Leszek Laszkiewicz:
W Tychach podczas spotkań hokejowych panuje niepowtarzalna atmosfera. Jednak pod każdym zawodnikiem mogą się ugiąć nogi, kiedy staje przed krążkiem, a uszy zatyka ogłuszający gwizd kilkutysięcznej widowni. W takich właśnie okolicznościach popularnemu "Laszce" przyszło otwierać serię rzutów karnych. - Oczywiście, że presja na zawodniku jest ogromna, ale bramkarz jest przecież w podobnym położeniu. W takiej sytuacji trzeba się wyłączyć - mówi hokeista. - Mnie się to udaje. Koncentruję się tylko na strzale, który mam oddać. Niech sobie krzyczą, a ja robię swoje - dodaje hokeista.
Ostatnio kibice przyzwyczaili się do bramek braci Laszkiewiczów, które decydują o losach spotkań. - Byliśmy bliscy wypełnienia swojej normy - mówi Leszek. - Na początku trzeciej tercji razem z Danielem rozegraliśmy szybką kontrę, ale jakoś szczęście nam nie dopisało. Większego pecha miał brat Daniel, po uderzeniu którego, krążek przeszedł wzdłuż linii bramkowej. Cóż, nie zawsze da się zaspokoić gusta kibiców, ale najważniejszy jest cel drużyny. Ona wygrała drugi mecz i do znalezienia się w 14. z rzędu finale, brakuje Unii już tylko jednego zwycięstwa - przypomina Leszek Laszkiewicz.
Wygląda na to, że Dwory lubią grać na karne. Dwa lata temu w Katowicach wygrały nimi dwa mecze finałowe. - Chcieliśmy rozstrzygnąć mecz w regulaminowym czasie, ale skoro się nie udało, przyjęliśmy karne ze spokojem. Byłem przekonany, że to my je wygramy - kończy hokeista.
(zab)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?