MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niemiecki odcisk

Redakcja
Rachunek za nieudolność naszej dyplomacji i bałagan w księgach wieczystych przyjdzie zapłacić polskim podatnikom

BOGDAN WASZTYL

BOGDAN WASZTYL

Rachunek za nieudolność naszej dyplomacji i bałagan w księgach wieczystych przyjdzie zapłacić polskim podatnikom

   Sąd zamknięto. W drzwiach stanęli masywni ochroniarze w czarnych mundurach. Choć nie wyłączono jawności postępowania, Herbert Staffa, prezes Sądu Rejonowego w Prudniku, zakazał wpuszczania publiczności na salę rozpraw. Do gmachu mogli wejść tylko dziennikarze. Na ulicy pozostali między innymi radny sejmiku wojewódzkiego, członek Zarządu Województwa oraz przedstawiciel szefa SLD Krzysztofa Janika. Tam też odbyła się pikieta zorganizowana przez Młodzież Wszechpolską i Ligę Polskich Rodzin. - Śląsk zawsze polski! Nie oddamy polskiej ziemi! - krzyczeli pikietujący.
   -To jest sprawa absolutnie precedensowa i sąd powinien mieć na uwadze, jakie skutki może spowodować jego orzeczenie - przestrzega mec. Lidia Heda, reprezentująca skarb państwa. Jeśli sąd przyzna rację Niemcom ubiegającym się o zwrot kamienicy w Głogówku, spowoduje to lawinę roszczeń wszystkich tych, którzy przed laty wyjeżdżali z Polski z biletem w jedną stronę. Zgodnie z ówczesnymi przepisami, aby otrzymać taki bilet, trzeba się było zrzec obywatelstwa, co z kolei skutkowało przejęciem pozostawionego w kraju majątku przez skarb państwa.
   - Gdy przegramy tę sprawę, będzie można występować o zwrot nie tylko tych nieruchomości, w których nie zmieniono zapisów w księgach wieczystych, ale też tych, których sprawy własnościowe zostały uporządkowane - zauważa mec. Heda.
   Ogłoszenie wyroku nastąpi 17 września. - Mam nadzieję, że ta data nie będzie symboliczna i że tego dnia nie rozpocznie się kolejny rozbiór Polski - mówi Benedykt Pryka, który wraz z rodziną mieszka w spornej kamienicy przy ul. Zamkowej 17 w Głogówku.

Na oczach świata

   Proces budzi zrozumiałe zainteresowanie polskich i niemieckich mediów. Bacznie przyglądają mu się Czesi. O sprawie Pryków pisano w Stanach Zjednoczonych i Australii. - Nie jestem typem bohatera - opowiada Benedykt Pryka. - Nigdy też nie chciałem być osobą publiczną, ale zbieg okoliczności, urzędnicze lenistwo i ludzka chciwość sprawiły, że niespodziewanie dla siebie samego pewnego dnia wraz z rodziną musiałem wstąpić na szaniec i przeciwstawić się niemieckim roszczeniom. Teraz wszystko w rękach sądu.
   Przez kilka lat rodzina Pryków toczyła samotny bój z oporną materią sądowo-urzędniczo-polityczną. Miejscowi adwokaci nie chcieli reprezentować Pryków, media nie chciały z kolei nagłaśniać sprawy, bo taka historia mogłaby zaszkodzić polsko-niemieckim stosunkom. Lawina jednak ruszyła. Zobowiązany przez wojewodę opolskiego starosta prudnicki (z mniejszości niemieckiej) wytoczył w końcu proces obywatelom RFN, Ingeborg Stralli i Peterowi Golbie, spadkobiercom Gertrudy Golby, o unieważnienie wpisu w księdze wieczystej.
   Sami zainteresowani wydają się procesem najmniej zainteresowani - nie pojawiają się w Polsce. Działają przez pełnomocników, którzy nieskutecznie starali się doprowadzić do tego, by w tej sprawie sąd korzystał z prawa wspólnotowego, a nie polskiego. Próbowali też dowodzić, że Gertruda Golba, która w 1980 roku wyjechała z Polski do Niemiec, nie znała języka polskiego w mowie i piśmie, w związku z czym mogła być nieświadoma skutków, jakie pociągał za sobą wyjazd z Polski na stałe. Z drugiej strony starają się dowodzić, że nigdy skutecznie nie zrzekła się polskiego obywatelstwa.
   - To żenujące - przyznaje Barbara Pryka, która dobrze znała Gertrudę. - Z normalnej, sprawnej kobiety jej dzieci usiłują robić ślepą, głuchą i głupią. Przecież to była krawcowa, żyła tu przez 35 lat, rozmawiała z ludźmi, załatwiała sprawy w urzędach, zachowały się nawet jej pisma po polsku.
   - Spełniają się nasze najczarniejsze obawy - mówi mecenas Jan Skalski, pełnomocnik państwa Pryków i zarazem przewodniczący Związku Wypędzonych z Kresów Wschodnich RP, który, gdy tylko dowiedział się o tej precedensowej sprawie, sam zgłosił się do Pryków i reprezentuje ich za darmo. - Niemcy dochodzący swych praw majątkowych w Polsce chcą tego dokonać z wyłączeniem prawa polskiego. W dodatku z ludzi, którzy robili w tamtych czasach wszystko, by poprawić sobie życie i przedostać się do lepszego świata, usiłuje się teraz robić polskich patriotów, którzy nigdy nie chcieli się zrzec obywatelstwa, a polskość na zawsze zachowali w sercu. A chodzi tylko o pieniądze.
   Procesowi bacznie przyglądają się przedstawiciele Ziomkostwa Ślązaków w Niemczech oraz Pruskiego Powiernictwa, organizacji powołanej przed rokiem w celu pomocy "wypędzonym" z Polski i Czech w odzyskiwaniu ich dawnych majątków. Rudi Pavelka, jeden z liderów obu organizacji, zaprzecza, by angażowały się one w postępowanie. Twierdzi, że jest to jednostkowa sprawa i ani ziomkostwo, ani powiernictwo nie biorą w niej udziału. Ale uważnie obserwują.
   - Dla nas najważniejsze nie będzie postanowienie sądu, ale jego uzasadnienie - mówi. - Chodzi o to, czy rząd powoła się na dekret Bieruta albo wynikającą z niego ustawę z 1961 roku. Prywatnie bardzo współczuję państwu Prykom, którzy działali w dobrej wierze, a teraz muszą ponosić konsekwencje urzędniczej niekompetencji i prawnych łamańców.

Wszystko za bilet

   1974 rok, Głogówek. Ulica Zamkowa, tuż przy Rynku. Kamienica numer 17. W księdze wieczystej budynku, która zaginęła w 1945 roku, ostatnią wpisaną jako właścicielka była Luiza Benisek vel Bergman, siostra Gertrudy Golby (przynajmniej taka informacja pojawia się w jednym z urzędowych pism odnalezionych po latach). Luiza zmarła w Niemczech w 1945 roku. - Kiedy w 1974 roku przenieśliśmy się z Wielkopolski do Głogówka, za właścicielkę uchodziła Gertruda Golba - mówi Benedykt Pryka. - Wynajęliśmy od niej parter budynku, urządziliśmy zakład modniarski. Jej płaciliśmy czynsz.
   1980 rok. Golba składa prośbę o pozwolenie na wyjazd do Niemiec w ramach tzw. akcji łączenia rodzin. Zgodnie z obowiązującym wówczas prawem przed otrzymaniem dokumentu podróży musi pozbyć się wszystkich nieruchomości w Polsce. Nie wiadomo, dlaczego wówczas nie sprzedała kamienicy (może dlatego, że nie założyła dla niej nowej księgi wieczystej). Przekazała nieruchomość skarbowi państwa, zrzekła się polskiego obywatelstwa, otrzymała pozwolenie i wyjechała na stałe do Niemiec. W Niemczech za majątek pozostawiony w Polsce dostała odszkodowanie.
   - Dobrze z nią żyliśmy. Dostała od nas prezent na wyjazd. Nie czuła się prześladowana i wypędzana. Była raczej szczęśliwa, że w końcu wyjazd udało się załatwić - mówi Barbara Pryka.
   Komunistyczne państwo niechętnie udzielało takich pozwoleń. Może pomógł je załatwić Józef Strzała, szwagier córki Gertrudy Golby, wówczas lokalny sekretarz partii komunistycznej, a później radny miejski i jeden z liderów mniejszości niemieckiej, który w całej sprawie odzyskiwania kamienicy odegrał niemałą rolę.
   - Działaliśmy pod przymusem. Aby wyjechać do Niemiec, musieliśmy się zrzec obywatelstwa - zapewnia w piśmie procesowym Ingeborg Stralla.

Nie wpuszczaj

   Po wyjeździe Golby kamienicę w imieniu skarbu państwa przejął Zakład Gospodarki Komunalnej, pobierając od Pryków stosowny czynsz. Niekompetentni bądź leniwi urzędnicy nie dokonali jednak odpowiedniego wpisu w księgach wieczystych. - W tamtych czasach aparat administracyjny nie przywiązywał wagi do takich drobiazgów, bo żył w przekonaniu, że kiedyś i tak wszystko będzie państwowe - wyjaśnia Marek Świetlik, dyrektor Wydziału Rozwoju Regionalnego w Opolskim Urzędzie Wojewódzkim.
   - Ciekawe, dlaczego z takimi zaniedbaniami spotykamy się głównie na terenach, gdzie rządzi dziś mniejszość niemiecka? - pyta mec. Skalski.
   W 1993 roku kamienica została skomunalizowana i stała się własnością Urzędu Miasta. Od czasów wojny nieremontowana, chyliła się ku upadkowi; groziła zawaleniem. Jan Borsutzki, ówczesny burmistrz Głogówka (z mniejszości niemieckiej, od kilku lat mieszka w Niemczech), zaproponował Prykom przejęcie budynku w zarząd - w zamian za przeprowadzenie gruntownego remontu zostali zwolnieni z opłat.
   - Teraz wiem, że to był podstęp - przyznaje Benedykt Pryka. - W lutym 1993 roku zmarła Gertruda, a w listopadzie przekazano nam budynek.

   Na dowód licznych w tej sprawie niejasności Prykowie pokazują dwie pisemne decyzje burmistrza Borsutzkiego o oddaniu budynku w zarząd - obie noszą różne daty, ale mają te same sygnatury. W jednej wspomina się, że kamienica jest prywatną własnością Luizy Benisek, w drugiej - że komunalną. Skąd burmistrz wiedział o ostatnim zapisie w zaginionych w 1945 roku księgach wieczystych? Prykowie przypuszczają, że od Józefa Strzały, w tym czasie radnego miejskiego.
   - Gdy dowiedział się o śmierci Gertrudy, zaczął szukać w dokumentach. Jako radny miał do nich łatwy dostęp. To on zapewne powiadomił Ingeborg Strallę, swoją szwagierkę, że skarb państwa nie założył księgi wieczystej - mówi Przemysław Pryka.
   Józef Strzała twierdzi, że nie ma z tą sprawą nic wspólnego. Kategorycznie odmawia rozmowy.
   Jesienią 1993 roku Prykowie nie mieli tej wiedzy, co teraz. Remont budynku trwał kilka lat i pochłonął sporo pieniędzy. W 2000 roku niespodziewanie odwiedziła ich Ingeborg wraz z mężem Ewaldem. Chcieli obejrzeć dom. Byli zachwyceni jego dobrym stanem, bo w pamięci mieli rozsypującą się kamienicę, którą opuścili w 1980 roku. - Ingeborg stwierdziła, że Bóg zesłał Pryków na ten dom. Mąż był z tego bardzo dumny, a teraz żałuje, że wpuścił ich do środka - opowiada Barbara Pryka.
   Kilka miesięcy później Ewald Stralla znów odwiedził Pryków i pokazał im postanowienie prudnickiego sądu o nabyciu przez jego żonę spadku po Gertrudzie Golbie. Chciał sprzedać Prykom kamienicę za 185 tysięcy złotych, a gdy ci wspomnieli o pominiętym w postępowaniu spadkowym bracie Ingeborg, opuścił cenę do 130 tysięcy. Domagał się czynszu, groził eksmisją. W przedstawionej umowie najmu zobowiązywał Pryków do wpłacania czynszu na konto Józefa Strzały, który zaprzecza, że miał ze sprawą kamienicy cokolwiek wspólnego. Nie podpisali żadnej umowy.
   Prykowie odnaleźli w Niemczech Petera Golbę, który był im za to bardzo wdzięczny. Przyjechał do Polski, obejrzał dom i zażądał za niego 200 tysięcy złotych. Domagał się wysokiego czynszu.

Niemiecki bałagan

   - Proszę sobie wyobrazić, co ja wtedy czułem? Powiedzieć, że raził mnie grom z jasnego nieba to za mało - spokojny zazwyczaj Benedykt Pryka znów się denerwuje. - Nie jestem prawnikiem, nie wiedziałem, co robić.
   Nie odrzucił stanowczo roszczeń Niemców, ale też ich nie przyjął. Prosił o czas na wyjaśnienie sprawy. Szukał dokumentów w głogóweckim magistracie. - Niestety, żadnych dokumentów nie ma - słyszał niezmiennie. - To jakim prawem skarb państwa pobierał ode mnie czynsz? Na jakiej podstawie burmistrz przekazał mi kamienicę w zarząd? - pytał.
   - Nie wiemy. Nie ma w urzędzie stosownych dokumentów.
   Prykowie krążyli od pokoju do pokoju w Urzędzie Miasta, archiwach i Urzędzie Wojewódzkim. Wszyscy bezradnie rozkładali ręce. W postępowaniu administracji można dopatrzyć się sporo arogancji. Nowy burmistrz Głogówka (również z mniejszości niemieckiej) odmówił nawet odpowiedzi na interpelację radnego, kto płaci miastu podatki za sporną nieruchomość. Na nic zdała się też interwencja posła Jerzego Czerwińskiego.
   W tym czasie Ingeborg Stralla, wykorzystując postanowienie sądu o nabyciu spadku, bez problemu wpisała się jako właścicielka do ksiąg wieczystych, choć w postanowieniu o nabyciu spadku nie było mowy o wspomnianej nieruchomości.
   - Miałem wrażenie, że wszyscy są przeciwko nam, że nikt nie chce nam pomóc, że to jakieś sprzysiężenie. Jeśli już odnajdowały się "cudem" jakieś dokumenty, to na korzyść drugiej strony - opowiada Przemysław Pryka.
   Osamotnieni Prykowie wystąpili w końcu do Urzędu Wojewódzkiego o zbadanie stanu prawnego kamienicy. Na odpowiedź czekali ponad rok. - Kamienica należy bezsprzecznie do skarbu państwa - orzekła wojewoda Ewa Rutkowska i zobowiązała starostę prudnickiego do uregulowania spraw własnościowych.
   - Niewiele brakowało, a kupilibyśmy Inflanty - przyznają Prykowie. - Byliśmy pod presją, czuliśmy się znękani, znikąd nie mieliśmy pomocy.

Spadek na słowo

   To Herbert Staffa (mniejszość niemiecka), prezes Sądu Rejonowego w Prudniku, wydał w maju 2001 roku postanowienie o nabyciu spadku po Gertrudzie Golbie przez jej córkę Ingeborg Strallę. Na jakiej podstawie, skoro w aktach sprawy nie ma ani testamentu Luizy Benisek vel Bergman, po której miała dziedziczyć Gertruda Golba, ani testamentu Gertrudy? Ba, nie ma nawet protokołu z otwarcia testamentu. W samym zaś postanowieniu nie wymienia się masy spadkowej.
   Prezes Staffa nie chce o sprawie rozmawiać: - To jest przedmiotem zainteresowania prokuratury, która wystąpiła o akta sprawy. O akta zwracało się też Ministerstwo Sprawiedliwości - ucina.
   Do prokuratury wystąpił mec. Skalski, gdyż - jego zdaniem - Inegeborg Stralla próbowała wyłudzić majątek. - Złożyła przed sądem fałszywe oświadczenie, zatajając istnienie swego brata - tłumaczy. Mec. Skalski wystąpił też do ministra sprawiedliwości o unieważnienie postanowienia o nabyciu spadku. - W tej sprawie dopuszczono się rażącego naruszenia prawa, bowiem krajowa jurysdykcja jest wyłączona dla obcokrajowców - mówi adwokat. - Odpowiadać powinni też urzędnicy, którzy nie wpisali skarbu państwa do ksiąg wieczystych.
   Zanim mecenas Skalski powiadomił ministra i prokuraturę, prudnicki sąd wydał w tej sprawie jeszcze kilka dziwnych postanowień. Wiedząc już, że w postępowaniu spadkowym nie ujawniono Petera Golby, wpisał do ksiąg wieczystych Ingeborg Strallę jako jedyną właścicielkę nieruchomości przy ul. Zamkowej 17 na podstawie postanowienia o nabyciu spadku, w którym ta nieruchomość nie została wyszczególniona. Potem sąd dopisał Petera Golbę do postanowienia o nabyciu spadku i do ksiąg wieczystych, nie podjął jednak żadnych kroków wobec Ingeborg, która złożyła fałszywe oświadczenie, choć jest to przestępstwo ścigane z urzędu.

   - Rzeczywiście, w aktach sprawy znajduje się takie nieprawdziwe oświadczenie - przyznaje Janusz Aniszewski, prokurator rejonowy w Prudniku.
   - Boję się polskich sądów - mówi poseł Czerwiński - bo możliwe są w nich niebywałe praktyki.
   Dziwne praktyki nastąpiły też w głogóweckim magistracie. Mimo wielokrotnych zapewnień, że nie zachowały się żadne dokumenty potwierdzające przejęcie feralnej kamienicy przez skarb państwa, taki dokument jednak był i w jego posiadanie weszli Prykowie w okolicznościach tajemniczych, o czym nie chcą mówić, by nie szkodzić życzliwej im osobie. - To jest to - Benedykt Pryka pokazuje kserokopię decyzji naczelnika miasta i gminy w Głogówku z 17 lipca 1980 roku o przekazaniu kamienicy Zakładowi Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej; w piśmie tym naczelnik powołuje się na decyzję wojewody z 26 marca 1980 roku o przejęciu przez skarb państwa wspomnianej nieruchomości. - Chciałbym wiedzieć, dlaczego to przed nami ukrywano.
   Jan Mencler, burmistrz Głogówka, przekonuje, że czasem trudno jest odnaleźć jakiś dokument, ale nie można na tej podstawie wyciągać zbyt daleko idących wniosków o celowym działaniu.

Kontratak skarbu państwa

   Urząd Wojewódzki włączył się w sprawę na początku ubiegłego roku. Wojewoda zobowiązała starostę prudnickiego, aby wpisał działkę pod kamienicą do ewidencji gruntów jako własność skarbu państwa, a także wystąpił do sądu o to, by taki sam zapis zrobić w księdze wieczystej, wykreślając z niej Ingeborg Strallę. Nieoczekiwanie dla starosty i wojewody sąd w Prudniku odmówił dokonania zmiany w księdze wieczystej. Starosta zaskarżył to postanowienie do Sądu Okręgowego, a ten skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.
   - W tej sprawie fundamentalna jest kwestia obywatelstwa - twierdzi mec. Ryszard Rzeszutko, pełnomocnik Ingeborg Stralli. - Gertruda Golba złożyła wniosek o zmianę obywatelstwa, ale nigdy nie otrzymała odpowiedzi od Rady Państwa, dlatego nie utraciła obywatelstwa, a tym samym swojego majątku. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej nie należy się powoływać na prawo z czasów PRL-u, które zgodę na emigrację uzależniało od przymusowego zrzeczenia się obywatelstwa i oddania majątku. W Unii prawo własności jest sprawą pierwszoplanową.
   - O utracie majątku przez opuszczającą Polskę nie decydował fakt utraty obywatelstwa, ale moment przekroczenia granicy. Ponieważ Golba wyjechała do Niemiec, automatycznie utraciła majątek - dowodzi mec. Jan Skalski i dodaje, że sprawa jest precedensowa i bardzo groźna. - To my, kresowianie, jesteśmy głównie mieszkańcami Ziem Odzyskanych, do których mają roszczenia niemieccy wypędzeni. Byłoby bardzo niedobrze, gdybyśmy to my mieli być główną ofiarą akcji odzyskiwania majątków przez byłych niemieckich właścicieli, bo to właśnie my jesteśmy prawdziwymi ofiarami tej wojny. Oni ponieśli tylko konsekwencje przegranej wojny, którą sami rozpętali. Naszych krzywd państwo polskie nie naprawiło do dziś.
   Jeśli sąd przyzna rację Niemcom, można się spodziewać napływu podobnych wniosków, bowiem nawet przedstawiciele ziomkostw nie przypuszczali, że odzyskiwanie przejętych przez Polskę nieruchomości może okazać się tak łatwe. Jeśli sąd przyzna rację staroście, a spadkobiercom wystarczy wytrwałości, by przejść przez polską procedurę prawną aż do wyroku Sądu Najwyższego, sprawa może oprzeć się o europejskie trybunały, co może być groźne dla Polski, bo jeśli przegra w Strasburgu, będzie musiała płacić odszkodowania.
   O tym wszystkim stara się nie myśleć sędzia Izabela Dobrzyńska, która nie chce nawet zdradzić, czy jest zadowolona, że przyszło jej orzekać w budzącej takie emocje sprawie. Jedno jest pewne - z orzeczenia na pewno nie będzie zadowolona jedna ze stron.
   Pewne jest również to, że Prykowie chcieliby w końcu w spokoju wyrabiać kapelusze.
BOGDAN WASZTYL
Zdjęcia MAREK MORDAN

Rachunek za fuszerkĘ

   Zawarty 17 czerwca 1991 roku pomiędzy Polską a Niemcami traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy nie objął spraw obywatelstwa i spraw majątkowych. Choć obie strony podpisały się pod takim stwierdzeniem, różnie je interpretują. Niemcy uważają, że kwestie własnościowe i majątkowe w ogóle nie były przedmiotem rozmów, strona polska - że oba państwa wyzbyły się wzajemnych roszczeń. Polskie władze tkwią w tym przekonaniu do dziś, jakby w oderwaniu od ewolucji niemieckich postaw i poglądów. A przecież niemiecki rząd nigdy nie podważył roszczeń, jakie mają wobec Polski członkowie licznych ziomkostw.
   Polscy eksperci niezmiennie twierdzą, że nasze prawo jest wystarczającą ochroną przed roszczeniami wypędzonych (choć konkretne przykłady świadczą o tym, że niekoniecznie). Ich zdaniem w świetle prawa międzynarodowego nieruchomości w Polsce podlegają wyłącznie jurysdykcji polskich sądów, a nie trybunałów w Strasburgu czy Luksemburgu. Poza tym roszczenia uległy już dawno przedawnieniu, a wysiedleńcy otrzymali odszkodowania od niemieckiego rządu. Jeśli już chcą kogoś skarżyć, to rząd RFN.
   Niemiecki rząd nie przejmie jednak wypłaty odszkodowań. Ostatnie zdecydowane oświadczenie kanclerza, że jest przeciwny roszczeniom wypędzonych, nie zamyka im drogi do polskich sądów. Taką możliwość po wejściu Polski do Unii Europejskiej dostrzegają niemieccy urzędnicy, którzy od niektórych wypędzonych domagają się zwrotu rekompensat wypłaconych przed laty za utracony majątek. Według ich interpretacji nie jest to już bowiem majątek utracony.
   Jeśli w dodatku uda się majątkowe spory przenieść na arenę europejską i rozpatrywać je w sposób ahistoryczny, w oparciu o prawa człowieka, ich wynik może być dla Polski bardzo niekorzystny. Zdaje sobie z tego sprawę polski Sejm, który w uchwale z 12 marca br. odrzucił roszczenia niemieckie z tytułu majątków pozostawionych na Ziemiach Odzyskanych, jak również uznał za bezskuteczne ewentualne roszczenia europejskich trybunałów w tych sprawach.
   W 1991 roku polski rząd oczekiwał od Niemiec głównie gwarancji nienaruszalności zachodniej granicy. Z perspektywy czasu okazuje się, że o wiele ważniejsze jest to, o czym wówczas nie rozmawiano, niż to, o czym rozmawiano. A rachunek za nieudolność polskiej dyplomacji i bałagan w księgach wieczystych przyjdzie zapłacić polskim podatnikom.
   Według najnowszych danych na samej Opolszczyźnie znajduje się około tysiąca nieruchomości, w których księgach wieczystych nie uwzględniono skarbu państwa jako właściciela. Wojewoda opolski dopiero w tym roku wezwała starostów do uporządkowania spraw własnościowych, podczas gdy byli niemieccy właściciele odzyskują już swoje dawne majątki na gruncie polskiego prawa. W 1993 roku wojewoda wałbrzyski zwrócił niemieckiej rodzinie Schmidtów dom przy ulicy Równoległej 8 w Szczawnie Zdroju, bo urzędnicy nie dokonali stosownego wpisu w księgach wieczystych. Dzięki urzędniczej fuszerce w sierpniu ubiegłego roku spadkobiercy przedwojennych właścicieli przejęli wielorodzinną kamienicę przy ulicy Lwowskiej w Kędzierzynie-Koźlu.
   - Sąd niekoniecznie musi być zainteresowany procesami historycznymi. Dla sądu najważniejszym dokumentem stwierdzającym, kto jest prawowitym posiadaczem budynku, jest wypis z ksiąg wieczystych. Dlatego gdy pełnomocnik byłych właścicieli pojawił się u nas z prawomocnym wyrokiem nakazującym zwrot kamienicy na Lwowskiej, nie mieliśmy wyjścia - tłumaczy Bohdan Cieślik, dyrektor Miejskiego Zarządu Budynków Komunalnych w Kędzierzynie, który w swoich zasobach odkrył jeszcze 35 kamienic o podobnym statusie. Dawni właściciele zgłosili już roszczenia do budynków w Bytomiu i Strzelcach Opolskich.
   - Tam, gdzie gmina nie jest właścicielem, a właściciel jest nieznany, będziemy zakładać hipoteki przymusowe, dzięki którym będziemy mogli odzyskać od właścicieli pieniądze wydane na utrzymanie nieruchomości - zapewnia Piotr Gabrysz, wiceprezydent Kędzierzyna.
   Wojewoda nie jest władny nakazać lustrację nieruchomości gminom. Tam powinni to robić sami lokatorzy. - Gdy właściciel się już znalazł, jest za późno na ujawnienie gminnej własności w księgach wieczystych. W tej sytuacji gmina i lokatorzy mogą jedynie gromadzić dowody kosztów poniesionych przez lata na utrzymanie i remonty budynku, by odliczyć je od żądanego czynszu. Warto też skorzystać z usług prawnika w sporze z nowymi-dawnymi właścicielami - radzi Marek Świetlik z Urzędu Wojewódzkiego w Opolu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski