– To prawda, że nie chciał Pan budować Sandecji w oparciu o miejscowych zawodników?
– Nie, to wielkie kłamstwo. Zrobiłem wszystko, żeby młodzież była jak najlepiej szkolona. Nie rozumiem, jak można coś takiego napisać. Złośliwość? Przecież wyłoniliśmy najlepszych chłopców z juniorów i grupa miała odrębny program szkolenia. Z tymi zawodnikami pracowali trenerzy pierwszego zespołu.
– To czemu, skoro miał Pan ustalone finansowe warunki nowej umowy, nie jest już Pan trenerem Sandecji?
– Chodziło o moją niezależność. Sorry, ale nie chcę być figurantem, o którym będzie się mówić: trener, a de facto nim nie będzie.Wszystko, nie tylko finanse, miałem uzgodnione z prezesem Andrzejem Dankiem, ale moje kompetencje zaczął kwestionować dyrektor sportowy Jano Frohlich.
– Czyli szef klubu ostatecznie stanął po stronie Słowaka?
– Hm, decyzja była ogólna.
– Ale w Sandecji najważniejszy jest chyba prezes.
– Dziwna sytuacja, bo myślę, że więcej do powiedzenia ma Frohlich. A prezes? Widziałem po nim, że jakby optował za tym, żebym został. Jano jednak wszystko odwrócił. W piątek prezes powiedział, że sprawa zostaje tak, jak chce Frohlich. Odpowiedziałem, że w takim razie dziękuję.
Proszę pana, trochę w tym zawodzie pracuję i na pewne rzeczy zgodzić się nie mogę. I tyle. A zakres mojego działania, jaki określiłem w nowej umowie, był prawie taki sam jak w poprzedniej. No, troszeczkę rozszerzony o rzeczy dotyczące organizacji życia pierwszej drużyny. Wszystko było jednak za wcześniejszą zgodą prezesów klubu i oczywiście mieściło się w budżecie.
– Od początku iskrzyło na linii Kuźma – Frohlich?
– Nie, nie powiem nawet, że w ogóle było jakiejś iskrzenie, ale od pewnego czasu widziałem, że był bardzo niezadowolony, iż to nie on o wszystkim decyduje. Jakąś taką zawiść się odczuwało.
– Zapytałem o to specjalnie, bo podobno zatrudnienie Pana przed rokiem było pomysłem właśnie dyrektora.
– Trudno mi powiedzieć, ale wiem, że coś takiego twierdził. Na pewno mogę powiedzieć, że to on zadzwonił do mnie z propozycją pracy. Kiedy przychodziłem do Sandecji, wielu kolegów-trenerów informowało mnie, że tutaj to dyrektor zwalnia i zatrudnia trenerów. Teraz widzę, że prawdziwe może być określenie, iż Jano Frohlich jest za bardzo ambitnym człowiekiem, który chce być najważniejszy i zawsze w centrum.
– Uważa Pan, że zasłużył Pan sobie na zaufanie zarządu?
– Tak, proszę zapytać moich współpracowników albo innych ludzi z Sandecji, czy był jakiś konflikt ze mną. Odpowiedzą, że nie. Zresztą, już dostałem dowody sympatii, bo kilka osób z klubu, czy takich – które pierwszy raz w życiu spotkałem właśnie w Nowym Sączu zadzwoniło z podziękowaniami. Po tym chyba widać, że liczę się z ludźmi?
Wie pan, w piłce do zrobienia jest tyle, że wszystkim można się podzielić, tylko że tutaj miało być odwrócenie na zasadzie: najważniejszy jest dyrektor sportowy, a reszta musi robić to, co on każe. Dziwię się, bo czyj był pomysł na Sandecję przed moim przyjściem? No pewnie dyrektora. A teraz, kiedy nagle wychodzimy z jakiegoś kryzysu, układamy zespół, który w lidze jest szanowany, osiąga dobre wyniki w Pucharze Polski i nie ma problemów z obroną przed spadkiem, nagle kompetencje mają przejść na stronę dyrektora sportowego?Widzi Pan tu jakiś sens?
– Ja stroną w konflikcie nie jestem, ale wiem, że może Pan odejść z wysoko uniesiona głową, bo jest Pan pierwszym trenerem Sandecji od czasów Dariusza Wójtowicza, który miał naprawdę duże poparcie trybun.
– Robiłem wszystko, żeby źródłem szacunku kibiców była praca, jaką wykonywałem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?