Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepokorni, zbuntowani, poszukujący

Redakcja
Fot. Archiwum
Fot. Archiwum
Jeśliby spróbować wskazać polskie zespoły rockowe, których działalność wywarła największy wpływ na świadomość współczesnego im pokolenia, to na czele takiej listy byłaby bez wątpienia grupa Dezerter. Grają dokładnie trzydzieści lat – i nadal pozostają wierni swoim przekonaniom. W niedzielę 16 października wystąpią w krakowskim klubie Kwadrat.

Fot. Archiwum

Wprowadzenie stanu wojennego zdławiło nie tylko ówczesną działalność „Solidarności”, ale również wszelkie oddolne ruchy kontrkulturowe w Polsce – w tym również działalność zespołów tworzących pierwszą falę rodzimego punka. Nie na długo jednak. Skumulowany gniew i frustracja młodych ludzi musiała znaleźć gdzieś ujście – jedni decydowali się na podziemną działalność opozycyjną, a drudzy – na anarchiczną kontestację systemu w ramach punkowej subkultury. Jednym z tych, którzy wybrali tę drugą opcję był Krzysiek Grabowski.

- Od początku starałem się patrzeć na wszystko własnymi oczami. Nigdy nie lubiłem wszelkiego rodzaju liderów i przywódców, którzy wiedzą lepiej, co inni mają robić. Wolałem dochodzić do wszystkiego samemu. Dlatego z pewnym niepokojem patrzyłem na ówczesną opozycję. Nie podobało mi się, że jedna część jej działaczy wywodziła się z komuny, a druga miała zdecydowane odchylenie narodowe. Choć nie zaangażowałem się w podziemną działalność, to sympatyzowałem z wszystkimi, którzy byli przeciw. Uznałem jednak, że trzeba iść własną drogą i myśleć po swojemu.

W tym samym czasie w Anglii pojawiły się zespoły, które wpompowały świeżą energię w formułę punkowego grania. The Exploited, G.B.H., Discharge, Disorder, One Way System, Blitz czy Partisans. Jeszcze ostrzejsza muzyka, jeszcze szybsze tempo, jeszcze bardziej agresywne teksty. Ich muzyka padła w Polsce na nadzwyczaj urodzajną glebę. Mimo reżimowych restrykcji zaczęły działać w stolicy trzy grupy, stanowiące forpocztę drugiej fali rodzimego punka – Deuter, TZN Xenna i SS-20.

- Zespół powstał w warszawskim technikum elektronicznym. Wspólnie z kolegami posłuchaliśmy kilku płyt i pomyśleliśmy: „Może i my zrobilibyśmy coś podobnego?”. Ponieważ żaden z nas nie umiał na niczym grać, dokonaliśmy spontanicznego podziału, kto chwyta za jaki instrument i zabraliśmy się do pracy. Pierwsza próba odbyła się u mnie w domu. Ponieważ nie miałem perkusji, grałem na kartonowych pudłach, a mój kumpel, Robert Matera, na starej czeskiej gitarze, do której dorobił sobie przystawkę w blaszanym pudełku od herbaty. Mieliśmy w sobie taki zapał, że nic nam nie przeszkadzało.

Pierwszy koncert młodej grupy odbył się na Mokotowskiej Jesieni Muzycznej w 1981 roku. Każdy z uczestników przeglądu miał zagrać trzy piosenki. Większość zespołów wykonywała pompatyczne suity, z których każda trwała po piętnaście minut. Tymczasem piosenki SS-20 trwały dokładnie po minucie, z czego wynikało, że ich występ potrwa zaledwie... trzy minuty. Chłopaki nie zgodzili się na to – i zagrali sześć utworów. Skończyło się przegonieniem ze sceny, ale i przyznaniem wyróżnienia za debiut. Ponieważ nazwa grupy, zapożyczona od nazwy radzieckich rakiet z głowicami nuklearnymi, źle się wszystkim kojarzyła, grupa miała duże kłopoty z organizowaniem koncertów. W końcu wybrała nowy szyld – Dezerter.
- Przede wszystkim toczyliśmy nieustanne potyczki z cenzurą. Organizator każdego koncertu wymagał od nas tekstów wszystkich piosenek, które mieliśmy zamiar wykonać, aby móc je przedstawić odpowiedniemu organowi. Nie było wyboru - albo składamy teksty i gramy, albo nie składamy i nie gramy. Robiliśmy więc to, czego od nas wymagano i po kilku dniach otrzymywaliśmy z powrotem teksty, z których część była zaakceptowana, a część - nie. Mimo tego, bez jakiejkolwiek krępacji, wykonywaliśmy na koncertach wszystkie piosenki. Graliśmy po prostu taką muzykę, że żaden cenzor nie był w stanie przyjść na nasz występ i sprawdzić co śpiewamy.

Podczas występu Dezertera na festiwalu rockowym Jarocinie w 1984 roku doszło do poważnej awantury z organizatorami. Kiedy zgromadzeni pod sceną punkowcy zaczęli tańczyć szaleńcze pogo, wzniosły się takie tumany kurzu, że widzowie i zespół nie mieli czym oddychać. Dezerter poprosił więc o polanie ziemi wodą. Organizatorzy odmówili, tłumacząc, że może to zagrozić kablom ułożonym przed sceną. Wtedy w ich stronę posypały się grudy wyrwanej ziemi. Punkowcy zaczęli napierać na konsoletę. Zrobiło się niebezpiecznie. I nagle zespół usłyszał w słuchawkach: „Jeżeli zaraz nie zaczniecie grać, to wejdzie tu kilka tysięcy zomowców, którzy stoją w lesie”. _Aby uniknąć rozlewu krwi, Dezerter ruszył z pełną parą – i dał czadu z taką furią, że w powietrzu niemal widać było iskry. _„Odłączcie się od zdalnego sterowania” – wrzeszczał Skandal, wokalista grupy. I słowa te wraz z antysystemowym przesłaniem płynącym z tekstów zespołu nie trafiały w próżnię – wielu uczestników tamtego koncertu do dziś podkreśla, że odmienił on ich życie na zawsze.

Działalność Dezertera nie mogła pozostać bez reakcji ówczesnych władz. Młodymi rebeliantami zainteresował się nawet sam... Jerzy Urban.

- Jeden z koncertów rozpoczęliśmy od utworu „Nowe wiadomości”. Na scenie stał zrobiony z gazet ekran telewizyjny, który publiczność rozszarpała i rozrzuciła po klubie. Ponieważ  były to egzemplarze „Trybuny Ludu", jeden z zagranicznych dziennikarzy, który był na sali, zrozumiał że nawołujemy w ten sposób do bojkotu wyborów mających się niebawem odbyć. Zapytał więc o to Urbana na konferencji prasowej. Zostaliśmy wezwani do Ministerstwa Kultury. W naszym imieniu poszedł tam ówczesny menedżer zespołu, Tomek Wiśniewski. Wyjaśnił całą sytuację i złożył oświadczenie, że „zespół Dezerter nie nawołuje do bojkotu wyborów”, które Urban odczytał potem w telewizji. Byliśmy tym strasznie wkurzeni.

Mimo ogromnej popularności, Dezerter nie mógł w tamtym czasie nagrać płyty. Sensacją stał się singiel z prześmiewczym utworem „Spytaj milicjanta”, który cudem przeszedł niezauważony przez cenzurę i ukazał się na singlu wydanym przez wytwórnię Tonpress. Ponieważ jego pierwszy nakład rozszedł się błyskawicznie, firma postanowiła zrobić dodruk – tym razem władze były jednak już czujne i poleciły przeznaczyć wszystkie krążki na przemiał.
- W 1985 r. przyjechał do Polski kanadyjski zespół punkowy D.O.A. Po koncercie w warszawskim Remoncie spotkaliśmy się z jego wokalistą i zaprosiliśmy go na naszą próbę w Hybrydach. Ponieważ spodobała mu się nasza muzyka zaproponował, że pomoże nam wydać płytę na Zachodzie. Wręczyliśmy mu więc wszystkie amatorskie nagrania, jakimi wówczas dysponowaliśmy. Po dwóch latach dowiedzieliśmy się, że w USA ukazał się płyta Dezertera. Oczywiście w Polsce była niedostępna. Dostaliśmy tylko pięć egzemplarzy autorskich. Kiedy w latach 90. byliśmy na trasie koncertowej w Europie Zachodniej, w kilku dużych sklepach muzycznych odnaleźliśmy ten album.

W 1986 roku z Dezerterem rozstał się jego charyzmatyczny wokalista – Darek Hajn znany jako Skandal. Swoją słabość do narkotyków przypłacił życiem – zmarł w 1995 roku.

Po przełomie politycznym w 1989 roku Dezerter wreszcie rozwinął skrzydła – posypały się płyta za płytą, grupa wreszcie mogła wyjechać za granicę, występowała więc w Szwajcarii, Francji, Niemczech, Holandii, a nawet w dalekiej Japonii. Szybko okazało się, że nowy system polityczny wcale nie jest wolny od wad i grupa nadal ma o czym śpiewać.

- Wydawało mi się, że zmiany społeczne i polityczne po 1989 roku przyniosą więcej wolności. Tymczasem otrzymali ją tylko ci, którzy mają pieniądze. Mentalność i sposób działania władzy pozostały takie same. Są ludzie, którzy, aby sprawnie funkcjonować, potrzebują bata nad sobą, ale są też tacy, którzy tego nie potrzebują. Ja chciałbym, aby moje relacje z państwem były jak najmniejsze. A tymczasem, kiedy odmawiam pewnych zachowań, którego oczekuje ode mnie państwo - spotyka mnie za to kara. Oznacza to, że nie ma wolności wyboru. I to jest nie w porządku.

Wiosną tego roku grupa wydała nowy album – „Prawo do bycia idiotą”. To jedno z najlepszych dokonań w jej dyskografii, zarówno pod względem muzycznym, jak i tekstowym. Co więcej – już 7 listopada wytwórnia Mystic opublikuje po raz pierwszy na płycie kompaktowej słynny koncert Dezertera z pamiętnego występu podczas festiwalu w Jarocinie w 1984 roku. I właśnie oba te wydawnictwa Dezerter będzie promował w krakowskim klubie Kwadrat.

- Mimo, iż czasy są inne, na koncerty Dezertera przychodzą podobni ludzie – niepokorni, zbuntowani, poszukujący. Bo zarówno w latach 80., jak i teraz, nasza muzyka funkcjonuje w podziemiu. Nie ma jej ani w radiu, ani w telewizji. W jakimś sensie jesteśmy więc „elitarnym” zespołem. Ale ci, którzy chcą do nas dotrzeć – docierają, przychodząc na występy czy kupując płyty.

Paweł Gzyl

Więcej o Dezerterze:

www.dezerter.com

www.myspace.com/dezerter

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski