Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niebezpieczni po śmierci

ALG
W czwartek minęła 60. rocznica mordu w Pieczonogach. Niemieccy żandarmi zamordowali wówczas ośmiu partyzantów, członków batalionu Armii Krajowej "Skała". Nie mniej tragiczne są pośmiertne losy pomordowanych akowców. Miejsce ich pochówku pozostaje tajemnicą, której prawdopodobnie nigdy nie uda się rozwiązać.

W 60. rocznicę zbrodni pod Pieczonogami

   Rok temu na naszych łamach przypomnieliśmy szczegółowo przebieg tamtego wydarzenia i jego konsekwencje w postaci likwidacji przez partyzantów Wilhelma Baumgartena, dowódcy niemieckiego stutzpunktu w Dalewicach. Na wieść o egzekucji jeszcze tego samego dnia wysłano na miejsce patrol partyzancki dla sprawdzenia, czy pomordowani to rzeczywiście "skałowcy". Kiedy to się potwierdziło, 5 listopada w nocy, na miejscu zbrodni pojawił się drugi patrol. Jego celem było dokonanie ekshumacji pomordowanych. - Zwłoki ułożono rzędem na ziemi. Witold Kalisiak, członek patrolu rozpoznawczego, fotografował. (...) Ciała chłopców pochowano razem, w jednym wspólnym grobie. Zwłoki sanitariuszki "Fiołka" (Klementyna Zienkiewicz - przyp. ALG) pochowano oddzielnie, aby łatwiej można było ją ekshumować - pisze Zbigniew Pałetko w swojej pracy "Likwidacja Baumgartena". Na pomysł osobnego pochowania dziewczyny wpadł Stanisław Kodura, który wiedział, że jej matka zrobi wszystko, by jej jedyne dziecko zostało pochowane w rodzinnym Zabierzowie.
   Tak też się stało. Po wojnie matka Klementyny Zienkiewicz, nie pytając nikogo o zgodę, zabrała zwłoki z Pieczonóg i pochowała w Zabierzowie. Pogrzeb "Fiołka" odbył się rok po zbrodni, 11 listopada 1945 roku. Czy fakt, że odbyło się to akurat w rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości był przypadkiem? Zdaniem Zbigniewa Pałetki - tak. Z drugiej strony pisze on jednak, że pogrzeb stał się wielką patriotyczną manifestacją, w której udział brały tłumy ludzi.
   Pozostali pomordowani nie mieli nawet tyle szczęścia, by doczekać się własnej, nie tylko symbolicznej, mogiły. Ponieważ żaden z zabitych partyzantów nie pochodził z rejonu Proszowic, po zakończeniu wojny podjęto starania o ich ekshumację. Nie przyniosły one żadnego efektu. - Okazało się, że dla ówczesnego reżimu nawet zwłoki poległych akowców stanowią niebezpieczeństwo - _napisał w "Wojennych i powojennych wspomnieniach..." Kazimierz Lorys.
   Wobec niemożności dokonania ekshumacji koledzy poległych postanowili przynajmniej uformować w miejscu, gdzie zostali oni pomordowani, mogiłę. Zadania podjęli się Dorota Franaszkowa i brat jednego z zamordowanych Zdzisław Zdebski. Dorota Franaszkowa to siostra Wandy Girtler, o której pisaliśmy tydzień temu, przybliżając dzieje niektórych grobów znajdujących się na proszowickim cmentarzu. Wanda, córka legionisty, członkini AK o pseudonimie "Ewa", została zamordowana w styczniu 1945 roku w Kościelcu przez NKWD. Jej siostra Dorota do partyzantki wstąpiła w sierpniu 1944 roku jako łączniczka. Uczestniczyła m.in. w bitwie pod Złotym Potokiem koło Częstochowy, gdzie oddziały partyzanckie, idące na pomoc walczącej Warszawie, natknęły się na przeważające siły wroga (w tej samej bitwie udział brała Zienkiewicz).
   Jak pisze Zbigniew Pałetko, z Krakowa do Proszowic Franaszkowa i Zdebski dojechali samochodem, a stamtąd pieszo udali się do Pieczonóg. Zgłosili się do sołtysa prosząc o nocleg, zostali przyjęci bardzo chłodno. Dorota Franaszkowa wspominała potem: - _Nie mogłam zasnąć, zachowanie gospodarzy wydawało mi się podejrzane. [Gospodarze] wciąż z kuchni wychodzili, szeptali, kręcili się, byli niespokojni. Wreszcie późno w nocy posłyszałam za domem ciężkie kroki grupy mężczyzn i półgłosem prowadzone rozmowy.

   W domu pojawił się patrol ormowców. Przybyłym nakazano się ubierać i wychodzić. Franaszkowa, wiedząc o przypadkach akowców, którzy wyciągani z domów ginęli bez śladu, zaczęła blefować. Powiedziała, że rano przyjedzie wojsko i władze, by ekshumować zwłoki partyzantów. - Te moje bezczelne kłamstwa ostudziły ich. Spuścili z tomu i zaczęli się tłumaczyć, że teraz chodzą bandy złodziei, oni tylko chcieli mnie wylegitymować i pomóc w pracach ekshumacyjnych, o których rzekomo wiedzieli. Wycofali się w pośpiechu.(...) Oka już oczywiście nie zmrużyłam, cała drżałam ze zdenerwowania i strachu. Uzmysłowiłam sobie, że jeśli rano sprawdzą moje kłamstwo, to będzie źle.
   Nie sprawdzili. Rano Franaszkowa i Zdebski z pomocą Mieczysława Łudki uformowali mogiłę. Powstał kurhan, na którym umieszczono następnie krzyż i tablicę. Zdaniem Zbigniewa Pałetki w 1951 roku (niektóre źródła podają, że w 1945) dokonano jednak ekshumacji poległych partyzantów. Ekipa, nazywana przez niego "milicyjno-ubowską" wydobyła z ziemi zwłoki poległych i zabrała w nieznane miejsce. Do dziś nie udało się ustalić, co się z nimi stało.
   Trzeba było czekać ponad 40 lat, by w miejscu dokonanej zbrodni mógł stanąć obelisk. 11 listopada 1988 r. (znowu 11 listopada!) w Pieczonogach odbyła się uroczystość odsłonięcia kamiennej bryły, umieszczonej u podstawy żelaznego krzyża. Na obelisku znajduje się granitowa tablica z nazwiskami ośmiorga pomordowanych. Jutro w tym miejscu odbędzie się uroczystość upamiętniająca 60. rocznicę tamtego wydarzenia. (ALG)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski