Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie zgadzam się na kołtuńskie idee i oligarchizację władzy

Rozmawiał Wojciech Chmura
Ludomir Handzel: - Ani się spostrzegłem, jak z przedsiębiorcy przeistoczyłem się w samorządowca. Coraz częściej myślę kategoriami społecznymi, choć miasto dla mnie jest cały czas przedsiębiorstwem
Ludomir Handzel: - Ani się spostrzegłem, jak z przedsiębiorcy przeistoczyłem się w samorządowca. Coraz częściej myślę kategoriami społecznymi, choć miasto dla mnie jest cały czas przedsiębiorstwem Fot. Stanisław Śmierciak
Rozmowa. O szoku, gabinecie cieni i nadziei opowiada Ludomir Handzel, który 188 głosami przegrał wybory prezydenckie w Nowym Sączu i nie zamierza złożyć broni.

- Wyleczył Pan już kaca po wyborach prezydenckich?

- Nie miałem żadnego kaca.

- Zabrakło do szczęścia niecałych dwustu głosów. Niech mi Pan nie wmawia, że się Pan ucieszył tym faktem.

- Nie ucieszyłem się, to oczywiste. W kategorii sukcesu lub porażki wyborczej, mój start w listopadowych wyborach jest zdecydowanym sukcesem. Można było dotrzeć z wizją nowocześniejszego miasta do większej liczby sądeczan. Można było wygrać.

- Jedynie to sobie Pan wyrzuca bilansując kampanię?

- Chyba tak. Myślę, że udało mi się zachować do końca umiar, spokój, profesjonalizm i rozwagę. Nie uległem podszeptom, żeby atakować rywala mocniej, żeby pytać go wprost o jego osobiste słabe strony. Nie to było jednak powodem, by pokazać "żółtą kartkę", ale brak rozwoju Sącza. Obudziliśmy w ogromnej rzeszy mieszkańców, niesamowitą pozytywną energię. Ujawnili, że nie pasuje im wizerunek miasta pod trwającymi osiem lat rządami prezydenta Ryszarda Nowaka i nie dali się uwieść zmasowanej propagandzie obozu rządzącego w Nowym Sączu.

- Być może głosując na Pana, myśleli, że niech wygra każdy, byle nie urzędujący prezydent.

- Właśnie, że nie każdy. Dla mnie szokiem były wyniki całej piątki startujących w pierwszej turze. Pierwsze miejsce Ryszarda Nowaka nie podlegało dyskusji, ale jego dystans do pozostałych nie był tak duży, jak myślałem. Co ważniejsze, to ja miałem wśród nich wyraźnie najlepszy rezultat. Dystans do Nowaka w procentach to zaledwie 32 do 38.

- Taki wynik dodał Panu skrzydeł na tyle, że w drugiej turze szedł Pan po realne zwycięstwo?

- Tak. Stawiałem cały czas na mój program nowoczesnego zarządzania i zmian. Poczułem, że mam niespodziewanie dużego pokrewnych dusz. To ludzie, którzy jeżdżą po świecie i dostrzegają zastój Nowego Sącza, zaściankowy sposób rządzenia, który przekłada się wprost na życie sądeczan, moje życie, człowieka, który tu się urodził i tu ma swój dom oraz rodzinę. Nie byłem ani najmądrzejszym, ani najsprawniejszym kandydatem na urząd prezydenta miasta, ale emanacją oczekiwań i aspiracji.

- Czy wobec tego pierwsza tura była dla Pana ważniejsza?

- W tym sensie, o którym przed chwilą mówiłem, na pewno tak. Druga tura w oczywisty sposób rozstrzygała. Zwycięstwo prawie się spełniło. Dziś uśmiecham się, że to prawie jak z reklamy piwa. Prawie piwo, to jednak nie piwo. Choć mam w drugiej turze swoje małe zwycięstwa.

- Jakie na przykład?

- Udało się wywalczyć choćby to, że nie będzie podwyżek cen wody. Tuż przed głosowaniem prezydent to ogłosił, choć wcześniej cały czas utrzymywał sądeczan w przeświadczeniu, że na ceny wody nie ma wpływu i że się nie da. Dało się. Przypomnę, że "stop dla cen wody" to było jedno z moich haseł wyborczych.

- Gdyby Pan wygrał, nie miałby Pan, ani jednego swojego człowieka w radzie.

- To pozytyw. Rada ma pilnować prezydenta, a nie być instrumentem jego władzy. To między innymi przeciwko temu sądeczanie się zbuntowali. Przeciwko oligarchizacji władzy i grupie trzymającej władzę, dobrze opłacanej i powiązanej układami. Sądeczanie przestali się czuć jak we własnym mieście. A co do radnych, za moich rządów zniknąłby podział na kluby, a stworzyłby się nowy. Na tych, którzy są za rozwojem i odważnymi decyzjami i na hamulcowych.

- Odpuszcza Pan?

- Ani myślę.

- Co konkretnie Pan zamierza?

- Będziemy patrzyli prezydentowi i władzy w mieście na ręce. Na każą decyzję. Rozliczali z każdej deklaracji i obietnicy.

- Tego nie było w programie wyborczym.

- Mój komitet wyborczy "Koalicja Nowosądecka" przekształcił się w stowarzyszenie. Na pewno będziemy się starać przełamać kołtuńską ideologię, która sprowadza się do tego, że jak ktoś jest z gminy czy powiatu, to nie będziemy z nim gadać albo niech inni nam zbudują drogę do Brzeska.

Taki sposób myślenia jest obcy sądeczanom otwartym na świat. Chcą, aby tych 500 mln zł na drogę Sącz - Brzesko dopilnować. Nie można filozofować, obrażać i dać się spychać z roli partnera dla wojewody, wójta, czy marszałka.

- Chce Pan stworzyć alternatywny gabinet cieni?

- Już się kształtuje. Jestem przewodniczącym rady nadzorczej "Koalicji Nowosądeckiej", a prezesem zarządu jest Artur Bochenek, wicewójt Chełmca.

- Wystartuje Pan za cztery lata na prezydenta?

- Nie chcę czynić dziś takich zobowiązań. Oblicze miasta musi się zmienić radykalnie. Zastój komunikacyjny jest kolosalny. Wielu turystów i narciarzy przepycha się dziś cały dzień do Sącza, ale czyni to tylko raz. Następnym razem, wybierają szybszą drogę na Bielsko do Szczyrku czy Wisły. Pod obecnymi rządami zmiany tej sytuacji nie widzę. Polska nam odjeżdża.

- Życzenia na nowy rok?

- Oby rozbudzona w sądeczanach nadzieja i aktywność sprawiły, by w 2o15 roku żyło się lepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski