Adam Budziaszek prezentuje swe archiwum, m.in. dyplom mistrzowski FOT. MARCIN WARSZAWSKI
Adam Budziaszek urodził się jeszcze w okupowanym Krakowie. Ojciec walczył w Armii Krajowej, za co w nowym ustroju musiał odsiedzieć dwa lata w więzieniu. Choć był dobrym fachowcem, pracy w budowlance dla niego nie było, bo wszystkie dokumenty opatrzono odpowiednią adnotacją o wojennej działalności.
Po ukończeniu szkoły podstawowej krakowianin kontynuował edukację w technikum górniczym przy ul. Brzozowej, jednak ostatecznie węgla wydobywać nie chciał. - Ojciec wrócił z wywiadówki i surowym tonem oznajmił, że albo poprawię wszystkie dwóje, albo muszę iść do pracy. Był 1957 rok, gdy rozpocząłem kurs zawodowy. Później trafiłem do brygady, w której ojciec pracował jako posadzkarz. To był jeszcze przedwojenny fachowiec - wspomina Adam Budziaszek.
Pozdawał egzaminy, został glazurnikiem - posadzkarzem. Pamięta, jak w 1963 roku poszukiwano w mieście fachowców, którzy podjęliby się prac wykończeniowych. - Wówczas stawki były niskie. Każdy, kto zapoznał się z zakresem prac na południowej ścianie budynku przy Królewskiej, odmawiał. Wówczas zwrócił się do mnie Mieczysław Cybulski. Zaproponował, abyśmy podjęli się tej roboty - opowiada Adam Budziaszek.
Czasu nie było wiele, gdyż na za kilka miesięcy (już 1964 r.) zaplanowano przenosiny "Biprostalu" z Oleandrów do nowej siedziby u zbiegu ul. Królewskiej i al. Kijowskiej. Budynek był wtedy nie tylko najwyższym, ale i najnowocześniejszym w całym Krakowie. - Pamiętam, jak krótko po ustawieniu rusztowań przyszła wichura. Wówczas płachty osłaniające konstrukcję zostały porwane. Warunki pracy nie były łatwe. Jeden z pracowników w trakcie robót zginął. Mówiło się, że popełnił samobójstwo przez nieszczęśliwą miłość - opowiada Adam Budziaszek.
We wspomnieniach glazurnika pozostały do dziś najdrobniejsze szczegóły: specjalne kartony z malutki płytkami o wymiarach dwa na dwa centymetry (przyjeżdżały z Zakładów Ceramicznych w Łysej Górze), wizyty autorki projektu Celiny Styrylskiej-Taranczewskiej, która bacznie przyglądała się pracom z bliska, obawy, czy klej będzie trzymać. - To zlecenie wymagało od nas wielkiej precyzji i nieustannego sprawdzania każdego ułożonego fragmentu z projektem. Prace zaczęły się od górnych pięter. Około 10. kondygnacji musieliśmy skuwać kawałek, bo płytki zostały źle ponumerowane w fabryce - opowiada Adam Budziaszek.
Dodaje, że początkowo mozaikę układali we dwóch. W końcowym etapie prac, gdy termin oddania się zbliżał, ekipa liczyła siedem osób. Dziś 72-letni krakowianin jest najprawdopodobniej ostatnim żyjącym majstrem, który brał udział w pracach nad dziełem sprzed niemal pół wieku.
Kilka dni temu budynek Biprostalu oddano po generalnym remoncie, w trakcie którego renowacji została poddana także licząca ok. 670 metrów kwadratowych mozaika.
Marcin Warszawski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?