Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niechciany snajper

Redakcja
Wisła - Pogoń Szczecin 1-2 (0-1)

0-2 Wiechowski 82 min.

 0-1 Wiechowski 34 min.
 1-2 Frankowski (karny) 86 min.
 W prawie 40-stopniowym upale Wisła przegrała z wiceliderem i straciła pierwszą pozycję w tabeli. Emocji było sporo, trzy bramki, dramatyczna końcówka meczu, cztery słupki i poprzeczki. Gorzej było z poziomem, ale trzeba brać poprawkę na kanikułę.
 Zaskoczeniem było wystawienie przez trenera Lenczyka młodego obrońcy Łukasza Nawotczyńskiego, ale jak potem zeznał trener, spowodowane to było tym, iż Głowacki nie był w pełni sił.
 Zaczęło się ciekawie, w 6 min Skrzypek zablokował mocne uderzenie Żurawskiego, w 7 min Frankowski z paru metrów strzelił w... słupek. Goście też atakowali, w 18 min Dymkowski strzelał z
12 m pod poprzeczkę, Sarnat wybił piłkę na róg. Potem gra jakby "siadła", obie drużyny "szanowały" piłkę, bojąc się podjąć ostrzejsze tempo w tropikalnym upale. W Pogoni błyszczał jeszcze do niedawna wiślak - Brasilia.
 Tak było w 34 minucie, Brasilia dostrzegł na prawej stronie wolnego Bednarza, ten kryty na "radar" przez Kosowkiego zagrał do środka do zupełnie nieobstawionego Sergiusza Wiechowskiego. Pomocnik Pogoni, nieco z kąta, z 16 metrów, uderzył mocno i precyzyjnie w długi róg bramki, Sarnat, choć wyciągnął się jak struna, był bezradny.
 Ciekawie zrobiło się w końcówce I połowy. W 41 min po rzucie wolnym bitym przez Moskalewicza piłka odbiła się od poprzeczki, 120 sekund później zaskakująco strzelił z 20 m Brasilia, Sarnat odbił piłkę przed siebie, dobitka Dymkowskiego była niecelna. Jeszcze dwie akcje Wisły, strzały M. Zająca (broni Majdan) i Kałużnego (obok słupka).
 W przerwie meczu trener Lenczyk przemeblował skład, zdjął Nawotczyńskiego (jego miejsce w obronie zajął Niciński), do II linii wprowadził Czerwca, by ten uporządkował grę. I rzeczywiście Czerwiec "rozruszał" nieco niemrawą do tej pory drugą linię wiślaków, w 49 min podał w pole karne na wolne pole do Kałużnego, temu jednak piłka trochę uciekła w bok i strzał był niecelny.
 W 50 min Marek Zając strzelił zaskakująco z 20 m, ale po raz trzeci w tym meczu Wisła nie miała szczęścia, piłka trafiła w poprzeczkę. Tym samym zrewanżował się w 55 min Brasilia, wolny - mocne, podkręcane uderzenie i piłka znowu zatrzymała się na poprzeczce. W 67 min szkolny błąd przydarzył się M. Zającowi i o mało co Brasilia nie zdobył gola.
 W potwornej spiekocie obu zespołom zaczynało brakować sił. Rosła jednak przewaga Wisły, która zamykała rywala na jego połowie. Ale akcjom krakowian brakowało przyspieszenia, prawie wszystkie prowadzone były środkiem boiska. Goście atakowali tylko z kontry.
 Między 75 a 78 minutą wiślacy zamknęli rywala w jego polu karnym, strzelał groźnie Kosowski z 25 m (Majdan wybił piłkę na róg), za moment Sosin zgrał piłkę do Frankowskiego, ten jednak został zablokowany, potężne uderzenie Kulawika Majdan sparował przed siebie, nikt z wiślaków nie zdążył z dobitką.
 82 minuta - kontra gości, Bednarz zagrał po lewej stronie, na wolne do Dubickiego, katastrofalnie zachował się Baszczyński, akcję próbował ratować Moskal, przegrał jednak nieszczęśliwie pojedynek z ekswiślakiem, ten podał do Wiechowskiego, który z paru metrów strzelił do siatki.
 Ale to nie był koniec emocji. W 82 min zaspała obrona Pogoni, Mosór i Doković mogli z powodzeniem wybić piłkę na róg, stracili ją na rzecz Frankowskiego, którego faulował Majdan. Karny! Mocny strzał Franka i już tylko 2-1 dla gości.
 Sędzia przedłużył mecz o 2 minuty. W doliczonym czasie gry bliski szczęścia był Moskalewicz, strzelał przewrotką z 4 metrów (!) od bramki, ku rozpaczy kibiców Wisły nad poprzeczką.
 Czy goście wygrali zasłużenie? Oba zespoły miały po kilka okazji, w strzałach w słupek i poprzeczkę było 3-1 dla wiślaków. Goście wygrali, bo mieli w swoich szeregach kilku wybijających się graczy, takich jak świetny technicznie Brasilia, rutynowany Węgrzyn w obronie czy odkrycie meczu, snajper Sergiusz Wiechowski niechciany w Legii i Widzewie, wręcz tępiony przez Smudę. Wisła nie miała w sobotę takich indywidualności. Trener Lorens zachował się jak doświadczony psycholog, postawił na ekswiślaków (obok Brasilii i Węgrzyna wystawił po raz pierwszy Kaliciaka, wprowadził Dubickiego) i ci zawodnicy wykorzystali swoją szansę.
 Wisła miała w sobotę za dużo słabych punktów. W obronie nie zawiódł tylko Sarnat, bramek obronić nie mógł. Bardzo słaby mecz Baszczyńskiego, Moskal nie grał źle, ale "astystował" przy obu bramkach. W pomocy Marek Zając nadawał się do zmiany po 45 minutach, a grał do końca meczu. Kosowski po lewej stronie też słaby. W tej formacji najbardziej widoczni (waleczni, bojowi) byli Niciński (przesunięty po przerwie do obrony) i Moskalewicz. Brakowało reżysera gry, dopiero w II połowie lukę tę starał się wypełnić Czerwiec. Bez formy napastnicy, szczególnie Żurawski. Jedna akcja w jego wykonaniu na 73 minut gry to za mało. Czy nie należało znacznie wcześniej wprowadzić w jego miejsce Sosina?

ANDRZEJ STANOWSKI

Orest Lenczyk

Za słupki i poprzeczki

nagród nie ma

 OREST LENCZYK, trener Wisły:
 - Słowa uznania dla piłkarzy, którzy walczyli w potwornej kanikule. Pogoń wygrała, bo strzeliła dwie bramki. Za słupki i poprzeczki nagród się nie dostaje. Nie graliśmy tak dobrze, aby ograć dzisiaj Pogoń.
 - Dlaczego od pierwszych minut wystawił Pan do gry Nawotczyńskiego? Dlaczego nie zmienił grającego słabo Marka Zająca?
- pytano na konferencji prasowej
 - Łukasz Nawotczyński na pewno nam meczu nie przegrał. Wystawiłem go do gry, bo Głowacki wrócił z meczu reprezentacji młodzieżowej z rozbitym pośladkiem. Marek Zając stracił sporo sił, biegając tam i z powrotem wzdłuż bocznej linii boiska. Mógł strzelić gola (trafił w poprzeczkę - mój przypis), ale czasem brakowało go w grze obronnej.
 - Co Pan powiedział swoim graczom w przerwie meczu? - Kazałem im iść pod zimny tusz, a potem mówiłem ze trzy minuty. W przerwie miał zejść z boiska Kałużny, ale wytrwał na boisku jeszcze przez 32 minuty.
 - Dlaczego Wisła grała w tym meczu od pierwszych minut tak ostrożnie, czy nie nazbyt defensywnie? - Wszyscy, także wy, dziennikarze, odczuliście na swojej skórze, co to znaczy upał. Nie można było nazbyt szafować siłami, trzeba było grać tak, aby dotrwać do końca meczu.

(AS)

Edward Lorens

To nasz duży sukces!

 EDWARD LORENS, trener Pogoni Szczecin:
 - Ogromnie cieszę się z tego sukcesu i zdobycia w Krakowie trzech punktów. Tak, to zwycięstwo to nasz duży sukces, biorąc pod uwagę bardzo trudne warunki do gry (kanikuła) i atuty Wisły, która w swoich szeregach ma wielu dobrych zawodników.
 - Obawiałem się tego spotkania. W drugiej połowie niektórzy nasi zawodnicy nie wytrzymywali trudów spotkania, Wisła atakowała nas bardzo mocno. My mieliśmy kontrować rywali i udało się nam to w 82 minucie. Ale wiślacy do końca walczyli, mieliśmy w końcówce sporo szczęścia, kiedy to Moskalewicz nie trafił do bramki z paru metrów.
 - Bramkę strzeloną przez Wisłę z karnego sprokurowali nasi zawodnicy. Zamiast wybić piłkę choćby na róg, bawili się z nią, stracili ją i Majdan faulował wiślaka.
 - Dlaczego nie grał w tym meczu Mielcarski, od początku Chi Fon? - dopytywał się jeden z dziennikarzy. - Bo grali inni - ripostował trener. - Mielcarski nie jest jeszcze przygotowany do gry na 100 procent, to zawodnik potężnej postury, a dzisiejsza pogoda takim graczom nie sprzyjała.
 - Teraz przed nami mecz z Legią. Jednego jestem pewien, w Szczecinie będzie komplet widzów.

(AS)

Zbigniew Koźmiński, wiceprezes Pogoni

Wygrali... mądrzejsi

 - Jak Pan, długoletni kibic Wisły, jeszcze niedawno wiceprezes SSA Wisła, teraz w kierownictwie Pogoni, czuł się na stadionie przy ul. Reymonta? Komu Pan kibicował?
 - Miałem rozdarte serce, ale teraz pracuję w Pogoni Szczecin, bo tam mają do mnie zaufanie i chcą wykorzystać moje doświadczenie i znajomość piłkarskich realiów.
 - Co zadecydowało o wygranej Pogoni?
 - Moim zdaniem graliśmy mądrzej, mieliśmy lepiej ustawiony zespół przez trenera. Obserwuję z przyjemnością na co dzień pracę trenera Edwarda Lorensa, to duża klasa.
 - Czy trener Lorens specjalnie mobilizował na ten mecz ekswiślaków?
 - Ich w ogóle nie trzeba było mobilizować! Wszyscy widzieli, jak grali Brasilia, Węgrzyn. Trener wiedział co robi, wystawiając po raz pierwszy w tym sezonie od pierwszych minut Kaliciaka, świetnym pociągnięciem było wprowadzenie na boisko Dubickiego, to on wypracował dla nas drugą bramkę.
 - Pogoń podobno dalej wzmacnia skład, w Waszym zespole ma występować Sławomir Majak?
 - Prowadzone są z nim rozmowy, dzisiaj jego szanse na grę w naszym zespole oceniam 50 na 50.
 - Czy Pogoń będzie mistrzem Polski?
 - Na razie w ogóle o tym nie mówimy. Chcemy grać jak najlepiej i zdobywać punkty. Teraz czeka nas kolejny mecz prawdy w Szczecinie z Legią. Po tym spotkaniu będziemy trochę mądrzejsi, będziemy wiedzieli, na co nas naprawdę stać w lidze.

Rozmawiał: AS

Sergiusz Wiechowski

Strzelec z przypadku

 Dość niespodziewanie oba gole w zwycięskim meczu Pogoni z Wisłą zdobył Siergiusz Wiechowski.
 - Kiedy ostatnio był Pan tak skuteczny w I-ligowym meczu?
 - Bardzo dawno, z Groclinem. Grałem wtedy, nawet nie w Legii, tylko jeszcze w Ruchu Chorzów. Mam nadzieję, że w Krakowie się odblokowałem i częściej będę się wpisywał na listę strzelców.
 - Obowiązki egzekutora spadły na Pana w wyniku założeń taktycznych, czy też był to czysty przypadek?
 - Zawsze, gdy rozpoczynamy kontratak, zawodnicy, którzy są najbliżej, wchodzą w linią ataku i uzupełniają napastników. Akurat ja się znalazłem w dogodnych sytuacjach i bardzo się z tego cieszę, ale równie dobrze mógł to być każdy inny pomocnik.
 - W pierwszym przypadku miał Pan wybór - podać piłkę do Dymkowskiego albo strzelić. Wybrał Pan tę drugą możliwość, mimo sporej odległości od bramki.
 - Rzeczywiście mogłem jeszcze parę metrów piłkę podciągnąć. Byłem za bardzo zaskoczony tak świetną okazją strzelecką, rzadko mi się to zdarza, częściej moje zadanie polega na odbieraniu piłki, pilnowaniu przeciwnika niż strzelaniu bramek. Wisła ułatwiła mi zadanie, zawodnicy drugiej linii nie cofnęli się na czas.
 - Przed meczem faworytem była raczej Wisła, w następnych spotkaniach w takiej roli wystąpi Pogoń. Czy to deprymuje?
 - Wydaje mi się, że lepiej nie być faworytem, bo od razu rosną oczekiwania, jest większa presja szefów klubu, kibiców.

(SAS)

Kazimierz Moskal

Pechowa interwencja

 Jednym z największych pechowców sobotniego spotkania z Pogonią był Kazimierz Moskal.
 - Trener Orest Lenczyk stwierdził, że gdyby nie błąd, który spowodował stratę drugiego gola, znów zasłużyłby Pan na pochwały za grę na pozycji ostatniego obrońcy.
 - Skoro trener tak uważa, na pewno tak było. Aczkolwiek uważam, że w tym wszystkim sporo było szczęścia Dubickiego. Starałem się piłkę wybić, przypadek sprawił, że odbiła się od niego tak niefortunnie, iż została w polu. Dlatego trudno jednoznacznie ocenić, że był to mój błąd. Mam jednak pretensje do siebie, że mogłem to trochę inaczej rozwiązać.
 - Zaskoczyła Was obecność na boisku debiutanta Łukasza Nawotczyńskiego?
 - Może i byliśmy nieco zaskoczeni, lecz trudno doszukiwać się przyczyn porażki właśnie w tym, że grał Łukasz. Każdy, kto jest w ścisłej kadrze pierwszej drużyny, po to trenuje, żeby w jakimś meczu dostać szansę.
 - Dlaczego graliście z tak dużym respektem dla Pogoni?
 - Nie przesadzałbym z tym respektem. Choć z trybun mogło to oczywiście inaczej wyglądać. Także, naszym zdaniem, pierwsza połowa nie przebiegała po naszej myśli. Stracona wtedy bramka ustawiła mecz.

(SAS)

Francuski desant na Reymonta

Brasilia to "perełka"

 Na stadionie przy ul. Reymonta zjawił się francuski desant, menedżer, a zarazem współpracownik "Przeglądu Sportowego", red. Tadeusz Fogiel, i wysłannik I-ligowego klubu francuskiego St. Etienne Herve Goursat, były kapitan Lyonu z lat 1985-87.
 Herve Goursat nie był zachwycony pojedynkiem: - Biorąc poprawkę na duży upał, był to mecz na poziomie naszej II ligi. Niektórzy piłkarze, przykładowo nr 4 w Wiśle (Baszczyński), nie mieliby nawet miejsca w zespołach II ligi.
 - A kto się Panu podobał? Kogo poleciłby Pan swoim szefom w St. Etienne?
 - Z przyjemnością patrzyłem na grę Brasilii. Dla niego warto było przyjść na stadion. Bardzo się dziwię, że Wisła nie zatrzymała tego gracza. Drugim zawodnikiem, który wiedział co robić z piłką na boisku, był Ryszard Czerwiec.
 - Podobno przyglądał się Pan też grze wiślaka Radosława Kałużnego?
 - Słyszałem o nim pozytywne opinie, dzisiaj tego nie potwierdził, ale wiem, że w środę grał w meczu przeciwko Rumunii.
 Tadeusz Fogiel też kręcił nosem: - Grały dwie drużyny ze ścisłej czołówki, a mecz był owszem, emocjonujący, ale poziom słaby. Pogoń wygrała w pełni zasłużenie, jej piłkarze lepiej radzili sobie w kanikule, od czasu do czasu potrafili zaskoczyć wiślaków szybkim zagraniem z pierwszej piłki. Gospodarze grali w jednostajnym tempie, nie potrafili zaskoczyć obrony Pogoni jakimś szybkim, nieszablonowym zagraniem. W zespole krakowskim brakowało łączności między obroną a linią środkową. Szkoda, że tak późno wszedł do gry Ryszard Czerwiec, po jego wejściu na boisku gra Wisły była zdecydowanie lepsza.

(AS)

Kazimierz Węgrzyn

Duża satysfakcja

 - Czym jest dla Pana sukces Pogoni w Krakowie? - zapytaliśmy czołowego do niedawna piłkarza Wisły, dziś zawodnika zespołu ze Szczecina Kazimierza Węgrzyna.
 - To duża satysfakcja, choć nie zaprezentowaliśmy się jeszcze z najlepszej strony. Zwycięstwo jednak cieszy.
 - Chciał Pan, żeby był to ciekawy mecz dla kibiców. Nie do końca chyba tak się stało.
 - Największym zaskoczeniem była dla nas pogoda. W Szczecinie notowano ostatnio 20-22 stopnie, w Krakowie było aż 10 stopni więcej i duża wilgotność, dlatego grało nam się bardzo ciężko i z minuty na minutę w drugiej połowie traciliśmy siły.
 - Przed długi czas nie pozwalaliście wiślakom strzelać z bliska, ale w 85 minucie daliście się przechytrzyć Tomaszowi Frankowskiemu, znalazł się sam przed Jarosławem Majdanem...
 - Bramka, którą straciliśmy z karnego za faul na Frankowskim, spowodowała dużą naszą nerwowość pod koniec meczu. Faktycznie, popełniliśmy duży błąd. Było nas trzech i nie miał kto piłki wybić. Frankowski bardzo dobrze to wykorzystał. Potem, mimo dobrych sytuacji Wisły, choćby Moskalewicza, szczęście nas nie opuściło.
 - Nie odniósł Pan wrażenia, że Wisła zbyt bojaźliwie grała w pierwszej połowie?
 - To my przede wszystkim bardzo dobrze zaczęliśmy. I szkoda, że nie padła druga bramka. Mógł ją zdobyć Robert Dymkowski.
 - Został Pan ukarany żółtą kartką, słusznie?
 - Należała mi się. Był to taktyczny faul. Olek Moskalewicz wychodził na czystą pozycję.
 - Nie zdziwiło to Pana, że Ryszard Czerwiec i Tomasz Kulawik rozpoczęli mecz na ławce rezerwowych?
 - Ostatnio Wisła grała w różnych składach, dlatego nie było to dla mnie zaskoczeniem. Nam zależało przede wszystkim, żeby dobrze taktycznie to spotkanie rozegrać. I chyba nam się udało. Przed konfrontacjami z trudniejszymi rywalami, z góry tabeli, człowiek chyba lepiej się koncentruje.
 - Liczył Pan na tak miłe przyjęcie przez krakowską publiczność?
 - Było bardzo sympatycznie. Wiedziałem, że niczym kibicom nie podpadłem, nie mieli chyba powodu, żeby mnie źle przyjąć. Ale nie spodziewałem aż takiej reakcji.

(SAS)

Robert Dymkowski

Mieliśmy nie przegrać

 Robert Dymkowski po meczu chętnie udzielał wywiadów: - Wyjeżdżamy z Krakowa w bardzo dobrych humorach. W szatni była ogromna radość, okrzyki, śpiewy.
 - Czy liczyliście na 3-punktową zdobycz?
 - Mam być szczery? Mieliśmy w Krakowie nie przegrać! Tymczasem mecz układał się po naszej myśli, pod koniec meczu prowadziliśmy nawet 2-0 i wtedy z radości nasi obrońcy trochę potracili głowy. Karny, gol Frankowskiego i niepotrzebne nerwy w końcówce meczu.
 - Miał Pan dwie okazje do strzelenia gola?
 - Tak, nie były to może sytuacje 100-procentowe, ale przyznaję, bardzo dobre. W pierwszym przypadku strzeliłem mocno, ale za mało precyzyjnie i Sarnat wybił piłkę na róg. W drugim przypadku, kiedy Sarnat wybił pod moje nogi mocne uderzenie Brasilii, zbytnio pospieszyłem się. Uderzyłem natychmiast z lewej nogi, a należało spokojnie przyjąć piłkę i uderzyć precyzyjnie.
 - Jak się gra w 40-stopniowym upale?
 - To tragedia! Gdyby do mnie należała decyzja, zakazałbym w takich warunkach rozgrywać mecze. Ale w regulaminie PZPN nic o tym się nie mówi, można nawet grać przy 50-stopniowej kanikule. Dlatego na naszych stadionach powinno być sztuczne oświetlenie, gralibyśmy dzisiaj w Krakowie o godz. 20 przy znacznie niższej temperaturze.
 - Pogoń będzie mistrzem Polski?
 - Patrzymy na to spokojnie. To dopiero początek rozgrywek. Teraz czekamy na Legię.

(AS)

Tomasz Frankowski

Tak zdecydował Canal+

 - Pan i Maciej Żurawski nie mieliście należytego wsparcia kolegów. Czy to osłabiło Wasze poczynania? - zapytaliśmy napastnika Wisły Tomasza Frankowskiego.
 - To bardziej sprawa dla trenera niż dla nas. Staramy się grać blisko ostatnich obrońców, nie możemy więc podchodzić do środkowej linii, bo wtedy cała gra skupiałaby się właśnie w środkowej strefie.
 - Ale pomocnicy zawodzili...
 - Marek Zając starał się jak mógł, pod koniec meczu łapały go już skurcze, Kosowski też starał się angażować. W tym upale ich rola była szczególnie niewdzięczna. Cóż, Canal+ zdecydował, że musieliśmy grać o takiej godzinie, na pewno o 18 byłyby lepsze warunki.
 - Na początku meczu zabrakło Panu odrobinę szczęścia. Majdan odbił piłkę po Pana precyzyjnym strzale na słupek.
 - I chyba znów otrzyma wysokie noty, mimo niewielu interwencji. Wtedy znakomicie się zachował, poszedł za strzałem.
 - Pan mierzył?
 - Trochę doświadczenia mam, starałem się więc strzelić w odpowiednie miejsce, ale Majdan dobrze się zachował. W innych przypadkach nie miałby nic do powiedzenia, gdyby piłka poszybowała niżej po strzałach Moskalewicza z wolnego bądź Marka Zająca.
 - W końcu zdołał Pan jednak oszukać Majdana, musiał Pana faulować na polu karnym.
 - Starałem się go kiwnąć, bo w Sarajewie w zbliżonej sytuacji bramkarz wygarnął mi piłkę spod nóg.

(SAS)

Ryszard Czerwiec

Nie jestem zmęczony

 - Był Pan przygotowany na to, żeby w tym upale zagrać przez 90 minut?
 - Jeśli wszedłbym od początku, na pewno inaczej rozłożyłbym siły. Przy niekorzystnym dla nas wyniku nie mogłem się oszczędzać. Przez całą drugą połowę atakowaliśmy.
 - Linia pomocy była przez długi czas najmocniejszą formacją Wisły. Dlaczego teraz nie wspieracie napastników?
 - Pogoń swoją grą tzw. długą piłką uniemożliwiała nam to.
 - Czy zagra Pan od początku w meczu Pucharu UEFA z Żeljeznicarem?
 - Myślę, że trener określi aktualne możliwości każdego zawodnika i na tej podstawie dokona optymalnego wyboru.
 - A jak się Pan czuje?
 - Ostatnio rozegrałem tylko połowę meczu, dlatego wydaje mi się, że nie jestem zmęczony.
 - Pamięta Pan mecz, w którym przegrywając, doprowadziliście do szczęśliwego, zwycięskiego finału?
 - Jakoś sobie nie przypominam. Niestety, zbyt często drużyny przeciwne w takiej sytuacji "murują" swoją bramkę, a nam taka gra nie odpowiada.

(SAS)

Radosław Kałużny

Źle się czułem

 - Podobno obserwował Pana grę wysłannik jednego z francuskich klubów, czy ta wiadomość dotarła do Pana? - próbowaliśmy się dowiedzieć od Radosława Kalużnego.
 - Nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał.
 - A przyjąłby Pan taką ofertę?
 - Jeśli klub byłby zainteresowany, ale myślę, że po takim meczu nie mam prawa odejść. Źle się czułem, nie wiem, czy to z powodu zmęczenia.
 - Mecz środowy z Rumunią też miał na to wpływ?
 - Na pewno w jakiś sposób. Ale nie chciałbym się usprawiedliwiać. Może jak odpocznę, będzie lepiej.
 - Znów musiał Pana korzystać z pomocy masażysty. Co się Panu stało w rekę?
 - Jestem cały porozbijany.
 - Rewanżowe spotkanie z Żeljeznicarem obejrzy Pan z trybun, to kara za czerwoną kartkę w Sarajewie.
 - Będę się chyba bardziej denerwował niż koledzy na boisku. Wierzę, że przejdziemy do następnej rundy.

(SAS)

Daniel Dubicki

Podpowiadaliśmy trenerowi

 - Cieszę się, że udowodniłem niektórym, iż jeszcze potrafię grać w piłkę - mówił Daniel Dubicki. - Mamy w Pogoni taką kadrę zawodników, że musimy nastawiać się na zwycięstwa, także na wyjeździe. W meczu z Wisłą okazało się, ile znaczy determinacja. Za szybko oczywiście mówić o szansach, przed nami wiele trudnych spotkań, choćby najbliższe - z Legią Warszawa. Dla mnie osobiście ważne było, że wszedłem na boisko i okazałem się przydatny dla drużyny. Nie ukrywam też, że my, byli wiślacy, podpowiadaliśmy trochę trenerowi Edwardowi Lorensowi, ale nie wiem, jakie miało to znaczenie. Znamy się przecież wszyscy bardzo dobrze, wiemy, kto co potrafi.

(SAS)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski