MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie zarosło mchem

Redakcja
Z klepsydry, do dziś przechowywanej w rodzinie, dowiedzieć się można, że Adam de Rostwo-Suski był "kapitanem wojsk polskich z roku 1807-9-12 i 31, ozdobionym orderem Virtuti Militari"

Mirosława Kareta-Gala

Mirosława Kareta-Gala

Z klepsydry, do dziś przechowywanej w rodzinie, dowiedzieć się można, że Adam de Rostwo-Suski był "kapitanem wojsk polskich z roku 1807-9-12 i 31, ozdobionym orderem Virtuti Militari"

Stare cmentarze mają w sobie coś tajemniczego. Wrośnięte w ziemię omszałe nagrobki, zatarte napisy, poprzekrzywiane krzyże... Gdzieniegdzie przysiadł kamienny anioł, zamyślony nad przemijalnością świata, gdzie indziej Matka Boska, której jakaś litościwa ręka odmalowała błękitny płaszcz, ale nie mogła oddać zniszczonej przez czas twarzy. Największą tajemnicą są ci, którzy pod tymi starymi kamieniami znaleźli miejsce wiecznego spoczynku. Już bezimienni, gdyż nazwiska zatarł czas, a ich małe i wielkie historie odeszły do wieczności wraz z ludźmi, którzy ich znali.
     Kiedy na początku lat 70. Leszek Suski, jeden z ostatnich potomków rodziny, po raz pierwszy pojawił się na starym cmentarzu w Tuchowie, nie było tam jeszcze drewnianego ogrodzenia, oddzielającego poświęconą ziemię od zwykłej drogi dojazdowej i pól. Nie było też figury św. Ambrożego, patrona pszczelarzy, która od niedawna wznosi się pośrodku cmentarza. Były natomiast, jak dziś, poprzekrzywiane kamienne płyty, żeliwne krzyże, omszałe rzeźby.
     Zanim znalazł grób, obszedł cmentarz wokół.
     - Szukam grobu mojego pradziada...
     - Pan Rostwo-Suski? - upewniła się dziewczyna z przylegającego do cmentarza domu. - To tam.
     Na masywnej, kamiennej płycie, obok czarnego krzyża widniała świeża marmurowa tablica.
     "Adam de Rostwo-Suski, napoleończyk-sybirak, kapitan wojsk polskich 1790-1880. W setną rocznicę powstania styczniowego młodzież i społeczeństwo miasta Tuchowa".
O Adamie de Rostwo-Suskim nie mówiło się w rodzinie inaczej, jak tylko "dziad" lub "pradziad". W mieszkaniu na Wołyniu wisiał na ścianie jego portret w stroju szlacheckim. Jak wiele innych pamiątek rodzinnych, obraz przepadł w wojennej pożodze. Zachowało się natomiast zdjęcie, na podstawie którego był robiony. Do dziś wisi na honorowym miejscu w krakowskim mieszkaniu Leszka Suskiego.
     - Losy mojego pradziada niekiedy do złudzenia przypominają opowiedzianą przez Żeromskiego historię Rafała Olbromskiego - opowiada Leszek Suski. - Też miał szesnaście lat, gdy Napoleon wkroczył do Poznania...
     Urodzony w Stryszowie koło Wadowic, jako syn Onufrego Suskiego i Katarzyny z Fihauserów, Adam został wysłany do szkół do Sandomierza. Stamtąd, bez wiedzy ojca, pod koniec roku 1806 uciekł wraz z kilkoma kolegami do Wielkopolski. Jako ochotnicy zgłosili się do polskich oddziałów tworzonych przy armii napoleońskiej.
     Prawdopodobnie już w początku 1807 roku Adam Suski wziął udział w kampanii napoleońskiej jako żołnierz jazdy kaliskiej. Został ranny i leczył się w szpitalu w Mławie. To był jego chrzest bojowy.
     Po rekonwalescencji został wcielony do I Pułku Strzelców Konnych, regularnych oddziałów jazdy Księstwa Warszawskiego. Już wtedy się wyróżniał. W raporcie generała Michała Sokolnickiego z kampanii 1809 roku kapral Suski wymieniony jest jako przykład męstwa.
     Już jako kapitan wyruszył na wojnę 1812 roku. Polska jazda z wiarą w zwycięstwo przekroczyła Niemen w forpoczcie armii napoleońskiej. Euforia nie trwała jednak długo. W dwóch tragicznych bitwach pod Romanowem i Mirem kawalerzyści Księstwa Warszawskiego odnieśli ciężkie straty. Nie poszli dalej w głąb Rosji. Resztki I Pułku pozostały w Smoleńsku jako obsada twierdzy. Stąd mieli Polacy osłaniać odwrót Napoleona spod Moskwy.
     Wedle tradycji rodziny Suskich, miał się Adam spotkać z Napoleonem. Źródła historyczne potwierdzają taki rozwój wydarzeń. Patrole I Pułku Strzelców Konnych ubezpieczały postoje cesarza i jego gwardii na drodze z Moskwy do Smoleńska. Potem jazda polska osłaniała odwrót armii w korpusie marszałka Michała Neya. Prawdopodobnie wtedy Adam Suski został ranny i dostał się do rosyjskiej niewoli.
     Powrócił z niej w roku 1815. Ważyły się losy Polski, władcy Europy dyskutowali nad kształtem Królestwa Polskiego. Przeważnie piechotą, w dramatycznych okolicznościach, żołnierze napoleońscy wracali do kraju i do wojska, którym dowodził już wielki książę Konstanty. Adam Suski, skierowany do III Pułku Ułanów, szybko z armii wystąpił.
     Gospodarował gdzieś na Podlasiu, tam też ożenił się z Joanną Czarnowską. Kupił majątek Wolica pod Stopnicą. Tam zastał go wybuch powstania listopadowego.
     Stary kapitan kawalerii został jednym z organizatorów Pułku Krakusów w Kielcach i pod generałem Dwernickim ruszył na Wołyń, by i tam wywołać zryw narodowy. W czasie tego krótkiego epizodu przybył z rozkazami z Warszawy Piotr Wysocki, jeden ze spiskowców i organizatorów powstania. Prócz listów przywiózł liczne ordery i odznaczenia. Prawdopodobnie właśnie wtedy Adam Suski otrzymał krzyż Virtuti Militari. Rodzina do dziś przechowuje pamięć o tym wydarzeniu, choć w powstańczej zawierusze nie zostało ono odnotowane w archiwach.
     Dociśnięci przez Rosjan do granicy austriackiej żołnierze korpusu Dwernickiego, zmuszeni byli ją przekroczyć. Suski dostał się do Galicji. Tutaj miał już pozostać do śmierci.
     Nie wiadomo, co się z nim działo w pierwszych latach po powstaniu. Jego majątek w zaborze rosyjskim został skonfiskowany. On sam skazany zaocznie na karę śmierci za to, że w czasie powstania uczestniczył w sądzie polowym nad rosyjskim oficerem, który dopuszczał się zbrodni na polskiej ludności.
     W 1837 roku zalegalizował swój pobyt w zaborze austriackim i po przeprowadzeniu odpowiedniego dowodu, został wpisany do rejestru szlachty polskiej. Dzięki rodzinie Fihauserów, z których pochodziła jego matka, ulokował się w majątku Kłysz koło Dąbrowy Tarnowskiej. Gospodarował tam aż do roku 1846, kiedy to kolejne powstanie poderwało go do działania. Związany i przykryty słomą na wozie, eskortowany przez oddanych sobie chłopów, udawał się na punkt zborny powstańców. Kamuflaż ten miał go uchronić przed grasującymi w okolicy bandami chłopskimi Jakuba Szeli. Jak się okazało, zagrożenie przyszło z innej strony. Po drodze spotkał ich patrol austriacki dowodzony przez polskiego oficera Bzowskiego, zaprzedanego zaborcy. Ten siedmiokrotnie ciął szablą w głowę związanego Suskiego.
     Epizod ten opisała później w książce "Błędni rycerze" daleka krewna Suskich, hrabina Zborowska. Ciało Adama Suskiego znaleźli w kostnicy w Tarnowie żona i syn. Wyciągnęli go spod trupów. Jeszcze dychał.
     - To był twardy człowiek. Nie dość, że przeżył i wyleczył się, ale - ponieważ niebawem owdowiał - ożenił się wkrótce z 30 lat młodszą od siebie kobietą, Teofilą Lewandowską. Miał z nią czworo dzieci. Dzięki temu jesteśmy na świecie - opowiada historię swej rodziny Leszek Suski.
     Adam nie wrócił już do Kłysza. Gospodarował na Prądniku Czerwonym pod Krakowem, dzierżawiąc majątek. Znany był w okolicy ze swoich chłopomańskich tendencji. Być może wojsko nauczyło go demokratyzmu i postępowości.
     Tam też zastało go powstanie styczniowe. Wedle rodzinnej tradycji, był temu zrywowi przeciwny. Miał już wówczas ponad 70 lat i nieco inne poglądy niż szesnastolatek. Przeżył już trzy wielkie klęski narodowe. Czas zawieruchy spędził więc na Prądniku, niewykluczone jednak, że uczestniczył w przerzucie broni i ludzi z Galicji do Królestwa przez pobliską granicę.
     Zmarł, mając 90 lat. Stało się to w Tuchowie, w rejonie, gdzie mieli swoje włości Fihauserowie. W księdze parafialnej napisano, że był u niego z sakramentami i chował go sam proboszcz, co w owych czasach było dużym zaszczytem.
     Z klepsydry, do dziś przechowywanej w rodzinie, dowiedzieć się można, że był "kapitanem wojsk polskich z roku 1807-9-12 i 31, ozdobionym orderem Virtuti Militari".
Dwaj synowie Adama wyruszyli na Ukrainę, ale nigdy nie zrezygnowali z obywatelstwa austriackiego. Nadal zameldowani byli na Prądniku Czerwonym. Choć dobrze się im powodziło po tamtej stronie granicy, Rosjan nie cierpieli.
     - Mój ojciec, który urodził się na Ukrainie pod Berdyczowem, do szkół chodził w Krakowie, studiował w Taborze w Czechach, a do wojska został powołany austriackiego. Gdy powstała wolna Polska, przeszedł do armii narodowej - naturalnie do kawalerii. W roku 1939 jako dowódca 21 Pułku Ułanów uczestniczył w słynnej bitwie pod Mokrą, w której Wołyńska Brygada Kawalerii powstrzymała niemieckie czołgi. Za to oraz za działalność w Armii Krajowej odznaczony został orderem Virtuti Militari - mówi Leszek Suski.
     Wspomnienia swej młodości i walk wyzwoleńczych spisał Adam Suski w pamiętniku, który przez lata był z pietyzmem przechowywany w rodzinie. Wymienia go w "Bibliografii pamiętników polskich i Polski dotyczących" E. Maliszewski. Niestety, pamiętnik zaginął na Wołyniu, podobnie jak inne rodzinne pamiątki. Pozostała fajka z zacierającym się już monogramem Adama Suskiego, z którą miał podobno wracać z rosyjskiej niewoli w roku 1815. Pozostała też treść wspomnień, przekazywana w tradycji rodzinnej.
     Leszek Suski badania historii swojej rodziny rozpoczął kilkanaście lat temu.
     - Co prawda nie jestem historykiem, ale jako pracownik naukowy mam we krwi ścisłość i skłonność do dokumentowania wszystkiego. Mam też obciążenia rodzinne - moim chrzestnym był brat babki, historyk i świetny znawca epoki napoleońskiej, generał Marian Kukiel - opowiada.
     - Wiem to, czego nie wiedział mój ojciec, a być może też Adam Suski - dlaczego nazywamy się de Rostwo-Suscy.
     Rodzinne drzewo genealogiczne sięga XVI wieku. Najstarszy udokumentowany w źródłach przodek to pisarz grodzki przemyski, Jędrzej Suski z Rostwa, urodzony w roku 1560.
     Kiedy na początku lat 70. Leszek Suski po raz pierwszy pojawił się na starym cmentarzu w Tuchowie, nie sądził, że łatwo odszuka grób pradziada. Kilkakrotnie obszedł cmentarz wkoło, oglądając stare i zarośnięte nagrobki. Dopiero na końcu podszedł do masywnego kamiennego grobowca, otoczonego żeliwną barierką. Znalazł na nim rodowe nazwisko i tablicę ufundowaną przez młodzież i społeczeństwo miasta Tuchowa.
     Człowiek, który zaopiekował się grobowcem powstańca i kawalera Virtuti Militari, od lat już nie żyje. Piotr Wojciechowski, nauczyciel historii w tuchowskim liceum, natrafił na grób być może przypadkiem, spacerując w ciszy starego cmentarza. Zmobilizował młodzież i władze miasta do zaopiekowania się grobem. Na podstawie skąpych informacji zapisanych na popękanej kamiennej tablicy, sam odtworzył sobie historię życia Adama de Rostwo-Suskiego. W setną rocznicę wybuchu powstania styczniowego, dzięki jego staraniom, ufundowana została na grobowcu nowa marmurowa tablica.
     Od tego czasu minęło znowu trzydzieści lat. Ktoś zaopiekował się cmentarzem, zbudował ogrodzenie. Pszczelarze ustawili na środku posąg swojego patrona św. Ambrożego. Ktoś zasadził młode drzewa. Ktoś udekorował kwiatami krzyż misyjny, ustawiony tu w roku 1950.
     Grób starego żołnierza napoleońskiego i powstańca nie zarósł mchem. Nie zatarły się napisy. Pozostało imię, pozostała historia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski