Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nigdy nie bałam się przeszkód

Rozmawiał Jan Otałęga
Rozmowa z WIOLETTĄ FRANKIEWICZ, czołową polską biegaczką, która zakończyła bardzo bogatą karierę lekkoatletyczną

- Jak to się stało, że dziewczyna, urodzona w 1977 roku w województwie świętokrzyskim, wybrała bieganie jako sposób na życie?

- Nauczyciel szkolny wychowania fizycznego - Marek Szwugier zachęcał uczennice i uczniów do zajęć w SKS-ie. To było coś interesującego, a innych rozrywek dla młodych w tamtych czasach było niewiele. Bieganie cieszyło się dużą popularnością wśród młodzieży. Od razu polubiłam trenować. Na zawodach szkolnych zauważył mnie trener Krzysztof Woliński i pod jego okiem zaczęłam treningi. Uczyłam się w Liceum Ogólnokształcącym w Skarżysku-Kamiennej, mieszkałam w internacie, należałam do klubu Granat (późniejszy STS). Przyszły pierwsze sukcesy na bieżni w kategorii juniorek.

- A skąd wybór Krakowa?

- Zdałam maturę, wtedy mój szkoleniowiec polecił mi trenera Zbigniewa Króla z Krakowa, w tym mieście mogłam rozwijać sportowe umiejętności i uczyć się. Przeniosłam się do klubu AZS AWF Kraków, pozostając w nim do końca kariery, z wyjątkiem jednego roku przerwy w STS Skarżysko-Kamienna.

- Biegała Pani na dystansach średnich i długich, wzięła się też do biegania na 3000 m z przeszkodami, konkurencji wówczas nowej dla kobiet… Było to wtedy swoiste wyzwanie!

- Bieg przez przeszkody pań trafił do programu wielkich imprez dopiero w 2005 roku, były to mistrzostwa świata w Helsinkach. W tamtych latach kobiety stopniowo zawładnęły konkurencjami, które dotychczas uprawiali mężczyźni: właśnie 3000 m z przeszkodami, skok o tyczce, rzut młotem, wcześniej maraton. Nie bałam się pracy, związanej z nową konkurencją, bo do każdej trzeba się solidnie przykładać. Jedyną kwestią było, że przeszkody mogą przysparzać kontuzji częściej niż inne biegi, a ja np. miałam od młodości problemy z kręgosłupem. Niemniej ciekawiła mnie ta nowa konkurencja, dawniej w Skarżysku ćwiczyłam z biegaczami skok przez rów z wodą. Spróbowałam w 1999 roku i na mistrzostwach Polski byłam druga na tym nowym dystansie. Trener Król zachęcał mnie do tego biegu, tak na dobre „przeszkody” zaczęłam uprawiać od 2005 roku. Ostatni raz przebiegłam ten dystans w 2012 w roku w Paryżu, walcząc o minimum olimpijskie do Londynu.

- Zdobyła Pani w 2006 roku brązowy medal w biegu na 3000 m z przeszkodami podczas mistrzostw Europy w Goetebor-gu. To najcenniejsze trofeum w karierze?

- Bardzo cenne, niemniej najważniejsze dla mnie były występy na igrzyskach. Sportowiec trenuje, aby zostać olimpijczykiem i to marzenie spełniło się mi dwukrotnie. W 2004 roku w Atenach biegałam w półfinale na 1500 m. Niestety, uderzenie łokciem przez rywalkę odebrało mi oddech i nadzieję na awans. Cztery lata później w Pekinie byłam już w finale, 8. w biegu przeszkodowym. Po latach, po kolejnych badaniach antydopingowych, jakie się teraz wstecz przeprowadza, coś słyszę, że jestem przesunięta już na 5. lokatę… Mam wiele medali z mistrzostw Polski, wszystkich kategorii wiekowych. Ile? Nie wiem, wszystko jest schowane w domu, może kiedyś przeliczę. Uczestniczyłam też wielokrotnie w prestiżowej Diamentowej Lidze, wygrywając z czołówką światową, m.in. z dwukrotną mistrzynią olimpijska z Aten, Brytyjką Kelly Holmes. Te mityngi były zarazem źródłem zarobkowania, mogłam mieć środki na życie.

- Sukcesów byłoby pewnie więcej, ale zdarzały się Pani kontuzje i długie przerwy w startach…

- Tak było, ale nie narzekam. Skoro zmusza się organizm do maksymalnych wysiłków, trzeba nieraz zapłacić. Urazy wpisane są w wielki wyczyn, trudno. Oczywiście byłoby inaczej, gdyby nie kontuzje. Np. walczyłam o minimum olimpijskie do Londynu, ale osłabione kolano nie wytrzymało. W ostatnich latach jeszcze biegałam na płaskich dystansach, bo do przeszkód już zdrowia zabrakło, aż w końcu trzeba powiedzieć: jestem na mecie. Pewnego etapu życia, oczywiście ważnego.

- Czym się Pani teraz zajmuje?

- Kilka lat temu z mężem zamieszkaliśmyw Krzeszowi-cach. Obecnie wychowuję dwoje dzieci, 3-letnią Blankę i 4-miesięcznego Franka. W Krzeszowicach też zaczęłam prowadzić swoją Akademię Lekkoatletyczną, uczyć dzieci podstaw biegania. Po urlopie chcę wrócić do tych zajęć.

- Widzi Pani teraz w Polsce swą następczynię w biegu przeszkodowym?

- Z żalem, ale nie. Nikt się nie zbliża do mego rekordu życiowego 9.17,15 min. Ale kto wie, może znajdzie się taki talent w mej grupie dziewcząt? Nie jest tak, że młodzi nie chcą trenować lekkoatletyki. Jak obserwuję, podejmują zajęcia chętnie, tylko wcześniej trzeba do młodych trafić, zachęcić, pokazać. Taka też teraz będzie moja rola w sporcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski