Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie zamierzam płakać. Rozmowa z Robertem Kasperczykiem, trenerem Sandecji

Rozmawiał Łukasz Madej
Robert Kasperczyk trenerem piłkarzy Sandecji został 30 maja
Robert Kasperczyk trenerem piłkarzy Sandecji został 30 maja fot. Jerzy Cebula
- W 19 jesiennych kolejkach pierwszej ligi Pana piłkarze zdobyli 21 punktów. Niewiele.

- Nie jestem zadowolony, absolutnie. Najbardziej boli mnie ostatni mecz, ze Stomilem. Do tej pory nie mogę się otrząsnąć.

- Obie drużyny miały identyczne warunki do gry.

- Takie myślenie jest mylne, dlatego, że my gramy ofensywnie. Chcieliśmy prowadzić grę, kreować akcje, narzucić swój styl. Na takim boisku wyszło, jak wyszło. Ogólnie mówiąc, splot nieszczęść, plag egipskich, które pojawiały się u nas jesienią, skończyły się śniegiem, który kompletnie wypaczył przebieg i wynik meczu ze Stomilem. Los nas w tej rundzie nie oszczędzał. Zamierzaliśmy być stabilną drużyną środka tabeli, żeby nie powtórzyła się sytuacji z wcześniejszego sezonu.

- Z całą pewnością narastające zaległości finansowe też nie pomagały w pracy.

- Nie przejmowaliśmy się tym, bo wiedzieliśmy, że może być taka sytuacja. A nie chcę już nawet poruszać niektórych decyzji sędziów... Nie zamierzam wypłakiwać się w rękaw. Sam również na pewno popełniłem błędy.

- Wróćmy do nieszczęść. W drużynie nie brakowało urazów.

- Takiego rozgardiaszu personalnego nie pamiętam nigdzie, a pracowałem na różnych poziomach ligowych.

- W mediach dyrektor Paweł Cieślicki głośno się zastanawiał, czy aby ci kontuzjowani zawodnicy byli dobrze przygotowani.

- Podpisuję się pod tym, przy czym momentami odnosiłem wrażenie, że gdy są kontuzje, to musi być winny. To bardzo zły tok rozumowania.

- Dlaczego?
- Gdybyśmy mieli urazy mięśniowe zawodników, którzy przez całe lato pracowali z nami, to oczywiście trzeba byłoby te kłopoty złożyć na nasze barki, czy odpowiedzialnego za przygotowanie fizyczne trenera Kordiana Wójsa.

- Taką kontuzję miał jednak tylko Bartłomiej Dudzic.

- Jest szybkościowcem, chciał wyrwać się rywalowi, został zblokowany i strzelił mu mięsień. Co to ma wspólnego z przygotowaniem do sezonu? Do tego Łukaszowi Nowakowi pękła kość śródstopia. Nie ma co na siłę szukać winnego, trzeba pogodzić się z pechem. Są takie przypadki i nas los nimi dotknął.

- Największe nadzieje wiązano z przyjściem Grzegorza Barana i Macieja Małkowskiego.

- Runda pokazała, że gdyby nie oni, mogło być naprawdę krucho.

- Małkowski miał zastąpić Macieja Bębenka.

- Straty są zrekompensowane.

- Udany początek sezonu mocno rozbudził apetyty.
- Chwaleni byliśmy za grę skrzydłami. Za widowiskowe „wjazdy” z jednej strony Małkowskiego, z drugiej - Dudzica. Do tego wsparcie bocznych obrońców i skuteczność Arka Aleksandra. Duża była także liczba strzałów, dośrodkowań.

- Kibice głośno wspominali tę najlepszą w historii Sandecję sprzed sześciu lat.

- Było widać i słychać, że bardzo tęsknią za pierwszym sezonem po awansie. Nie chcę być złym prorokiem, jednak trudno będzie w najbliższym czasie zrównoważyć siłę tamtej drużyny. Wtedy były dwie tak samo mocne jedenastki. Już nie mówię o wzorcowych sprawach organizacyjnych... W każdym razie, nasza złota seria skończyła się w meczu z Kluczborkiem.

- Kiedy to kontuzję odniósł Bartłomiej Dudzic.

- I rozpoczęło się pikowanie w dół, jeśli chodzi o siłę ofensywną, bo Małkowski zaczął być podwajany, nie rozkładało się to już na oba skrzydła. Tu wracamy do jednego z poprzednich pytań - z upływem czasu zaczęły dochodzić perturbacje związane z przygotowaniem fizycznym zawodników, którzy nie pracowali z nami latem, a jeździli na różne testy.

- Były spowodowane sposobem przygotowań gdzie indziej?

- Taka jest prawda. „Józek” Ctvrtnicek grał na świeżości, jednak w trakcie meczu kolano mu „uciekło”... To nie był przypadek. Chłopak trafił do nas nieprzygotowany fizycznie, kolano miał słabe. Sam o tym wspominał. „Wylały” się kontuzje, rozwaliła się też linia defensywa.

- Strzałem w dziesiątkę okazało się pozyskanie ukraińskiego stopera Witalija Berezowskiego.

- Potrzebowaliśmy alternatywy dla Dawida Szufryna. Szukaliśmy kogoś z Unii Europejskiej, znanego nazwiska. Nikt nie był jednak zainteresowany. Jego pozyskanie było zbawienne. Z drugiej strony, wiedzieliśmy, że po rozstaniu ze Stomilem nie trenował regularnie, że jego przyjście wiąże się z ryzykiem. Podjęliśmy je, bo nie mieliśmy wyjścia. I, niestety, wyszły sprawy związane z brakiem odpowiednich przygotowań. Przytrafiła się kontuzja, ale to - podkreślam - kolejny zawodnik, który nie pracował z nami latem.

- Na jedenaście spotkań u siebie Sandecja wygrała tylko cztery.

- Gdyby to ode mnie zależało, nie zgodziłbym się, żeby w początkowej fazie sezonu grać trzy mecze z rzędu na swoim boisku. Biorąc pod uwagę fakt, że powstaje nowa drużyna, wolałbym sytuację zrównoważyć. Dla mnie to nie był atut i mówiłem o tym od początku. Zespół się zgrywał, a występując u siebie, musiał atakować, więc wcale nie był faworytem. Wolałbym, żeby drużyna co tydzień grała w tym samym składzie, albo zmian było niewiele. Ostateczne rozstrzygnięcia zapadają wiosną i biorąc pod uwagę, że więcej spotkań będzie na wyjeździe, nie stawia to Sandecji w komfortowej sytuacji. Nie ma co jednak płakać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski