Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niewierni

Redakcja
Francuzi to potrafią opowiadać o życiu. Kto pamięta świetne filmy Erica Rohmera, mistrza codziennego banału, który podnosił do rangi niecodziennej ekscytacji, powinien poczuć dobry smak, oglądając „Niewiernych”.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Tytuł jasno wskazuje, z jakim problemem mamy do czynienia. W roli głównej występują faceci, a przede wszystkim ich męskie fantazje i będące ich efektem słabości. A raczej słabość jedna – do kobiet, niezależnie od wieku czy koloru włosów. Problem w tym, że społeczeństwo wymaga od mężczyzn monogamii. A, jak przekonuje życie (i film), nie wszystkim jej zachowanie przychodzi naturalnie.

„Niewierni” są filmem przenikniętym głęboko francuskim spojrzeniem na codzienność obyczajową. A więc mamy tu woltę na temat swobody, także seksualnej. Nie oznacza to jednak, że autorzy przekraczają jej granice. Nie, ten film trzyma się ziemi, nie epatuje tabloidowymi fotkami (specjalnie nie używam słowa „zdjęcie”), nie zmusza nas do oglądania nagości, a perwersję dozuje się w ilości homeopatycznej. Wszystko, co najbardziej istotne kryje się bowiem między słowami, czyli w dialogach. I w popatrujących życiowe paradoksy zbiegach okoliczności.

Oglądamy film złożony z nowel, jedne są dłuższe, trwają po kilkadziesiąt minut, inne krótkie, zaledwie kilkudziesięciosekundowe. Na wzięcie udziału w tym przedsięwzięciu zdecydowali się uznani reżyserzy – przede wszystkim Michel Hazanavicius, który wciąż świętuje oscarowy sukces „Artysty”. Oprócz niego mamy tu m.in. aktorów reżyserów Jeana Dujardina (też z „Artysty”) i Gillesa Lellouche’a, a także m.in. Emmanuelle Bercot, autorkę skandalizujących „Studentek”, Freda Cavaye („Dla niej wszystko”) czy Alexandre’a Courtesa, autora wideoklipów Daft Punk czy The White Stripes.

Ta mnogość stylów miała być atutem filmu. W praktyce jednak okazuje się, że tworzy miszmasz nie do końca się komponujący. Krótkie gagi, nastawione na wzbudzenie szybkiego śmiechu, przetkane są opowieściami znacznie większego kalibru, wzbudzającymi nie rozbawienie, lecz skłaniającymi do refleksji. Wkręcony w ten korkociąg widz trochę się gubi, nie wie, czy ma do czynienia z komedią na poziomie „Kac Vegas”, czy też z kinem społeczno-obyczajowym z ambicjami, trochę spod znaku Francois`a Ozona.

Generalnie jednak, sprzedaje się to dość dobrze. Poważne partie wypadają lepiej, oprócz uśmiechu, każą się zastanowić nad tym, co kieruje losem człowieka. W historii ze starzejącym się dentystą, który podrywa dwudziestolatkę, oglądamy przypowieść o braku porozumienia między pokoleniami. Ale nie tylko. To również opowieść o tym, jak przedziwne potrafią być powody ludzkich wyborów. Czy bohater wraca do żony dlatego, że ją jednak kocha, a może – pobity na nocnej imprezie – uświadamia sobie, że nie ma czego szukać wśród obcych sobie nastolatków? Reżyser nie wyjaśnia, pozostawia swobodę interpretacyjnego wyboru. Daje to widzowi ogromną satysfakcję. Szkoda tylko, że nie wszystkie historie zawarte w tym filmie szanują tak naszą inteligencję.


Fot. Kino Świat

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski