The Jimi Hendrix Experience "Are You Experienced?"
W 59 r. od taty dostał pierwsze wiosło elektryczne, co umożliwiło mu granie w lokalnych zespołach. Ponieważ jednak nie mógł utrzymać się z muzyki, więc dorabiał sobie... kradzieżami samochodów. To sprawiło, że aresztowany w 61 r., mając za sprawą sędziego, do wyboru więzienie lub "ochotniczą" służbę wojskową, wybrał to drugie. Trafił do jednostki spadochronowej, z której zwolniono go w wyniku urazu kręgosłupa, którego nabawił się po nie do końca udanym skoku. Po wyjściu z wojska wrócił do rocka. Następne lata to mnóstwo koncertów, sporo grup i powolne pnięcie się w górę. W 1966 r. m.in. występował w Nowym Jorku. I to właśnie tam wypatrzyła go ówczesna dziewczyna Keith Richardsa - Linda Keith, która najpierw poleciła go menedżerowi Stonsów, a gdy ten się nim nie zainteresował, eksbasiście The Animals - Chasowi Chandlerowi. Potem wszystko potoczyło się szybko. Chas zabrał Hendriksa do Londynu, załatwił sprawy związane z jego kontraktem i pomógł mu stworzyć własny zespół. Weszli do niego: Noel Redding (bas) i Mitch Mitchell (bębny). Już pierwsze koncerty nowej grupy (nazwano ją Jimi Hendrix Experience) wzbudziły tak wielką sensację, że pognali na nie najwięksi brytyjscy rockmani z Beatlesami, Stonsami i członkami Cream na czele. 2.12.66 r. wydano pierwszego singla Experience - "Hey, Joe". Odniósł błyskawiczny sukces. Po nim pojawiły się kolejne: "Purple Haze" i "The Wind Cries Mary". Oba też stały się bestsellerami. Wreszcie w maju 67 r. w sklepach pojawił się debiutancki album zespołu - "Are You Experienced?". Zachwycił, tak jak niepomieszczone(!) na nim wcześniejsze przeboje. I tak trafiły na niego: piorunujące drapieżnością "Foxy Lady"; oparte o szalejącą sekcję "Manic Depression"; piękny, bluesowy "Red House"; dynamiczne "Can You See Me"; balladowe, acz elektryczne "Love Or Confusion"; połamane rytmicznie "I Don't Live Today"; psychodeliczne "May This Be Love"; porywające "Fire"; hipnotyczne "Third Stone From The Sun"; melodyjne "Remember" i wreszcie finałowy odlot (z podkładem puszczonym do tyłu) - utwór tytułowy longplaya. I żeby wszystko było jasne - tak telegraficznie przeleciałem przez płytę, bo to, co jest na niej najważniejsze, czyli niewiarygodne partie gitary, są po prostu nieopisywalne.
Jerzy Skarżyński, Radio Kraków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?