Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie zapomni widoku tej paszczy

Beata Terczyńska
Kazimierz Kwiatkowski wiele razy spotykał niedźwiedzie, ale nigdy wcześniej go nie zaatakowały
Kazimierz Kwiatkowski wiele razy spotykał niedźwiedzie, ale nigdy wcześniej go nie zaatakowały Fot. Paulina Bajda
Dzika przyroda. - Gdy wypadł z rykiem, wiedziałem, że zaatakuje - opowiada Kazimierz Kwiatkowski z Buku w Bieszczadach

To była niedziela. - Gdzieś po ósmej rano poszedłem do lasu "na rogi" - opowiada Kazimierz Kwiatkowski z niewielkiej wioski Buk niedaleko Terki w Bieszczadach. - Znałem miejsca bardzo dobrze, bo chodziłem tam nieraz. Wzdłuż młodnika. Celowo go omijałem, bo wiadomo, że tam można spotkać niedźwiedzia. Nie pomyślałem jednak, że może mieć gawrę w grubej, suchej jodle. Usłyszałem głośny ryk. Wyskoczył. Jakieś osiem metrów przede mną. Z otwartą paszczą. Już wiedziałem, że zaatakuje.

Kwiatkowski nie miał pojęcia, co robić. - Zacząłem krzyczeć. W nadziei, że może się przestraszy i odwróci. Schowałem się za drzewo, ale gdzie tam... Uderzył mnie łapą w głowę. Przewróciłem się. Nakryłem rękoma, bo słyszałem, że to najlepszy sposób na niedźwiedzia. Złapał mnie wtedy zębami za prawy bok i jeszcze za kolano. Potrząsnął i rzucił tak, jak pies potrafi rzucić kotem. Jakby się mną bawił.

Skulony Kwiatkowski jeszcze przez chwilę słyszał groźne pomruki. Aż nagle zwierz przestał warczeć. Zrobiła się cisza. - Podnoszę głowę, patrzę, a on ucieka w dół. Pozbierałem się. Byłem w takim szoku, że nie wiedziałem, gdzie jestem. Tak mi się w głowie wszystko poprzestawiało. Zadzwoniłem do żony, a ona do syna.

Poraniony mężczyzna znalazł stary zrywkowy szlak. Kierował się do głównej drogi. Syn chciał wezwać goprowców, ale Kwiatkowski sam dał radę dojść do szosy. Maszerował prawie godzinę, co jakiś czas kontaktując się z synem.

- W szoku człowiek bólu nie czuł - wspomina. - Syn po mnie wyjechał i zawiózł do domu, a potem do szpitala.

Dyżur na oddziale ratunkowym leskiego szpitala pełniła anestezjolog Małgorzata Dąbrowska. Mówi, że największe obrażenia zaatakowany miał na głowie. - To była rana cięto-darta na szczycie. Musieliśmy założyć około 20 szwów. Pewnie gdyby niedźwiedź mocniej drapnął pazurami, doszłoby do oskalpowania. Widoczne były też niewielkie, ale głębokie rany po prawej stronie klatki piersiowej i na podudziu. Tu wystarczyły pojedyncze szwy - mówi lekarka.

Pan Kazimierz, obolały, leży w łóżku. Łyka silne leki przeciwbólowe. - Chyba więcej miałem szczęścia niż rozumu - mówi. Niedźwiedzie i ślady ich łap widywał w bieszczadzkim lesie wiele razy. Obserwował je z daleka. Co sprowokowało tego osobnika? Może pan Kazimierz go obudził? Może trafił na niedźwiedzicę z małymi? - Może by nie zaatakował, jakbym nie wszedł na gawrę. Skąd mogłem wiedzieć, że w jodle będzie siedział? - mówi mężczyzna od ponad 30 lat mieszkający w Bieszczadach.

Edward Marszałek z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie ostrzega poszukiwaczy poroży. - Marzec i kwiecień to okres, kiedy notuje się najwięcej ataków. Zawsze z winy człowieka. Niedźwiedzie już nie śpią, ale jeszcze nie są na tyle najedzone, żeby były zadowolone z życia - tłumaczy leśnik.

Których miejsc unikać? - To zależy od okresu - mówi Grzegorz Łukacijewski, nadleśniczy z Cisnej. - Trzeba unikać miejsc potencjalnie stanowiących okresowe żerowisko niedźwiedzi. W lecie omijać miejsca, gdzie dojrzewają jagody, a jesienią - stare sady. Na niedźwiedzie możemy się także natknąć w młodnikach, które mogą stanowić ich ostoje, miejsca odpoczynku, gdzie szukają ciszy.

Jedna z teorii o tym, jak się zachować w momencie spotkania z niedźwiedziem, głosi, że należy się skulić i zasłonić głowę rękami. - To wtedy, gdy niedźwiedź atakuje, bo nic nam już nie pozostaje - instruuje nadleśniczy. - Przed niedźwiedziem nie uciekniemy. Dogoni nas bez trudu. Starsze osobniki, z racji gabarytów, nie są dobrymi wspinaczami, można więc uciekać na drzewo, o ile jest taka możliwość.

A jeśli nie atakuje, ale widzimy go w bliskiej odległości, lepiej nie uciekać, lecz delikatnie się wycofywać. Nie krzyczeć, żeby go nie sprowokować. Można coś powiedzieć. Niedźwiedź nas zobaczy i nie będzie zaskoczony. Panuje też przekonanie, że zwierza można wyczuć z daleka, bo po prostu śmierdzi. - Nie do końca - zastrzega nadleśniczy. - Niedźwiedź potrafi się wytarzać w padlinie. On to uważa za "perfumy". Ale nawet wtedy nie tak łatwo go wyczuć.

Na przełomie grudnia i stycznia przyszły na świat niedźwiedziątka. Teraz matki wyprowadzają je z gawr. Dlatego widząc małe, trzeba być szczególnie ostrożnym. Niedźwiedzica jest w pobliżu. Zareaguje agresją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski