Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezapomniane płyty

Redakcja
To w muzyce rockowej wydarzenie bez precedensu. W 1992 r. Mike Oldfield opublikował drugą wersję swoich legendarnych "Dzwonów rurowych". Tym samym powstało coś, co było swoistym odpowiednikiem tak ostatnio popularnych filmowych remake'ów, czyli nowych wersji nakręconych już kiedyś obrazów. Tyle tylko, że autorem tego odświeżonego dzieła nie był, jak to zwykle bywa, jakiś młody artysta, lecz jego oryginalny twórca.

Mike Oldfield. Raz już w moim cyklu o nim pisałem. Tyle tylko, że było to dość dawno temu, bo owa opowieść dotyczyła oczywiście pierwotnej wersji "Tubular Bells". A ta została przecież zarejestrowana w roku 1972. Ponieważ jednak Oldfield przez następnych dwadzieścia lat nie próżnował, to pora, aby przynajmniej pobieżnie prześledzić ten okres.
Po niebywałym sukcesie swojego debiutu (dwunastomilionowy nakład) dwudziestoletni wówczas Mike nieomal się załamał.
- Był nieszczęśliwy, choć nagrał jeden z____najlepiej sprzedanych albumów wszech czasów. Nie potrafił poradzić sobie ze zwykłym życiem. Natychmiastowe zwrócenie uwagi całego świata zrobiło zeń trzęsącego się ze strachu człowieka! - powiedział Richard Branson, przyjaciel i wydawca artysty.
Przytłoczony popularnością młody muzyk, aby uniknąć dręczących go dziennikarzy oraz wielbicieli, uciekł z Londynu i ukrył się w walijskim regionie Hergest Ridge. Tam, we względnym spokoju (odczuwał przecież presję konieczności nagrania czegoś równie doskonałego jak "Dzwony"), tworzył swój drugi album. Ukazał się on w 1974 r. pod tytułem zapożyczonym od nazwy miejsca, w którym powstał - czyli jako "Hergest Ridge". Niestety, choć był udany, nie został najlepiej przyjęty. W międzyczasie podstawowy temat z "Tubular Bells" trafił do kin, bo reżyser William Friedkin wykorzystał go w swoim głośnym horrorze "Egzorcysta", a aranżer i dyrygent David Bedford wraz z Royal Philharmonic Orchestrą zarejestrował ciekawą symfoniczną wersję "Dzwonów".
O Oldfieldzie znów było głośno. W roku następnym do sklepów trafił jego trzeci krążek, tym razem znów świetna płyta - "Ommadawn". Przy jej nagrywaniu Mike po raz pierwszy na większą skalę skorzystał z pomocy innych artystów (m.in. perkusistów z Afryki). Odniósł sukces.
Przez dwa następne lata multiinstrumentalista pracował nad kolejnym swoim dziełem, nad podwójnym wydawnictwem "Incantations" i przygotowywał się do rozpoczęcia prawdziwej działalności koncertowej. Aby przełamać dręczące go lęki, poddał się specjalnej terapii psychologicznej, która sprawiła, że dotąd nieśmiały człowiek zmienił się w typowego playboya. Zaczął się bawić, wywoływać skandale, udzielać wywiadów, a w końcu wreszcie wyruszył na tournée (udokumentowane albumem "Exposed"). Aby na żywo odtworzyć całe bogactwo swojej muzyki, Mike był zmuszony zabrać ze sobą blisko 80-osobową ekipę muzyków i techników. W efekcie odniósł wielki sukces artystyczny i finansową klapę. Wywołały ją ogromne koszty całego przedsięwzięcia.
_-Niedługo później zadzwonił domnie ktoś z_banku zawiadamiając, że dobrze by było, gdybym szybko zarobił trochę pieniędzy... -wspomina.
W tej sytuacji, odmieniony już przecież artysta, postanowił zacząć zarabiać i wziął się za tworzenie tego, co może się łatwo sprzedawać. I tak przez następnych dziesięć lat nagrywał popularne przeboje oraz w miarę udane, ale właściwie komercyjne longplaye i koncertował. Wreszcie przyszedł rok 1992. Zbliżała się dwudziesta rocznica debiutu. Trudno było sobie wyobrazić lepszą okazję na powrót do Wielkiej Sztuki.
W połowie roku, wraz z geniuszem produkcji dźwięku Trevorem Hornem, Oldfield zarejestrował uwspółcześnioną wersję "Tubular Bells". Robiąc to, wbrew pozorom, wcale jednak nie poszedł na łatwiznę, bo restaurując stary utwór, na tyle go zmienił, że uzyskał zupełnie nową jakość.
A stało się tak, bo, pomimo że zachował strukturę dawnych aranżacji, to każdemu, nawet najkrótszemu fragmentowi dopisał inną linię melodyczną (jest to szczególnie zauważalne w drugiej część dzieła).
Na niezwykłe piękno "Drugich dzwonów rurowych" wielki wpływ miał też Horn, który tak je wyprodukował, że wszystkie ich części o wiele płynniej i naturalniej się przenikały (niż w pierwowzorze), a przez to całość znacznie zyskała na spójności.
JERZY SKARŻYŃSKI
Radio Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski