy.

- Jak będzie Pan wspominał te pół roku spędzone w roli szkoleniowca zespołu z Poronina?

- Bardzo pozytywnie. Poznałem przez ten czas wielu wspaniałych ludzi. Mam wielki szacunek do właścicieli klubu i sponsorów. Praca, jaką wspólnie wykonywaliśmy, wiosną przynosiła świetne efekty. Rzadko zdarza się taka seria meczów bez porażki, jaką wówczas zanotowaliśmy. Niestety, w pewnym momencie coś się zepsuło.

- Gdzie szukać przyczyn tego, że w ciągu niespełna dwóch miesięcy, które dzieliły poprzedni sezon od bieżącego, drużyna tak drastycznie obniżyła loty?

- Wiele razy szukałem odpowiedzi na to pytanie. Imałem się różnych sposobów, aby drużyna wróciła na właściwe tory. Wydawało się, że potencjał, jaki w tej drużynie drzemie, prędzej czy później musi spowodować, że zespół odpali. Niestety dopiero po pewnym czasie zrozumiałem, że nie wszystko zależy ode mnie, od mojej pracy i zaangażowania. Co bym nie robił, nic by to nie dało. Z niektórymi zawodnikami było nam kompletnie nie po drodze. Nie chciałbym jednak zagłębiać się w temat. Ten, kto był blisko klubu, doskonale wie o czym mówię.

- Spotkałem się z opiniami, że przesadzał Pan z obciążeniami na treningach…

- Najłatwiej powiedzieć, że trener przesadził. To bardzo wygodny argument dla tych, którzy sami doskonale wiedzą, jakie są prawdziwe powody tego, że tych sił zaczyna brakować. Powiem tak, żeby forma przyszła muszą być spełnione dwa warunki: trening i odpoczynek. Jako trener mogłem przypilnować tylko tego pierwszego. Na drugi nie miałem już wpływu. Jakoś wiosną wszystko funkcjonowało odpowiednio, a na pewno nie trenowaliśmy wówczas mniej.

- A sobie samemu ma Pan coś do zarzucenia?

- Na pewno jakieś błędy popełniłem, w końcu jestem tylko człowiekiem. Być może w pewnym momencie za dużo obowiązków wziąłem sobie na głowę. Poza trenowaniem musiałem też załatwiać wiele organizacyjnych spraw. Wcześniej z czymś takim nie miałem do czynienia. Być może to spowodowało, że straciłem czujność w pewnych sprawach, co później obróciło się przeciwko mnie.

- Transfery, których dokonano latem, okazały się niewypałem?

- Jeżeli popatrzymy na suche fakty, a te pokazują, że wyniki jakie zespół osiąga po pozyskaniu nowych zawodników są gorsze niż były dotychczas, to faktycznie można byłoby wysunąć teorię, że przynajmniej cześć z tych transferów okazało się złym wyborem. Tyle, że ja powtórzę jeszcze raz: nie umiejętności czysto piłkarskie odegrały tutaj decydującą rolę.

- Potencjalnemu następcy zaleciłby Pan „wietrzenie szatni”?

- Niekoniecznie. Być może będzie on potrafił trafić do głów tych zawodników, przekonać ich do siebie i sprawić, że pewne zasady zostaną przez nich zaakceptowane

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski