Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie zrobiliśmy cepelii, choć niektórzy ludzie by chcieli, by do operacji Religi grało Kombi

Rozmawia Katarzyna Kachel
Fot. Andrzej Banaś
Mój pomysł na muzykę do filmu „Bogowie” szedł tropem prostych skojarzeń. Bo na główny temat składa się bicie serca, dźwięki z sali operacyjnej, odgłosy życia w szpitalu. Ładunek emocjonalny obrazu był tak duży, że nie musiałem podkręcać tempa – mówi krakowianin Bartosz Chajdecki.

– Mam Cię nie pytać o „Czas honoru”?

– Możesz, ale ja nie będę odpowiadać.

– Denerwuje Cię, że napisałeś tyle utworów, a cały czas mówią: autor muzyki do „Czasu honoru”.

– Od dawna. Co zresztą nie jest zbyt odkrywcze i zaskakujące. Serial zwykle ma większą oglądalność niż film fabularny.

– A może jednak jest to Twoja najlepsza kompozycja?

– Nie sądzę. Ale na pewno jedna z mocniejszych.

– Nadal się przejmujesz krytyką?

– Tak, oczywiście. Przejmuję się tym, co piszą z tego powodu, że przejmują się tym inni ludzie związani z produkcją filmową.

– A ty? Tak wewnętrznie.

– Wtedy, gdy mam świadomość, że zrobiłem coś dobrego – nie.

– Recenzjami po filmie „Bogowie”?

– Nie.

– Bo to jest dobra muzyka?

– Jej oceny pokazują, że jest to kwestia indywidualnego gustu. Pojawiły się bowiem głosy entuzjastyczne, wręcz euforyczne, jak i takie mocno krytyczne.

– W co uderzyły najbardziej?

– To bardzo dziwne, bo muzyka jest odbierana kompletnie skrajnie. Niektórzy dowodzą, że jest zbyt delikatna, przeźroczysta i w ogóle jej nie słychać. Inni z kolei uważają, że dominuje nad obrazem, ekspresyjnie go przytłacza. Że jest patetyczna.

– Twoim zdaniem?

– Jeżeli ktoś jedną ręką gra na fortepianie. Spokojnie, delikatnie – to nie jest to patetyczne.

– Ale dużo w Twojej muzyce emocji, mocnych, pulsujących dźwięków.

– Tak, bo opiera się ona na odgłosach z sali operacyjnej. Są bardzo punktowe, jak na przykład odgłos bicia serca.

– Reżyser wtrącał się w Twoją pracę?

– Pomagał – praktycznie żadna nuta nie powstała bez jego wiedzy. I bardzo dobrze, bo to była fantastyczna współpraca. Łukasz Palkowski bardzo wielką wagę przykłada do ilustracji muzycznej, sam zresztą gra na gitarze i ma dobry słuch. Pozwalało nam to lepiej się komunikować. Językiem muzycznym. To ułatwia i przyspiesza współpracę. Jego opinia i ocena nie była zresztą ostatnią, bo nad muzyką pochylała się później niejedna mądra głowa.

– Były takie sytuacje, kiedy słyszałeś: nie, to nie jest to!

– Bardzo długo szukaliśmy utworu do tej wymownej sceny spojrzenia Religi. Kiedy przenikliwie patrzy w oko kamery. Łukasz zaproponował, by zilustrować to biciem serca. I to był świetny pomysł, choć nie pierwszy. Na początku zastanawialiśmy się bowiem, czy nie powinno tam być utworu metalowego. Zamysł nam się podobał, ale pojawiły się opinie, że za mocno, zbyt dosłownie, za dużo tym dopowiadamy. Tyle że łagodniejsze warianty całkowicie rozmywały tę scenę.

–Tak długie dyskusje do kilkusekundowej sceny?
– I to nie tylko do tej. Przy wielu momentach „Bogów” trwały zaciekłe dyskusje i przymiarki. Przy śmierci jednego z pacjentów na przykład.

– Nie zdradzajmy za wiele.

– Powiem tylko, że próbowaliśmy tam wszystkich wariantów: bez muzyki, z muzyką, z muzyką włączającą się. Widzowie ocenią, czy wybraliśmy najlepszy wariant. Chcę tylko podkreślić, że film ten powstawał z wielką precyzją. Wręcz zegarmistrzowską.

– Najmocniej uderzyłeś w momencie załamania się Religi.

– I tu faktycznie można powiedzieć, że muzyka jest dominująca. Z pełną premedytacją i przy akceptacji całej ekipy realizatorskiej.

– Palkowski to pierwszy reżyser, z którym tak dobrze Ci się pracowało?

– Nie. Wielką wagę i zrozumienie do muzyki w filmie ma choćby Kordian Piwowarski czy Maciej Pieprzyca. Nie mogę narzekać.

– Jak Palkowski Cię znalazł?

– Nie mam pojęcia. Dostałem telefon od agenta, że jest taka produkcja i mam się ubiegać.

– Co to znaczy ubiegać?

– Zwykle kilku kompozytorów stara się pisać muzykę do takich większych produkcji.

– Dostajesz scenariusz?

– Tak. Na tamtym etapie nie miałem jeszcze żadnego obrazu.

– Pisałeś tylko do samego tekstu?

– Do całego filmu nie dałoby się tak tworzyć. Ale na etapie początkowym – tak. Polega to na konstruowaniu czegoś na kształt palety barw. Trzeba na niej poukładać kolory, pędzle.

– Co Ci podpowiedziała historia Religi?

– Po pierwsze, od razu wiedziałem, że to świetny scenariusz. Po drugie, mój pomysł na muzykę poszedł tropem stosunkowo prostych skojarzeń. Muzyka jest niewerbalna, tak więc nigdy nie ma niebezpieczeństwa, że będzie bardziej dosłowna od obrazu. I tu, w tym konkretnym przypadku, sprawa była oczywista. Bo na temat muzyczny składa się bicie serca, dźwięki z sali operacyjnej, odgłosy życia w szpitalu. Ładunek emocjonalny tego filmu był na tyle duży, że nie musiałem już podkręcać tempa.

– Potem była już praca z obrazem.

– I pisanie konkretnych utworów do danych scen. Mozolne, dokładne i przećwiczone z różnymi wariantami.

– Niektórym brakuje polskich przebojów z lat 80.

– Tak, wielu chciałoby mieć w tym filmie choćby zespół Kombi. Ale Religa podobno nie słuchał polskiej muzyki z tamtych lat. Mnie chodziło o wytworzenie klimatu tego czasu, a nie zrobienie cepelii. Delikatnie zasygnalizowałem barwę, klimat tamtych czasów.

– Ile razy widziałeś już ten film?

– Za dużo. I za każdym razem mam ochotę coś poprawić. Dlatego staram się już go nie oglądać.

– Jest dobry?

– Podoba mi się, choć nie jestem już w stanie obiektywnie go ocenić. Wciąż jednak pamiętam moje pierwsze z nim zetknięcie, oczywiście bez muzyki. Pracowałem wówczas nad czymś kompletnie innym. Kiedy go dostałem, chciałem tylko włączyć na chwilę, by zobaczyć, czy plik się otwiera. Nie byłem w stanie się oderwać. Przesiedziałem przed ekranem bite dwie godziny i 20 minut, bo wtedy tyle liczyła sobie ta wersja.

– Masz ulubione sceny?

– Tak, akurat takie bez muzyki (śmiech). Tak jak na przykład rozmowę Religi z pierwszym dyrektorem. Schyla się, patrzy na niego i wydaje wyrok, komentując stan jego zdrowia.

– I co teraz z tą muzyką.

– Kiedy skończę ją składać, wyda ją Polskie Radio. To będzie specyficzna płyta, bo jednoklimatyczna.

– Będzie się dało tego słuchać bez obrazu?

– Muzyka taka jest do słuchania w dwóch momentach: domowych zajęć – nie powinna być wówczas zbyt denerwująca i drażniąca. Albo w momencie, kiedy wpadamy w jakiś trans i mamy ochotę odpocząć. I tu, i tu sprawdzi się znakomicie.

– Na koniec: Wiesz, że wiele osób myśli, że to Ty napisałeś muzykę do „Miasta 44”?

– Też słyszałem.

– No i?

– Nie ukrywam, że bardzo szybko dementuję tego typu informacje.


Bartosz Chajdecki

ma 34 lata. Jest kompozytorem muzyki teatralnej, telewizyjnej i filmowej. To twórca obdarzony wielką wyobraźnią, swobodą twórczą oraz wyczuciem gatunków i lekkością w łączeniu często diametralnie od siebie różnych muzycznych stylistyk. Tworzy muzykę do głośnych i wielokrotnie nagradzanych polskich filmów fabularnych, seriali telewizyjnych, kilkudziesięciu spektakli teatralnych w Polsce i na świecie oraz do filmów dokumentalnych i krótkometrażowych.

Jednym z największych osiągnięć Chajdeckiego jest muzyka do „Czasu honoru”. W lutym 2011 roku kompozytor otrzymał za tę muzykę nominację do prestiżowych międzynarodowych nagród IMFCA – Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Muzyki Filmowej z Los Angeles w kategorii „Najlepsza muzyka dla telewizji”.

Na swoim koncie ma także ścieżki dźwiękowe do seriali: „Siła wyższa” (dla TVP) i „Misja Afganistan” (dla Canal+), filmów: „AmbaSSada”, „Baczyński”, „Chce się żyć”, „Wkręceni”, „Powstanie Warszawskie”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski