Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie zabijcie gospodarki daninami [DEBATA]

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Czy wyższe podatki mogą pomóc naszym przedsiębiorcom i wyrwać Polskę z pułapki średniego wzrostu? Bez oszczędnych i gotowych do zainwestowania swych oszczędności ludzi nie ma dobrze rozwiniętej gospodarki - pisze prof. Witold Orłowski w książce „Czy Polska dogoni Niemcy?”. Owi „oszczędni i gotowi do zainwestowania swych oszczędności ludzie” to głównie przedsiębiorcy. To im zawdzięcza Polska swój dynamiczny rozwój w ostatnim ćwierćwieczu.

Jak wylicza prof. Orłowski, w 1991 roku polski PKB na głowę wynosił zaledwie 29 procent niemieckiego - i to po uwzględnieniu siły nabywczej! Przy ówczesnym tempie rozwoju obu krajów Polska potrzebowałaby około 60 lat, by zniwelować dystans. Jednak w kolejnych latach, zwłaszcza po wejściu Polski do Unii Europejskiej, nasi przedsiębiorcy wykazali się wybitnymi zdolnościami i bezprecedensową pracowitością, stworzyli od zera miliony firm, rozwijali je dając Polakom coraz lepiej wynagradzaną pracę. Od Niemców dzieli nas dziś wciąż duży dystans: osiągnęliśmy ok. 58 proc. tamtejszego PKB na głowę. Ale w ostatniej dekadzie przyspieszyliśmy pościg i do pokonania owego dystansu wystarczy nam już nieco ponad 20 lat. To najmniej w historii - zauważa prof. Orłowski.

Teoretycznie w ciągu jednego pokolenia Polska ma szansę dogonić Niemcy. Utopia? Niedawno biedna przez stulecia Irlandia prześcignęła Anglię. Wszystko zależy jednak od tego, w jakim tempie będą się rozwijać nasze kraje - i czy w Polsce będzie to nadal tempo dwukrotnie wyższe niż w Niemczech. Potrzeba do tego całej masy „gotowych do zainwestowania swych oszczędności ludzi”. Przedsiębiorców.

Wbrew powszechnym wyobrażeniom, przytłaczająca większość z nich nie jest żadnymi krezusami. Dominują wiecznie zagonieni i zaharowani średniacy, wciąż na dorobku, w trakcie akumulowania kapitału. Premier Beata Szydło zapowiedziała, że rząd zrobi wszystko, by ów rdzennie polski kapitał wzmocnić, by „firmy mikro stawały się małymi, małe średnimi, średnie dużymi, a duże wielkimi”. Wicepremier Mateusz Morawiecki obiecał podczas debaty w naszej redakcji ułatwienia, udogodnienia, ulgi na innowacje, ograniczenie uciążliwych kontroli i biurokracji… Jednym z fundamentów rządowego Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, zwanego planem Morawieckiego, jest „zwiększenie oszczędności Polaków” i w efekcie - rekordowe w historii „zwiększenie nakładów na inwestycje”. Inwestować mają polscy przedsiębiorcy.

Niepokój
Równocześnie coraz silniej niepokoją ich realne działania i zapowiedzi władz państwa. Nowe i wyższe podatki i składki, podnoszone administracyjnie płace (bez konsultacji, a nawet podstawowych wyliczeń, czy firmy na to stać), zapowiedź zaostrzenia kontroli i drakońskich kar „dla oszustów i złodziei” (czy tylko dla nich, skoro dla wielu Polaków, w tym urzędników, każdy przedsiębiorca to złodziej)… To wszystko budzi obawy wśród „gotowych do zainwestowania swych oszczędności”. A przecież bez nich „nie ma dobrze rozwiniętej gospodarki”, o której tak wiele mądrych słów napisano w planie Morawieckiego.

Konsekwencje zachłanności państwa ponieśli przedsiębiorcy, ich pracownicy, rolnicy

Coraz więcej przedsiębiorców nie ma już nadziei, że rząd coś im ułatwi lub da. Pytają raczej, kiedy i ile im zabierze, by finansować programy socjalne. Przypominają przy tym politykom, że nie można utożsamiać apetytu z realnymi możliwościami jego zaspokojenia. Politycy wiele razy zakładali, że jak podniosą jakieś podatki, to wpływy państwa wzrosną proporcjonalnie do stawek. Historia III RP - i innych krajów - uczy, że to tak nie działa.

Radykalne, wyjątkowe w Europie, zwiększenie kilka lat temu akcyzy na wyroby tytoniowe doprowadziło w Polsce do załamania wpływów z tego tytułu - i rekordowego rozrostu szarej strefy. Grupy mafijne przerzuciły się z narkotyków na papierosy, geometrycznie wzrósł przemyt, jak grzyby po deszczu powstają nielegalne fabryki, na wschodzie kraju aż 60 proc. produktów tytoniowych pochodzi ze źródeł przestępczych! Co państwo z tego ma? Przez swą zachłanność samo wyhodowało sobie potwora, z którym teraz z mozołem, nakładem wielkich publicznych środków, walczy. Konsekwencje owej zachłanności ponoszą legalni, płacący podatki i składki na ZUS, producenci. Ponoszą polscy, w tym małopolscy, plantatorzy. Ponoszą kioskarze, których dochody są silnie uzależnione od sprzedaży papierosów. W sumie - pół miliona Polaków!

Znamy też przypadki całkowicie odwrotne. Kiedy rząd SLD obniżył podatek dla firm, wpływy z tego tytułu dynamicznie wzrosły. Nie ma w tym żadnego cudu. Po prostu przedsiębiorcy, duszeni wcześniej nadmiernymi daninami, wyszli z szarej strefy. Czy teraz do niej wrócą?

Jak zareagują na najświeższe pomysły władzy? Na jednolity podatek, który ma dotknąć m.in. liniowców? Na progresywną składkę na ZUS? Na wyraźnie wyższe, podnoszone administracyjnymi decyzjami, koszty pracy? I czy zgłodniałe, potrzebujące pieniędzy na transfery socjalne, państwo będzie dzięki temu bardziej syte, czy - przeciwnie - jak w opisanym przypadku akcyzy na tytoń - straci, hodując sobie nowe patologie? O tym rozmawialiśmy podczas kolejnej debaty Forum Przedsiębiorców „Dziennika Polskiego” z cyklu „Firma Polska”: „Czy wyższe podatki mogą pomóc polskim przedsiębiorcom i pobudzić rozwój gospodarczy”.

UCZESTNICY DEBATY

  • Marek Malec, sekretarz Małopolskiego Porozumienia Organizacji Gospodarczych:
    - Mamy niepokój i wyraźny kryzys zaufania do państwa. Przedsiębiorcy najwyżej cenią spokój i stabilność. Rząd zapowiada zmiany. Być może na dobre, nikt nie wie. Ale już sama zapowiedź zmian zniechęca do inwestowania, a niektórych wręcz do prowadzenia działalności. Ludzie grożą likwidacją firm. Co państwo zyska?
  • Marek Piwowarczyk, kanclerz Loży Małopolskiej i wiceprezes Business Centre Club:
    - Widać dość jasno, że PiS buduje system opiekuńczy z gospodarką rynkową. Priorytetem są pracownicy najemni, a nie przedsiębiorcy. To bardzo ryzykowne i sprzeczne z rządowym Planem na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, który traktuje przedsiębiorców jako źródło… właściwie wszystkiego.
  • Marian Bryksy, prezes Małopolskiego Związku Pracodawców Lewiatan:
    - Mamy administracyjnie podnoszone płace, co w niektórych branżach i w biedniejszych regionach Polski doprowadzi do upadku firm lub przejścia znacznej części do szarej strefy. Płace w Polsce powinny rosnąć, ale nie można tego robić arbitralnymi decyzjami, bez oglądania się na skutki gospodarcze i społeczne.
  • Andrzej Zdebski, prezydent Izby Przemysłowo-Handlowej w Krakowie:
    - PiS zaprezentował wiele naprawdę dobrych pomysłów. Dodać do tego trzeba deklarowaną niezłomną wolę zmiany - i realną możliwość jej dokonania. Żadna partia po 1989 roku nie miała tyle władzy! Czekaliśmy rok, co z tego wyniknie. I niestety gaśnie nadzieja, że cokolwiek dobrego dla przedsiębiorców.
  • Piotr Woźniakiewicz, ekspert, starszy menedżer PwC:
    - W Europie Zachodniej obciążenia przedsiębiorców są zdecydowanie wyższe. Ale już w krajach postkomunistycznych, zwłaszcza w Rumunii i Bułgarii, bywają dużo niższe niż u nas. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że w Polsce problemem nie jest wielkość PIT czy CIT, lecz obowiązkowa składka na ubezpieczenie społeczne.
  • Przemysław Noworyta, dyrektor Polskiego Związku Producentów Tytoniu:
    - Po podwyżce akcyzy w 2012 roku wpływy do budżetu spadły. Mimo to w kolejnych latach znów podnoszono podatek. Z tym samym skutkiem. Polacy palą jak palili, tylko częściej produkty nielegalne, szkodliwe. Rozkwitła szara strefa. Opamiętanie władzy przyszło dopiero w 2015 r. Podatku nie podniesiono - i wpływy wzrosły.
  • Mariusz Kękuś, Prawo i Sprawiedliwość:
    - Niepokój bierze się stąd, że wszelkie zmiany w systemie podatkowym budzą obawy. Ale powiedzmy jasno: w rankingu krajów o najlepszym otoczeniu biznesu Polska jest w drugiej setce, za Azerbejdżanem i Burkina Faso. Złe otoczenie biznesu sprawia, że mało się u nas inwestuje. Bez wyraźnego wzrostu inwestycji Polska nie wyrwie się z pułapki średniego wzrostu.
  • Jerzy Meysztowicz, Nowoczesna:
    - PiS nie myśli o naprawianiu gospodarki. Chce tylko znaleźć pieniądze, by zapłacić za głosy oddane na tę partię. Sam program 500 plus pochłonie w tym roku 17 mld zł, przy czym poprzedni rząd zostawił w kasie państwa 9 mld zł z aukcji LTE, a NBP dorzucił potężne wpływy z zysku. Tych pieniędzy w przyszłym roku nie będzie. Trzeba komuś zabrać.

ZAPIS DEBATY
Czy podatki mogą pomóc przedsiębiorcom i gospodarce?

Odważni Polacy założyli firmy, codziennie ponoszą ryzyko działalności gospodarczej, inwestują oszczędości, zatrudniają ludzi, nakręcają rozwój gospodarczy. Czy mamy im zabrać środki? A może należy im się podatkowa premia?

Moderuje: Zbigniew Bartuś

Andrzej Zdebski: - Adam Smith, ojciec liberalizmu, mówił, że podatki powinny być zrozumiałe, proste, tanie w poborze i sprawiedliwe. W Polsce żaden z tych warunków nie jest spełniony. Podatki są tak skomplikowane, że nawet doradcy podatkowi się gubią. Przedsiębiorcy nie próbują pojąć, o co chodzi. Urzędnicy nie radzą sobie z interpretacją, więc krzywdzą przedsiębiorców, niszczą firmy - i to nie jest wina urzędników! To wina ustawodawcy.

- Po roku rządów PiS nic się nie polepszyło?
Andrzej Zdebski: - Jak ja słyszę, że fiskus ściąga podatek dochodowy od diety pracownika powyżej 30 zł, to pytam: gdzie tu sens? Co gorsza podatek VAT, który uchodził dotąd za neutralny dla przedsiębiorcy, stał się podatkiem wysokiego ryzyka. Uczciwy przedsiębiorca może zostać wplątany w międzynarodową aferę, urzędnik może go arbitralnie uznać za ogniwo karuzeli VAT. Pytam świetnego doradcę podatkowego, a ten mi mówi: ja panu powiem, jak myślę, że to jest, ale nie daję panu żadnych gwarancji, że tak jest. No to czego ja się mam trzymać?

- Jesteśmy chyba zgodni, że system podatkowy wymaga zmiany. Ale czy zanosi się tu na dobrą zmianę?
Andrzej Zdebski: - PiS zaprezentował wiele naprawdę dobrych pomysłów. Dodać do tego trzeba deklarowaną niezłomną wolę zmiany - i realną możliwość jej dokonania. Żadna partia po 1989 roku nie miała tyle władzy! Czekaliśmy rok, co z tego wyniknie. I niestety gaśnie nadzieja, że cokolwiek dobrego dla przedsiębiorców. Trafne diagnozy i cele gospodarcze pozostają na papierze, realizowane są cele polityczne. Ugrzęźliśmy, jak za poprzednich ekip, w polskiej rzeczywistości: po okresie burzy i naporu rząd zauważył pustki w kasie, więc w pierwszym rzędzie chce je zapełnić. Nie chodzi tu już o głębszą reformę, o naprawienie Polski.

- A jednolity podatek? Przecież to ma być rewolucja.
Andrzej Zdebski: - Idea jest generalnie słuszna, zgodna poniekąd z założeniami Smitha: z punktu widzenia podatnika taki podatek będzie prosty, tani w poborze, może nawet zrozumiały. Czy sprawiedliwy? To jest zawsze kwestia sporna. Większość się zgadza, że bogatsi powinni płacić więcej niż biedni.

- Pytanie brzmi: o ile więcej.
Marian Bryksy: - W trakcie dyskusji nad jednolitym podatkiem padają argumenty, że przedsiębiorcy śpią na pieniądzach i nie chcą się dzielić z pracownikami, ani z państwem. Więc trzeba im zabrać. To bzdura. Polski kapitał budowany był od zera. I w większości wypadków on jest nadal w trakcie budowy, kumulacji. Jakże daleko nam do kapitału rozwiniętych krajów zachodnich.

- Nie sposób konkurować naarenie międzynarodowej zkorporacjami, których kapitał jest kilkadziesiąt razy większy.
Marian Bryksy: - Właśnie! A dotyczy to nie tylko areny międzynarodowej, ale i polskiego rynku, gdzie międzynarodowe korporacje są aktywne, ba, miewały w minionych latach fory. Plan Morawieckiego trafnie to diagnozuje i zapowiada odwrócenie trendu: ułatwienia i wsparcie dla rodzimych firm, by wzmocnić polski kapitał. Realizacja rządowego planu ma się opierać na polskim kapitale, przede wszystkim na firmach prywatnych. W tej sytuacji ów kapitał winno się dopieszczać. Praktyka temu przeczy.

- Konkretnie?
Marian Bryksy: - Mamy administracyjnie podnoszone płace, co w niektórych branżach i w biedniejszych regionach Polski doprowadzi do upadku firm lub przejścia znacznej części do szarej strefy. Płace w Polsce powinny rosnąć, ale nie można tego robić arbitralnymi decyzjami, bez oglądania się na skutki gospodarcze i społeczne!

Andrzej Zdebski: - Pani premier nie wywindowała płacy minimalnej z ustalonych przez Radę Dialogu Społecznego 1930 zł do 2000 zł w trosce o los pracownika, tylko dla podratowania budżetu państwa. Pracodawcę to 2 tys. zł kosztować będzie ponad 2,4 tys. zł. Państwo weźmie z tego prawie tysiąc.

Marian Bryksy: - A to tylko jedno z działań. W branży budowlanej niepokoi nas bardzo wydłużenie okresu zwrotu VAT, a nawet możliwość bezterminowego zawieszenia zwrotu tego podatku, jeśli fiskus ma jakieś podejrzenia - nawet nie w stosunku do danej firmy, tylko do jej kooperantów lub odbiorców. Po wprowadzeniu odwróconego VAT-u w tarapaty popadną podwykonawcy robót budowlanych - który mały przedsiębiorca wytrzyma pół roku czekania na zwrot zapłaconego podatku? Obawiamy się, że państwo zwiększy wpływy z VAT nie w wyniku realnego uszczelnienia systemu, czyli eliminacji oszustów i złodziei, tylko złupi uczciwych.

- Ale zapłacą oni nowy podatek. Tańszy, prostszy, zrozumiały.
Marian Bryksy: - Tu też są potężne wątpliwości. Dotyczą pół miliona przedsiębiorców rozliczających się liniowo. Dziś płacą oni 19 proc. PIT plus 1200 zł ZUS. A mają zapłacić jednolity podatek, progresywny ZUS, rosnący wraz z dochodami. Z tym wzrostem nie będą się wiązać wyższe świadczenia emerytalne i rentowe. Czyli państwo chce im zabrać więcej niż obecnie - za nic. Dotyczy to głównie średniaków, na których rząd winien chuchać, skoro pani premier chce, „by stali się duzi i wielcy”. Jak oni mają kumulować „polski kapitał”, skoro państwo ich oskubie?

Jedni zwiną interes, inni wejdą do szarej strefy. I państwo nigdy nie zobaczy żądanych pieniędzy.

Marek Piwowarczyk: - Państwo buduje system opiekuńczy z gospodarką rynkową. Priorytetem są pracownicy najemni, a nie przedsiębiorcy. To bardzo ryzykowne i sprzeczne z rządowym Planem na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, który traktuje przedsiębiorców jako źródło… właściwie wszystkiego. Na przedsiębiorcach ma się opierać kumulacja oszczędności, z tego ma się wziąć spektakularny wzrost wydatków inwestycyjnych, który nakręci rozwój Polski, dzięki czemu zdołamy dogonić kraje rozwinięte. Pytanie: skąd się mają wziąć te oszczędności, jak państwo chce wyjąć 16 mld złotych z kieszeni przedsiębiorców, owych średniaków? Przecież ci ludzie założyli firmy, codziennie ponoszą ryzyko działalności gospodarczej, inwestują, zatrudniają, nakręcają rozwój gospodarczy. Czy nie należy im się z tego tytułu premia w stosunku do ludzi pracujących na etatach? I czy państwo naprawdę wierzy, że oni dadzą sobie wyjąć z kieszeni te 16 miliardów? Przecież jedni zwiną interes, inni wejdą do szarej strefy. I nikt nigdy nie zobaczy takich pieniędzy.

- Wielu przedsiębiorców wstrzymało się z inwestycjami. To mrozi gospodarkę. Wzrost PKB Polski załamał się: mamy tylko nieco ponad 3 proc. A niedawno było prawie 4.

Marek Malec: - Mamy niepokój i wyraźny kryzys zaufania do państwa. Weźmy taki przykład: wicepremier Morawiecki na spotkaniu z nami w redakcji „Dziennika Polskiego” usłyszał o absurdalnych sprawozdaniach dotyczących opakowań, jakie muszą urzędom marszałkowskim dostarczać wszyscy przedsiębiorcy, nawet ci, którzy opakowań nie zużywają. Obiecał, że to się skończy. Niedługo potem urzędy marszałkowskie zaczęły wysyłać do przedsiębiorców monity o sprawozdania - za pięć lat wstecz. Okazało się, że minister ochrony środowiska, po kontroli urzędów, kazał im ścigać przedsiębiorców.

- Nie wie lewica, co robi prawica?
Marek Malec: - Albo chodzi o to, że urząd marszałkowski to jest PO i PSL, a rząd to PiS - i my, przedsiębiorcy, padamy ofiarą ich politycznej wojny.

- Przedsiębiorcy preferują spokój.
Marek Malec: - Spokój i stabilność. Wielu przedsiębiorców płaci podatek ryczałtowy. Jego zaletą jest właśnie stabilność: te same zasady od lat, ludzie to rozumieją, wiedzą, na czym stoją. I to jest najlepiej ściągany podatek w Polsce! Rząd zapowiada wielkie zmiany. Już sama zapowiedź zniechęca do inwestowania, a niektórych wręcz do prowadzenia działalności.

- Nie śpią na pieniądzach?
Marek Malec: - Zdecydowana większość przedsiębiorców płaci pracownikom tyle, ile płaci, bo tylko tyle może. Więcej nie ma i od wyższych podatków na pewno im nie przybędzie.

- Państwo igra z ogniem?
Przemysław Noworyta: - Słabością kolejnych ekip rządzących jest brak wyobraźni, umiejętności przewidzenia skutków określonych decyzji - dla przedsiębiorców, ich pracowników, kooperantów - i budżetu państwa. Weźmy podatek akcyzowy od wyrobów tytoniowych. Faktem jest, że jako członek UE Polska zobowiązała się wprowadzić określone stawki tego podatku w określonym czasie.

- Twarde prawo, ale prawo.
Przemysław Noworyta: - Można by tak powiedzieć, gdyby nie to, że nasz rząd wprowadził wymagane dyrektywą stawki bijąc europejskie rekordy szybkości: myśmy już w 2014 roku mieli stawki, których UE wymagała od Polski od stycznia… 2018! A trzeba pamiętać, że Polacy zarabiają dużo mniej niż ludzie na Zachodzie. Politycy tłumaczyli, że chcą zniechęcić Polaków do palenia w trosce o zdrowie oraz zwiększyć wpływy do budżetu państwa.

- Udało się?
Przemysław Noworyta: - Ależ skąd. Po podwyżce akcyzy w 2012 roku wpływy do budżetu spadły. Mimo to w kolejnych latach znów podnoszono podatek. Z takim samym skutkiem. Opamiętanie przyszło dopiero w 2015 r. W 2016 r. podatku nie podniesiono - i w pierwszej połowie roku wpływy wzrosły!

- Czy Polacy rzucili palenie?
Przemysław Noworyta: - Wiele wskazuje na to, że wręcz przeciwnie. Owszem, mocno spadła sprzedaż legalnych wyrobów, ale za to do niespotykanych dotąd rozmiarów rozrosła się szara strefa. Na wschodzie Polski ok. 60 proc. papierosów pochodzi z nielegalnych źródeł - przemytu i podziemnych fabryk. Czyli faktyczna dostępność wyrobów wzrosła, ludzie jak palili, tak palą. Tylko towar gorszy, nie spełniający żadnych norm, znacznie szkodliwszy dla zdrowia. Co gorsza - tak olbrzymi zasięg szarej strefy działa na obywateli demoralizująco, rośnie przyzwolenie dla zachowań niezgodnych z prawem.

- Kwitnie przestępczość zorganizowana?
Przemysław Noworyta: - Na kolosalną skalę. Gigantyczny jest przemyt, jak grzyby po deszczu powstają nielegalne fabryki: przed feralną podwyżką akcyzy wykrywano ich 5 do 6 rocznie, w zeszłym roku już 18, w pierwszym półroczu br. - 20. Tam są linie produkujące 3 tys. szt. papierosów na minutę!

- Zajmuje się tym mafia?
Przemysław Noworyta: - Tak, bo to jest dla niej intratny biznes. Skoro aż 86 proc. ceny detalicznej legalnej paczki papierosów stanowią podatki, co czyni z nas rekordzistów Europy, obok Wielkiej Brytanii i Grecji…

- Ile państwo traci na tej niefortunnej podwyżce podatku?
Przemysław Noworyta: - Jakieś pięć miliardów złotych rocznie. Nie licząc kosztów walki z procederem, który w dużej mierze samo wykreowało.

Piotr Woźniakiewicz: - Z przygotowanego przez PwC raportu na ten temat jasno wynika, że rząd zbyt szybko windował stawki akcyzy, chcąc spełnić wymogi UE. W efekcie papierosy stały się zbyt drogie w stosunku do siły nabywczej przeciętnego Polaka.

Marian Bryksy: - Kiedy za czasów SLD rząd obniżył podatek przedsiębiorcom, ci wyszli z szarej strefy i wpływy państwa z tego tytułu spektakularnie wzrosły. Jak teraz rząd zrobi odwrotnie, ludzie wrócą do szarej strefy i wpływy znowu spadną.

Piotr Woźniakiewicz: - Problem w tym, że my na razie niczego pewnego o podatkowych planach rządu nie wiemy. O jednolitym podatku mówią ważni ministrowie, ale nie znamy szczegółów, stawek. Nie do końca wiadomo także, kto naprawdę zostanie tym podatkiem objęty.

- Polscy przedsiębiorcy płacą dziś wysokie podatki?
Piotr Woźniakiewicz: - W Europie Zachodniej obciążenia przedsiębiorców są zdecydowanie wyższe. Ale już w krajach postkomunistycznych, zwłaszcza Rumunii i Bułgarii, bywają dużo niższe niż u nas. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że w Polsce problemem nie jest wielkość PIT czy CIT, lecz obowiązkowa składka na ubezpieczenie społeczne. Dla przedsiębiorców zarabiających mało bywa ona porażająco wysoka. Z kolei dla tych o wysokich dochodach - jest znacznie niższa niż w przypadku osób zarabiających podobne kwoty na etacie.

Przez zbyt szybką podwyżkę akcyzy na tytoń państwo traci 5 miliardów złotych rocznie.

- Zgodziliśmy się, że dzięki temu w kieszeni polskiego przedsiębiorcy zostaje więcej pieniędzy, on w ten sposób kumuluje kapitał - co jest zgodne z założeniami planu Morawieckiego - i przy okazji odkłada oszczędności na stare lata, bo z emerytury, jaką za te składki dostanie, nie wyżyje nikt.
Piotr Woźniakiewicz: - Można sobie wyobrazić, że wszyscy przedsiębiorcy przechodzą na CIT, zakładają spółki. Rząd poczynił zresztą zachęty w tym kierunku, obniżając CIT dla mniejszych firm do 15 proc.

Marian Bryksy: - Ale dziś przedsiębiorca wie, że jak zapłaci liniowe 19 proc., to cała reszta jest jego i nic państwu do tego. A jak przejdzie na CIT, to państwo weźmie podatek od firmy, a potem jeszcze od dochodu zażyczy sobie nie wiadomo ile. To powoduje zniechęcenie. Bo pod hasłem porządkowania i upraszczania systemu oberwą ci, którzy tworzą miejsca pracy, nakręcają rozwój gospodarczy.

Piotr Woźniakiewicz: - Takich zmian nie wolno wprowadzać na szybko, trzeba je bardzo dokładnie przemyśleć, skonsultować, prognozując skutki.

Jerzy Meysztowicz: - PiS nie myśli o naprawianiu gospodarki. Chce tylko znaleźć pieniądze, by zapłacić za głosy oddane na tę partię. Sam program 500 plus pochłonie w tym roku 17 mld zł, przy czym poprzedni rząd zostawił w kasie państwa 9 mld zł z aukcji LTE, a NBP dorzucił potężne wpływy z zysku. Tych pieniędzy w przyszłym roku nie będzie, a na samo 500 plus trzeba ponad 20 mld zł. Pytałem premiera Morawieckiego, czy właśnie na to pójdą pieniądze od przedsiębiorców. Odparł, że jednolity podatek będzie neutralny dla budżetu - państwo nie zarobi na nim, ani nie straci. To czemu słyszymy od innych ministrów, że z tego podatku ma być finansowana obniżka wieku emerytalnego lub podniesienie kwoty wolnej od podatku?

- Bogatsi winni płacić więcej niż biedni?
Jerzy Meysztowicz: - Owszem. Ale jak ktoś płaci 19 proc. od tysiąca złotych to oddaje 190 złotych, a w przypadku osoby zarabiającej 10 tys. zł - będzie to już 1900 zł. Dziesięć razy więcej. Czy to „mniej niż płaci biedny”?

- Na Zachodzie podatki są bardziej progresywne. Bogaty od tych 10 tys. zapłaci raczej 4 tysiące niż 1,9 .
Marek Piwowarczyk: - Z drugiej strony wielu przedsiębiorców balansuje na granicy opłacalności. Jeśli przyjrzymy się zyskom pozostałych, to one są w zdecydowanej większości inwestowane w rozwój firmy. Reszta to tak pożądane w planie Morawieckiego oszczędności. Tymczasem powstało wrażenie, że rząd chce przedsiębiorców oskubać i to w sytuacji, gdy nie wiadomo, co będzie za dwa lata. Ludzie odkładają na kryzys, bo nikt im nie pomoże.

Jerzy Meysztowicz: - Cel PiS jest jasny: oprzeć swe zaplecze na biednych, by nie stracić władzy. Dlatego wbrew deklaracjom miłości do rodzimego kapitału szuka się pieniędzy w kieszeniach przedsiębiorców. Przez takie postępowanie Polska wpadnie w potężne problemy finansowe. Już wpadamy…

Andrzej Zdebski: - Coraz więcej przedsiębiorców ma wrażenie, że mając pełnię władzy i trochę dobrych pomysłów PiS nie skupia się na naprawie gospodarki, tylko rozbudowuje socjal - nie po to, by pomóc biednym, lecz utrzymać władzę. Gdyby PiS miał przejrzysty program reform gospodarczych i go realizował, rządziłby Polską 50 lat.

- To może wzmacniane przez PiS przedsiębiorstwa państwowe zostaną motorem gospodarki?
Jerzy Meysztowicz: - Ależ one nie mają pieniędzy! Finansują nierentowne kopalnie itp. I są często zarządzane przez ludzi niekompetentnych.

- Chcecie oskubać przedsiębiorców?
Mariusz Kękuś: - Ależ skąd. Żadnych konkretów dotyczących jednolitego podatku na razie nie ma i ten dokument może się jeszcze zmienić sto razy. Zależy to m.in. od opinii przedsiębiorców, debat takich, jak ta. Niepokój bierze się stąd, że wszelkie zmiany w systemie podatkowym budzą obawy. Ale powiedzmy jasno: w rankingu krajów o najlepszym otoczeniu biznesu Polska jest w drugiej setce, za Azerbejdżanem i Burkina Faso. Złe otoczenie biznesu sprawia, że mało się u nas inwestuje. Bez wyraźnego wzrostu inwestycji Polska nie wyrwie się z pułapki średniego wzrostu. Coś trzeba z tym zrobić.

***
Rząd sam nic dobrego nie wymyśli

Nastroje wśród przedsiębiorców pogarszają się, a wynika to nie tyle z działań władzy, ile z dramatycznie sprzecznych sygnałów i informacji na temat tego, co tak naprawdę PiS chce robić w stosunku do firm

Moderuje: Zbigniew Bartuś

- Jednolity podatek to pomysł PO sprzed dwóch lat...
Mariusz Kękuś: - Tak, ale nie sądzę, by przy pomocy tego podatku rząd PiS chciał zwiększyć wpływy do budżetu. Wpływy są zwiększane inaczej, głównie przez wzrost ściągalności innych podatków, zwłaszcza VAT. Jednolity podatek jest, w mym odczuciu, próbą zbilansowania systemu ubezpieczeń społecznych. Bo brakuje w nim kilkudziesięciu miliardów i dziura będzie się powiększać.

- Zwłaszcza gdy PiS obniży wiek emerytalny.

Andrzej Zdebski: - W Niemczech trwa dyskusja, czy nie podnieść wieku do 70 lat…

Mariusz Kękuś: - Część ludzi w Polsce naprawdę nie może pracować do 67. roku życia, mamy też duże bezrobocie wśród młodych, warto zrobić dla nich miejsce na rynku pracy.

Marek Malec: - Pan żartuje. W Krakowie i okolicy nie można dziś znaleźć pracownika.

Jerzy Meysztowicz: - Obietnice PiS nie mają nic wspólnego z prognozami demograficznymi, ani dbałością o pracownika. To zwykła spłata długu zaciągniętego u „Solidarności” za poparcie w wyborach.

- Panowie muszą jednak przyznać, że nie wszystko na polskim rynku pracy było w ostatnich latach normalne. Lawinowy przyrost liczby osób na umowach zleceniach, tzw. śmieciówkach, wytknęła nam Komisja Europejska. Płace rzędu 3,50 zł za godzinę to, umówmy się, patologia.
Marian Bryksy: - Ale kto jest winien? Przedsiębiorca? On działa w warunkach, jakie stwarza państwo. Popatrzmy na to szerzej. Te niskie stawki, rzędu paru złotych za godzinę, oferowane były głównie w ochronie i przy prostych pracach sprzątających, na pewno nie w budowlance, gdzie wynagrodzenia są od dawna znacznie wyższe od ustawowej płacy minimalnej. Dlaczego ludzie w ochronie godzili się na takie stawki? Po pierwsze dlatego, że większość z nich dorabiała do bardzo niskich emerytur i rent. Gdyby ich świadczenia były godne, nie musieliby dorabiać.

- Wysokość świadczeń ustala państwo, nie przedsiębiorca.
Marian Bryksy: - Właśnie. Warto również zauważyć, że to państwowe instytucje, w tym ministerstwa, stosując w przetargach publicznych kryterium najniższej ceny, doprowadziły do tak drastycznego obniżenia stawek, że przełożyło się to na owe bardzo skromne wynagrodzenia. Skąd przedsiębiorca miał wziąć na wyższe pensje, skoro państwo płaciło mu za usługi tak mało?

- Od stycznia nie będzie wolno zapłacić pracownikowi na zleceniu mniej niż 13 zł za godzinę, a na umowie o pracę - mniej niż 2 tys. zł miesięcznie.
Marian Bryksy: - Ludzie powinni zarabiać godnie. Ale, znowu, nikt chyba nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji tego posunięcia. Na obiektach, którymi zarządzamy, zatrudniamy firmy ochroniarskie i one właśnie oświadczyły, że w związku ze wzrostem wynagrodzeń pracowniczych będą musiały podnieść cenę za usługi o 89 procent. Część klientów pewnie się zgodzi, ale np. na osiedlach należących do wspólnot mieszkaniowych może być różnie. Mogą nie chcieć podwyższyć opłat o 89 proc. I po prostu zrezygnują z usług, a pracownicy pójdą na bruk. Zamiast marnych wynagrodzeń nie będą mieli żadnych. Przewiduję masowe zwolnienia. Podobnie będzie w uboższych regionach, gdzie średnia płaca przekracza dziś nieznacznie 2 tys. zł. Teraz ustawowa pensja minimalna wyniesie 2 tys. zł. Tam wzrośnie szara strefa. Co państwo przez to zyska?

Marek Piwowarczyk: - Problem regionalnych nierówności płacowych oraz zbyt niskich wynagrodzeń trzeba rozwiązywać, ale nie da się tego skutecznie zrobić za pomocą skokowych administracyjnych podwyżek płac, czyli kosztów pracy. Jako BCC proponowaliśmy zróżnicowanie płacy minimalnej w zależności od średniego wynagrodzenia w danym regionie kraju, ale rząd odrzucił ten pomysł. Łatwo się podwyższa koszty, których nie trzeba ponosić z własnej kieszeni.

Piotr Woźniakiewicz: - Nastroje wśród przedsiębiorców są kiepskie i wynika to nie tyle z samych działań władzy, co z braku rzetelnej informacji i przejrzystego przekazu na temat tego, co tak naprawdę rząd chce robić w stosunku do przedsiębiorców. Przykład: dzwoni do mnie klient zafrasowany telewizyjnym wystąpieniem ministra Kowalczyka na temat jednolitego podatku. W tym wystąpieniu nie było w sumie żadnych konkretów. Pyta mnie przedsiębiorca: co robimy? Ja na to: A z czym? Bo nikt nie wie, co proponuje rząd. Na razie są tylko zapowiedzi, bez szczegółów, do których można by się jakoś odnieść.

- Wiemy chociaż, jak nowy system podatkowy wpłynie na przedsiębiorców?
Piotr Woźniakiewicz: - Ci mniejsi będą mieli zapewne lepiej niż teraz, największych nie dotknie to wcale, część liniowców przejdzie na CIT… Wszystko wskazuje na to, że nowy podatek jednolity najsilniej uderzy w samozatrudnionych oraz przedsiębiorców-średniaków.

- A może chociaż w branży tytoniowej politycy poszli po rozum do głowy?
Przemysław Noworyta: - Nie do końca. Wprawdzie w roku 2017 akcyza ma pozostać na dotychczasowym poziomie, co powinno zaowocować zwiększeniem wpływów (gdyby ją obniżono, efekt dla budżetu byłby lepszy, co państwo ćwiczyło już z akcyzą na alkohol); dopuszczono też wreszcie do sprzedaży nowatorskie produkty bezdymne, co nas, plantatorów, bardzo cieszy. Są to wyroby oparte na polskim tytoniu, a nie jak e-papierosy na importowanych substancjach chemicznych. Co ważne, są zdecydowanie mniej szkodliwe dla zdrowia niż tradycyjne papierosy. Niestety, dyrektywa tytoniowa zakazuje jakiejkolwiek informacji handlowej, a nasz minister zdrowia poszedł jeszcze dalej i stworzył przepisy ostrzejsze od zapisów dyrektywy. Nie rozumiem, jak teraz konsument ma się dowiedzieć o nowatorskich produktach i jaki to ma sens gospodarczy, skoro mówimy tu o wyrobach „Made in Poland”.

Marek Malec: - Problem tkwi chyba w tym, że znaczna część Polaków, w tym wyborców obecnie rządzącej partii, ma nadal iście peerelowskie wyobrażenie o kapitalizmie i wrednych kapitalistach. Przedsiębiorca równa się złodziej. Odbyłem ostatnio ciekawą rozmowę z osobą, która nigdy nie prowadziła działalności gospodarczej. Jej wypowiedź zwieńczyło zdanie: „Dobrze, że ten Morawiecki odbuduje wreszcie państwowe firmy i skończy się to złodziejstwo prywaciarzy”. Przy takim przekazie i wyobrażeniu o gospodarce my jako kraj i społeczeństwo daleko nie zajedziemy. O dogonieniu bogatszych państw nie ma mowy.

Mariusz Kękuś: - Jesteśmy chyba zgodni, że każda zmiana musi być dogłębnie przeanalizowana pod kątem skutków gospodarczych i społecznych, a zarazem gruntownie skonsultowana z zainteresowanymi. Osobiście jestem zwolennikiem systemu stabilnego i ewolucji, doskonalenia tego, co jest, nie rewolucji. Nie ulega jednak wątpliwości, że obecny system jest zły, zbyt wielkie są obciążenia mikroprzedsiębiorców i trzeba z tym coś zrobić. Trzeba też wyraźnie poprawić warunki prowadzenia działalności, bo pozycja za Burkiną Faso mówi sama za siebie. Trzeba zachęcić Polaków do oszczędności i inwestycji, byśmy osiągnęli tutaj chociaż poziom Czech. Z gospodarką trzeba się jednak obchodzić jak z jajkiem, bo nieprzemyślanym działaniem można dużo zepsuć.

Jerzy Meysztowicz: - Przedsiębiorcy radzili sobie za Hitlera, za komuny, za SLD, to i teraz sobie poradzą. Najwyżej będą musieli użyć więcej sprytu, znów kombinować, by nie dać się oskubać. Tylko - czy warto tracić czas? Czy Polskę na to stać? Przedsiębiorca chce i powinien być partnerem dla swojego rządu. Trzeba siąść i rozmawiać - z partnerami społecznymi, opozycją. Rząd sam niczego mądrego nie wymyśli.

Współorganizatorem debaty jest Fundacja „Aktywna Małopolska”

">

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Nie zabijcie gospodarki daninami [DEBATA] - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski