Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niecodzienna akcja ratunkowa na parkingu. Straż pożarna usiłowała uwolnić kotka

ANNA AGACIAK
STARE MIASTO. Inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami otrzymali zgłoszenie, że w samochodzie zaparkowanym na rogu ul. Paulińskiej i Orzeszkowej uwięziony jest kotek. Akcja ratunkowa przybrała nieoczekiwany obrót.

Inspektorzy KTOZ natychmiast udali się na miejsce. Okazało się, że kocię schowało się pod maskę samochodu i nie chciało stamtąd wyjść. Na miejsce wezwano policję , która ustaliła właściciela auta. Kierowca otworzył samochód i podniósł maskę, lecz przerażony nagłym zamieszaniem maluch uciekł i wskoczył pod maskę innego auta.

Właściciel drugiego pojazdu właśnie się pojawił. Sytuacja jednak się skomplikowała. Podniesienie maski nic nie dało, bo kota z zewnątrz nie było widać. Słychać było jedynie jego rozpaczliwe miauczenie. Właściciel samochodu bardzo się spieszył.

Próby wyciągnięcia kotka nic nie dawały. Inspektorzy KTOZ stwierdzili, że zwierzak zaklinował się pod obudową silnika. W tej sytuacji uruchomienie samochodu mogło go rozszarpać.

Wezwano straż pożarną, której także nie udało się wyciągnąć nieboraka. Strażacy zaproponowali, że mogą na poduszkach unieść auto i wtedy można będzie odkręcić blachę zabezpieczającą silnik i próbować wyciągnąć zwierzaka. Zastrzegli jednak, że istnieje ryzyko uszkodzenia samochodu. Właściciel pojazdu na takie rozwiązanie się nie zgodził. Inspektorzy KTOZ postanowili więc wezwać lawetę i przewieźć auto do warsztatu samochodowego .

Kiedy pomoc drogowa dotarła na miejsce, było już późno, ale właściciel serwisu Skody znajdującego się przy ulicy Biskupińskiej zgodził się przyjechać na miejsce i otworzyć warsztat. Umieścił samochód na podnośniku, aby uwolnić malucha.

- W warsztacie okazało się, że kotek był uwięziony w komorze silnika - opowiada Joanna Repel z KTOZ. - Mechanik stwierdził, że podczas uruchamiania silnika kociak nie miałby najmniejszych szans na przeżycie. Na dodatek uszkodzony zostałby również samochód.

Po wydostaniu zwierzaka z auta zawieziono go do lecznicy, gdzie udzielono mu pomocy weterynaryjnej. Okazało się, że ma on około 8 tygodni. Nie był dziki. Prawdopodobnie został wyrzucony z domu, gdy zachorował. Lekarz stwierdził bowiem u niego katar koci i świerzb w uszach. Porzucony szukał schronienia.

- KTOZ zapłacił za pomoc drogową, natomiast właściciel warsztatu samochodowego nie policzył nam nic za "usługę ratowania kotka", ponieważ sam jest miłośnikiem kotów. Serdecznie dziękujemy - mówi Joanna Repel, inspektor KTOZ.

Ireneusz Porębski, właściciel warsztatu, nie tylko nie wziął złotówki za wydobycie zwierzaka z wnętrza samochodu, ale też pożyczył inspektorom pieniądze na opłacenie lawety.

Tymczasowy dom kotkowi, nazwanemu przez inspektorów KTOZ Samem, dała Marta Skrzat, która z krakowskiego schroniska przygarnęła również kotkę bez oka.

Sam czeka teraz na stały dom i dobrego opiekuna. Można go adoptować, telefonując pond nr 504 470 635.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski