18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niech nikt nie przeszkadza edukacji

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
Kariera: prof. Włodzimierz Roszczynialski, rektor Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości w Krakowie

Fot. Anna Kaczmarz

Założył Pan prywatną szkołę wyższą w czasie, gdy inni wybierali bardziej intratne biznesy.

- Nie do końca tak było, bo nie od razu zająłem się działalnością edukacyjną. Jeszcze jako pracownik Akademii Górniczo-Hutniczej - a habilitowałem się w 1987 roku, profesorem uczelnianym zostałem w 1992 roku, a profesorem zwyczajnym w 2002 roku - współtworzyłem z kolegami spółdzielnię "Optima". Świadczyła ona prace wyburzeniowe techniką strzałową. Był to więc typowy, jak na tamte czasy i tamte możliwości, biznes. Następnie tworzyłem w innym środowisku inżynierów przedsiębiorstwo usług i ekspertyz, które wprowadzało na polski rynek nowoczesne instalacje gazowe. W obydwu tych firmach nie byłem wykonawcą, ale organizatorem, handlowcem, menedżerem. I w końcu, tak jak bywa w biznesie, dla obydwu tych spółek wyczerpały się możliwości zbytu, a więc i działania.
Edukacja była kolejnym biznesem, którego w tym samym czasie się podjąłem. Miałem w tej materii niemałe doświadczenie, wynikające z pracy na stanowiskach od asystenta do profesora w AGH. Miałem też swoje osobiste koncepcje dotyczące skutecznej edukacji, niezbyt przystające do poglądów przesympatycznego skądinąd otoczenia.
W Polsce dokonywała się transformacja ustrojowa i nie widziałem szans na realizację "dobrej roboty" w ówczesnym środowisku. Byłem przekonany, że - otwierając biznesową szkołę wyższą - mogę stworzyć coś nowego dla edukacji wyższej. Młodzi ludzie od początku lat 90. chcieli zdobywać wiedzę z zakresu biznesu, która otwierała im drogę do kariery w zagranicznych korporacjach, a przede wszystkim była pomocna przy zakładaniu własnych firm. Wiedza ta stanowiła ekonomiczny background, pozwalający poznać reguły wolnego rynku i swobodnie się po nim poruszać. Sam więc, chcąc nie chcąc - takie były czasy - przekwalifikowałem się z inżyniera na ekonomistę i założyłem uczelnię biznesową.
W dość szybkim czasie niepubliczna Wyższa Szkoła Zarządzania i Bankowości w Krakowie stała się znana nie tylko w Małopolsce - zaczęła święcić triumfy w ogólnopolskich rankingach. W czym tkwi sekret takiego spektakularnego sukcesu?
- Nie ma w tym nic szczególnego, tajemniczego, a jest wiele zwyczajnej codziennej pracy. Mój stosunek do takich wartości, jak praca, uczciwość - jest niemal krystalicznie ewangeliczny: na sukces pracuje się powoli i tylko dzięki codziennej, sumiennie wykonywanej pracy, realizuje się jasno sprecyzowaną misję, stopniowo urzeczywistniając plany zawodowe oraz młodzieńcze marzenia. Nie notowaliśmy przecież jako uczelnia ani kryzysów, ani też fajerwerków...
Czy, tworząc uczelnię, wzorował się Pan na przykładach konkretnych słynnych uczelni zagranicznych, z których czerpał Pan know-how? Może któraś z nich jest Panu szczególnie bliska?
- Nie, nic takiego nie miało miejsca. Natomiast bardzo aktywnie uczestniczyłem w pracach i spotkaniach Stowarzyszenia Edukacji Menedżerskiej (SEM) FORUM, oraz Fundacji Edukacyjnej Przedsiębiorczości (FEP), a później ich brukselskiego odpowiednika (EFMD), byłem też przez osiem lat wiceprzewodniczącym Konferencji Rektorów Szkół Niepublicznych. We wszystkich tych organizacjach, zwykle jako członek zarządów, zajmowałem się jakością kształcenia. Tam też spotykałem niemal wszystkich wybitnych polskich ekonomistów znanych z pierwszych stron gazet. Od wielu lat biorę udział w konferencjach naukowych poświęconych edukacji menedżerskiej i korzystam z doświadczeń innych.
A Pana osobiste poglądy na edukację? Jakie one są?
- Przede wszystkim uważam, że szkoła powinna przygotowywać młodych ludzi do aktywnego funkcjonowania w społeczeństwie obywatelskim. Nauka, oceny - wszystko to jest ważne, jednak nie najważniejsze. Najistotniejsze jest to, co jednostka potrafi uczynić dla dobra wspólnego. Staram się motywować młodych ludzi do pracy dla dobra swojego otoczenia. Przykładowo w WSZiB można otrzymać semestralne stypendium motywacyjne rektora za pracę na rzecz uczelni. I to niezależnie od stypendiów za wyniki w nauce i socjalnych, które funduje budżet państwa.
Niektórzy wychodzą z założenia, że praca w samorządzie czy w kółkach naukowych to jest dla studenta czas stracony.
- Jest całkiem odwrotnie. Ci aktywni studenci zdobywają doświadczenie do przyszłej pracy zawodowej, są przedsiębiorczy, kreatywni, tu rodzą się liderzy. Tu też nawiązują się tak ważne w dorosłym życiu więzi i przyjaźnie. Niemała grupa naszych studentów jest bardzo aktywna na polu sportowym - wygrywają mistrzostwa międzyuczelniane w wielu dziedzinach sportu, m.in. w pływaniu, narciarstwie i w snowbordzie. W uczelni nie brak miłośników teatru, tańca (byliśmy jednym ze sponsorów ubiegłorocznego festiwalu tanga w Krakowie), mamy adeptów fotografii artystycznej.
W uczelni stosujemy rozbudowany internetowy system komunikacji, dzięki któremu jest możliwy kontakt student -wykładowca - kierownictwo uczelni przez 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu. Ja sam dziennie odpowiadam na setkę listów. Przykładowo kilka dni temu jeden ze studentów zasugerował, że nie rozumie, o co chodzi w uwikłaniu niektórych polskich firm w opcje walutowe.... Bez chwili wahania zorganizowaliśmy wykład fakultatywny na ten temat. Ale z reguły najczęściej młodzi ludzie piszą do mnie o swoich problemach życiowych, o tym, z czym borykają się na co dzień...
Co Pan wtedy robi?
- Pomagam im.
Nie przytłacza to Pana? Te listy? Ciągłe wizyty? Nawet teraz, gdy rozmawiamy, co chwilę telefony od studentów przerywają nam rozmowę...
- Nie przytłacza mnie to, ponieważ nowoczesne środki teleinformatyki, którymi jest nasycona uczelnia, dają możliwość "second life" bez zbytniego zaabsorbowania realnego życia. Poza tym to moja praca. Cieszę się, że studenci i pracownicy mają do mnie zaufanie, że nie jestem oderwanym od ich życia rektorem ex cathedra. Że można ze mną normalnie w każdej chwili porozmawiać.
Jak Pan odreagowuje cały ten stres, który musi wynikać z życia w ciągłym pędzie, z tylu spraw, maili, rozmów?
- Po 38 latach pracy w uczelniach wyższych nie męczy mnie trud wykładowcy, profesora, rektora... Zmęczenie odreagowuję, uczestnicząc w wydarzeniach kulturalnych Krakowa, w kinie, przy lekturze dobrej książki, nie boję się też wspinaczki wysokogórskiej.
Podkreślał Pan niejednokrotnie, że zatrudnia w szkole praktyków - z dziedziny finansów, rachunkowości, bankowości, zarządzania, marketingu, informatyki itd. i że studenci uczą na tzw. case'ach - studiach przypadku. Powszechnie wiadomo, że ta metoda kształcenia najlepiej przygotowuje do pracy zawodowej, gdzie na każdym kroku trzeba rozwiązywać problemy. Czy Wasza uczelnia pomaga też Waszym studentom i absolwentom w aktywnym wejściu na rynek pracy?
- W zasadzie nawet nie jest to potrzebne, ponieważ znakomita większość naszych studentów już pracuje. Muszą to robić z prozaicznej przyczyny - żeby utrzymać się na studiach. Wbrew powszechnemu mniemaniu nie są to, przynajmniej w przeważającej większości, córeczki i synowie bogatych rodziców, którzy fundują im studia. Dzieci z bogatych rodzin studiują za darmo w uczelniach państwowych. Moi studenci sami studia wybierają i opłacają je z własnej kieszeni - z zarobionych przez siebie pieniędzy. Dlatego 80 proc. z 7 tys. naszych studentów studiuje zaocznie. Dzięki temu mogą godzić naukę z pracą.
Osobnym tematem jest to, że stwarzamy możliwości zaistnienia młodym ludziom w międzynarodowych korporacjach, firmach outsourcingowych, współpracując z takimi firmami, jak Cisco, Microsoft. Za naszym pośrednictwem szkolą one sobie przyszłą kadrę. Firmy te mają duży wpływ na program konkretnych naszych kierunków studiów, a potem wybierają sobie najlepszych absolwentów.
Dlaczego przestał istnieć inkubator przedsiębiorczości, który funkcjonował przy szkole - "Aktywni.pl"?
- Praktycznie było to mini przedsiębiorstwo, które wytwarzało programy informatyczne na zamówienie konkretnych firm. A przestało funkcjonować z prozaicznego powodu - owe firmy po jakimś czasie przestały płacić nam za wytworzone na ich zamówienie produkty. Z tego powodu Aktywni.pl zbankrutowali.
A młodzież?
- Dostała pierwszą bolesną lekcję. Ja zresztą też straciłem niemało.
Co - z perspektywy kilkunastu lat działalności szkoły - uważa Pan za swój największy osobisty sukces?
- Ludzie, z którymi pracuję. To jest mój największy kapitał. Pracownicy uczelni to niemal 400 osób. Jest to niezwykle zgrany zespół. Jesteśmy w stosunku do siebie bardzo bezpośredni. Jednocześnie też wszyscy wiedzą, że jako szef nie toleruję lenistwa, obłudy, donosicielstwa, gadulstwa... Jestem zadowolony, że między pracownikami panuje dobra atmosfera.
Nadchodzący niż demograficzny może być bardzo dotkliwy dla wielu słabszych - czy to publicznych, czy to niepublicznych - szkół. Jakie działania zamierza Pan podjąć, by przetrwać ten trudny okres?
- Nie można nic zrobić, bo demografia jest nieubłagana. W żaden sposób nie można na nią wpłynąć. Jest w tym podobna do zjawisk atmosferycznych. Nie można przecież mieć pretensji do deszczu o to tylko, że pada.... Albo do kryzysu ekonomicznego, który obnaża nasze słabości. Przed deszczem chroni parasol, kryzysowi może zapobiec mądra polityka ekonomiczna, a edukacji niech nikt nie przeszkadza!
Rozmawiała: Aleksandra Nowak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski