Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niespotykanie pogodny człowiek

Jacek Żukowski
Deleu marzył, by zagrać na Maracanie. – I ten sen się ziścił – mówi piłkarz, dziś występujący przy Kałuży
Deleu marzył, by zagrać na Maracanie. – I ten sen się ziścił – mówi piłkarz, dziś występujący przy Kałuży FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Może i niektórzy moi znajomi w bardzo łatwy sposób zarobili dużą kasę, ale niektórzy stracili życie. Ja wolałem dochodzić do pieniędzy ciężką pracą, krok po kroku – mówi Deleu, 30-letni obrońca Cracovii

Luiz Carlos Santos, czyli popularny Deleu, gra w polskiej eks­traklasie piąty sezon. Do Cracovii trafił latem z Lechii Gdańsk.

Jeszcze nie zasymilował się z Krakowem, bo przyszłość łączy raczej z północną Polską – Gdańskiem, gdzie mieszkał przez cztery lata. 30-letni zawodnik z pewnością zająłby wysokie miejsce w konkursie na najsympatyczniejszego zawodnika ligi. Otwarty, szczery, wiecznie uśmiechnięty, szybko zjednuje sobie ludzi, z którymi ma do czynienia.

Pływania nie polubił

Czy każdy chłopak w Brazylii musi kopać piłkę?

– Każde dziecko w Brazylii, jak się urodzi, to wie, co to jest piłka nożna – mówi Deleu. – Ale potem to różnie bywa. Mam syna – Luiza Felipe, który w ogóle nie jest nią zainteresowany, postawił na naukę. Ma 10 lat, mieszka w Brazylii z matką, moją byłą dziewczyną.

Deleu jednak postąpił jak większość rówieśników. – Od ma­łego zacząłem kopać piłkę, na ulicy – mówi. – Jak tylko zacząłem biegać, to od razu towarzyszyła mi piłka. Miałem tylko krótką przerwę w tej zabawie. Jako 12- czy 13-latek zająłem się pływaniem. Trenowałem na basenie, ale stwierdziłem, że to nie dla mnie.

Ojciec Luiz, dawny piłkarz i wierny kibic Fla­mengo Rio de Janeiro, był przeciwny temu, by syn poszedł w jego ślady. Opór spowodowany był tym, że sam nie dorobił się niczego na piłce. Z kolei matka Na­dege popierała Deleu w jego pasji.

Najpierw grał w drużynach szkolnych w rodzinnej miejscowości Penedo. Pierwszym jego profesjonalnym klubem było Penedense. Miał 15 lat i trenował z 17-latkami. Po roku podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt. Musiał zrezygnować z prywatnej szkoły na rzecz państwowej. Trenował przed- i popołudniami, a wieczorami się uczył. Nie skończył liceum, piłka była ważniejsza. Zaliczał różne poziomy rozgrywkowe, grał na trzecim, a nawet czwartym szczeblu.

Marzenia o Maracanie

W 2007 roku doszedł do najwyższego pułapu, czyli do Serie A i trafił do Clube Nautico Ca­pibaribe z Recife.

Kibicował Flamengo, choć na mecze nie jeździł, bo było za daleko. Oglądał je w telewizji.

– To zespół, który ma najwięcej kibiców – mówi Deleu.

– Gdy robiono ankiety w moim mieście, to Flamengo zawsze wygrywało. Podziwiałem Zico, Romario. Jeśli chodzi o obrońców, to lubiłem Jorginho i Cafu, dziś podziwiam Maicona z Romy.

Jako się rzekło, na mecze ukochanej drużyny nie jeździł, ale jego marzeniem było zagrać na Maracanie. I ten sen się ziścił!

– Będąc zawodnikiem Nau­tico Capibaribe, zagrałem z Fla­mengo w lidze, na Maracanie! – do dziś mówi o tym z drżeniem w głosie. Wygrywaliśmy 1:0, a ja dostałem czerwoną kartkę! Sędziowie w Brazylii są za Fla­­mengo, jak w Polsce za Legią. Przegraliśmy 1:2, ale spełniło się moje marzenie.

Śmiercionośne Penedo

Dzieciństwo spędził w Penedo, 70-tysięcznym mieście. Leży ono w połowie drogi między Sao Paulo a Rio de Janerio, około 2,5 godziny lotu samolotem od tych metropolii.

– Miałem dość ciężko, ale teraz jest chyba jeszcze gorzej niż za moich młodzieńczych czasów – opowiada Deleu. – Ludzie mają broń, narkotyki. Niedawno obok mojego domu rodzinnego zabito dwóch chłopaków!

Jedna kula trafiła w ścianę domu. Za co zginęli? Gangi wprowadziły zasadę, by nie jeździć na motorze w kasku, by można było zidentyfikować człowieka. A ci chłopcy nie chcieli łamać zasad ruchu drogowego. I zginęli.

Policja złapała morderców, którzy w ostatnim czasie zabili osiem osób. Ja też straciłem kilku kolegów, zeszli na złą drogę. Miałem jednego przyjaciela, z którym grałem w piłkę – Toninho. Chodził z pis­toletem po ulicach, wdał się w ciemne sprawy, narkotyki. Jego też zabili… Nie musiał trafić do gangu, miał spokojne życie, dobrał sobie jednak złych kolegów, zaczął palić marihuanę.

Deleu miał szczęście, bo ob­ronił się przed wpływami złego towarzystwa. Miał i ma nadal silny charakter, a przede wszystkim jedno marzenie – grać w piłkę i pomagać rodzinie.

– Widziałem, jak ciężko jest żyć rodzicom – mówi Deleu. – Chciałem to zmienić. Może i niektórzy moi znajomi w bardzo łatwy sposób zarobili dużą kasę, ale niektórzy stracili życie. Ja wolałem dochodzić do pieniędzy ciężką pracą, krok po kroku. Ulica, na której mieszkałem, jest blisko centrum.

To spokojniejsza okolica niż peryferie miasta. Szkoła mieściła się w gorszej dzielnicy, ale nie miałem kłopotów. Chuligani wiedzieli, że gram w piłkę i mieli dla mnie szacunek. Miałem też kolegę, Fiu, wysoko postawionego w hierarchii przestępczej. Zawsze jak przyjeżdżałem, mówił: „Gdy masz jakiś problem, przyjdź do mnie”. Zabijał wielu bandytów, ale był szanowany, bo w swej dzielnicy potrafił zaprowadzić porządek. Gdy komuś coś ukradli, on wyszukiwał złodzieja i kazał oddać. Policja długo nie mogła go złapać. W końcu trafił do więzienia. Już nie żyje. Też zginął w porachunkach.

„Działka” dla rodziców

Pierwsze pieniądze zarobił jako 16-latek. Tata przekonał się, że piłka też może dać utrzymanie.

– Zawsze dzieliłem się z rodzicami. Jak miałem jakieś pieniądze, to dwie trzecie oddawałem im, a resztę zatrzymywałem – mówi Deleu. – Kupowałem sobie jakieś ciuchy, buty, a reszta szła do budżetu rodzinnego.

Mama uczy historii, tata ma bar niedaleko rzeki Sao Francis­co. Deleu lubił przyjść po treningu i pograć na boisku przy domu z kolegami. Wtedy tata go strofował: „Nie graj, bo ty jesteś już profesjonalnym piłkarzem”.
– Na to ja odpowiadałem: „Pan – bo na ojca mówimy w Brazylii właśnie tak – nie wierzył we mnie, że piłka da mi utrzymanie, to niech się pan teraz nie wtrąca”. To nie było fajne z mojej strony. Teraz to widzę. Tata chciał dla mnie dobrze.

Deleu pomagał ojcu w sprzedaży owoców morza. – Tata sprzedawał ryby i krewetki czasem w innym mieście – opowiada. – Raz opuściłem z tego powodu ważny turniej i moja drużyna przegrała w półfinale.

Przechodził z klubu do klubu i zarabiał coraz lepsze pieniądze. Nie była to jednak fortuna.

„Ojciec” Juquinha

Deleu jest obrońcą, grał na prawej stronie, choć zaczynał jako defensywny pomocnik.

– Byłem jednym z najlepszych obrońców w rozgrywkach stanowych. W jednym sezonie zdobyłem 5 goli. Zauważono mnie i pojechałem na testy do Recife. I tam zostałem – mówi.

To, że został piłkarzem, zawdzięcza sobie i Juquinhi.

– Mówię, że Juquinha jest dla mnie jak ojciec. To trener i prezes Penedense – opowiada Deleu. – Kocham go. Pomagał mi na początku kariery.

Gdy grał w Metropoli­tano, poznał Edsona, byłego piłkarza Legii Warszawa, potem menedżera. – Widział moje płyty DVD, spodobałem mu się. To nie był przypadek, ale przeznaczenie. Mieszkałem w Recife, gdy do mnie zadzwonił i powiedział, że załatwi mi klub w Polsce. Polecił mnie do Widzewa Łódź, ale tam się nie spodobałem. Niebawem zacząłem testy w Lechii Gdańsk i z tym klubem się związałem.

Magda – przyszła żona

Magdalenę poznał w Gdańsku przed rokiem. Wcześniej mieszkał sam. Chce zostać w Polsce na stałe, wziąć ślub ze swoją dziewczyną. Poznał ją w pubie. Akurat siedział z mamą, która na chwilę wpadła do Polski, i zwrócił uwagę na ładną blondynkę. Dała mu numer telefonu. Magdalena studiuje architekturę na Politechnice Gdańskiej.

– Jesteśmy razem i mam nadzieję, że tak będzie do końca życia – mówi z przekonaniem.

Siłownia zamiast hobby

– Kraków jest ładnym miastem, ale brakuje mi Magdy i przy­jaciół, choćby Marka Sowy, którego poznałem w Gdańsku – mówi Deleu. – Bardzo mi pomógł się urządzić, także w Krakowie.

Nowego dla siebie miasta nie zna jeszcze zbyt dobrze, choć na brak czasu nie może narzekać.

– Muszę porobić zdjęcia na Wawelu, bo tam jeszcze nie byłem – mówi z lekkim zażenowaniem. – Jakoś trudno samemu pójść. Na razie moim ulubionym miejs­cem jest „Galeria Kazimierz”, bo mieszkam w pobliżu.

Nie ma hobby. Woli zrobić sobie dodatkowy trening na siłowni. Chodzi na mecze hokejowe i bardzo mu się podoba ten sport.

Świetnie mówi po polsku. Nauczył go wspomniany Sowa. – Nie miałem nigdy lekcji – mówi. – Natomiast poprawiał mnie stale mój przyjaciel. Staram się mówić dokładnie. Teraz jest mi łatwiej, bo mam dziewczynę i roz­mawiamy tylko po polsku. Uczę ją portugalskiego. Ona się denerwuje, gdy na przykład czytam reklamy na ulicy. Oglądam też filmy, czasem programy sportowe, zwłaszcza gry zespołowe.

Kiedyś nie rozumiał polskich filmów. Teraz sobie z tym radzi doskonale. – Oglądałem „Układ zamknięty” w kinie, jakieś 1,5 roku temu – opowiada. – Ostatnio ten sam film widziałem w Canal Plus i o wiele więcej rozumiałem.

Bramka dla mamy

O Polsce, zanim tu przyjechał, niewiele słyszał: – Wiedziałem, że stąd pochodził Jan Paweł II i że jest tu bardzo zimno. Miałem okazję się o tym przekonać podczas zimowych przygotowań.

Polski nie zna dobrze, oprócz Gdańska, który stał się jego drugim domem. Lubi Kętrzyn i Mazury, skąd pochodzi Magdalena.

Polubił też polskie jedzenie. – Moja ulubiona potrawa to pierogi z mięsem i ruskie – mówi.

W Brazylii bywa rzadko, choć akurat teraz wybrał się tam ze swą wybranką. – Jeżdżę dwa razy w roku – w czerwcu i grudniu.

Rodzina przyjeżdża niezbyt często, ale gdy mama była w Polsce na meczu, strzelił pierwszą bramkę w naszej ekstraklasie.

– Płakałem ze szczęścia – wspomina. – To był ładny gol. Mama musi częściej przyjeżdżać.

Ma 30 lat i jeszcze może wiele w piłce osiągnąć. Na razie jednym z największych przeżyć był występ przeciw Leo Mes­siemu, gdy w Gdańsku grała Barcelona.

– Miałem okazję nie tylko zagrać, ale i dostać koszulkę od niego! – nie kryje satysfakcji Deleu. – Nikt w drużynie nie mówił po hiszpańsku lub portugalsku, tylko ja, i to mi pomogło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski