Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wzbraniam się przed popularnością

Rozmawiał Paweł Gzyl
Dorota Miśkiewicz lubi śpiewać wspólnie z Grzegorzem Turnauem
Dorota Miśkiewicz lubi śpiewać wspólnie z Grzegorzem Turnauem Fot. Sony Music Poland
Rozmowa z Piosenkarką Dorotą Miśkiewicz, o jej płycie „The Best” .

- Dlaczego akurat teraz dostajemy od Pani płytę z tym, co najlepsze w Pani dotychczasowym repertuarze?

- To nie ja wpadłam na ten pomysł. Z taką propozycją zwróciła się do mnie moja wytwórnia. Potraktowałam to jako okazję do napisania i nagrania premierowej piosenki oraz zebrania w jednym miejscu utworów, które na moich regularnych albumach nigdy się nie znalazły. Mam tu na myśli przede wszystkim duety, które trafiły na płyty innych artystów - choćby Cesarii Evory czy Jerzego Wasowskiego. Piosenka z włoskim pianistą jazzowym Stefano Bollanim nie była nawet nigdy wydana w Polsce. Uznałam więc, że kompilacja „Best of” to dobry pretekst, aby dać swoim słuchaczom takie rarytasy.

- Była więc pewnie okazja do podsumowań. Co się Pani udało a co nie w dotychczasowej karierze?

- Generalnie jestem zadowolona. Kiedy słucham swoich dawnych nagrań, uśmiecham się sama do siebie, jak osoba, która ogląda stare fotografie. Natychmiast przypominam więc sobie atmosferę, która towarzyszyła ich rejestracji. To w pewnym sensie moje dzieci. I chyba wszystkie mnie zadowalają. Na składance nie znalazły się utwory z dwóch moich bardzo ważnych wydawnictw - debiutanckiego albumu „Zatrzymaj się”, i ostatniego, z piosenkami dla dzieci nagranego z zespołem Kwadrofonik. No ale może trochę faktycznie nie pasowałyby one do reszty.

- Cały czas pozostaje Pani nieco na uboczu głównego nurtu polskiej piosenki wyznaczanego przez telewizyjne talent-shows czy festiwale w Opolu i Sopocie. Dlaczego?

- To nie jest jakimś moim celowym działaniem. Nie założyłam sobie, że będę się trzymać z boku. Ja po prostu tworzę taką muzykę, która jest trochę poza głównym nurtem. Z mojego punktu widzenia jest jednak na tyle strawna, że może dotrzeć do szerokiego grona odbiorców. Nie gonię za masową publicznością, ale nie wzbraniam się też jakoś specjalnie przed popularnością. Moją pracą przecież jest pokazywanie się - wydawanie kolejnych płyt i granie koncertów. Nie byłabym jednak szczera, gdybym śpiewała piosenki, które mi się nie podobają, próbując zdobyć szerszą widownię niż mam. Tym bardziej, że robiąc to w sposób sztuczny, nie miałabym gwarancji, że to się uda.

- Śpiewa Pani właściwie pop, ale jednak mocno nasycony jazzem. To dlatego, że jest Pani córką Henryka Miśkiewicza?

- Na pewno mnie to ukształtowało. W dzieciństwie słuchałam zupełnie innej muzyki niż moi rówieśnicy. I nie mogłam się nadziwić, że oni nie lubią tego, co ja. Tata przywoził kasety i płyty z zagranicy, karmiąc nas najlepszym jazzem. To wywarło na mnie wpływ na tyle, że moje piosenki nie są tak bardzo popowe. Staram się, aby były możliwie jak najszlachetniejsze w sferze muzycznej. W warstwie tekstowej, mimo że sama lubię pisać, jeśli to możliwe, próbuję pozyskać najlepszych fachowców w tej materii.

- A skąd ten latynoski ton w Pani muzyce?

- To też trochę echo dzieciństwa. To właśnie tata przywiózł do domu pierwsze brazylijskie płyty Astrud Gilberto, które mnie zachwyciły. Z czasem odkryłam, jak głęboko we mnie jest miłość do muzyki latynoskiej, chociaż jestem dziewczyną z Polski. A im bardziej to odkrywałam, tym bardziej czułam, że wracam do domu. (śmiech) I to jest niewyjaśnialne. Nie rozumiem dlaczego - ale jest mi bardzo dobrze z taką muzyką.

- Jak Pani wspomniała na wstępie, na „Best of” jest sporo ciekawych duetów. Co Panią pociąga w takiej formie bliskiej współpracy z drugim artystą?

- W ogóle muzyka to współdziałanie. Kiedy śpiewam z kimś, następuje miła wymiana energii. Gdy grałam w kwartecie smyczkowym, czy w orkiestrze - jeszcze kiedy studiowałam - uczyłam się wzajemnego słuchania i wychodzenia sobie naprzeciw. To istota muzykowania. Kiedy się z kimś śpiewa jest podobnie - trzeba się do siebie po prostu dopasować.

- Wyjątkowym duetem w Pani biografii jest ten z Cesarią Evorą. Jak do niego doszło?

- Propozycja przyszła z zewnątrz. Cesaria szukała kogoś w Polsce, kto by z nią zaśpiewał, bo spodobało jej się, jak to wypadło z Kayah. No i nasza wspólna wytwórnia zaproponowała akurat mnie. Cesaria posłuchała moich nagrań - i zaakceptowała tę propozycję. Rejestracja wokali odbyła się drogą korespondencyjną, ale potem spotkałyśmy się na koncertach, kiedy przyjechała do Polski na występy. Choć śpiewałyśmy i mówiłyśmy w innych językach, na scenie porozumiałyśmy się bez problemu - i to było najprzyjemniejsze.

- Szczególną postacią w Pani życiu artystycznym jest Grzegorz Turnau. Skąd między Wami takie dobre porozumienie?

- Śpiewamy ze sobą już dwanaście lat. Nasza znajomość zaczęła się od duetu w piosence „Pod rzęsami”, która znalazła się również na „Best of”. Pamiętam ten moment, kiedy zadzwoniłam i drżącym głosem zapytałam czy zaśpiewałby ze mną (jego numer miałam od kolegi). Moje demo piosenki „Pod rzęsami” było dość ubogie, bo sam głos z gitarą, wszystko zaśpiewane w nieistniejącym języku. Nie wiem co go skłoniło do podjęcia decyzji na „tak”. Od tamtej pory śpiewamy ze sobą dość często, biorę też udział w jego projektach, m.in. w „7 widokach w drodze do Krakowa”. Możliwe, że to przypadek sprawił, że nasze głosy brzmią dobrze razem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski