Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nigdy nie będę na siłę zabiegał o czyjeś muzyczne gusta

Rozmawiał Paweł Gzyl
Na koncerty Michała Bajora przychodzą cztery pokolenia fanów
Na koncerty Michała Bajora przychodzą cztery pokolenia fanów Krzysztof Piotrowski
Muzyka. MICHAŁ BAJOR opowiada o swoich dwóch płytach z zestawu „Od Kofty... do Korcza”.

- Od czasu Pana debiutu rynek muzyczny przeszedł kilka metamorfoz. Jakie widzi Pan cechy niezmienne dla genialnych piosenek, które zapamiętujemy na dłużej?

- Nie ma na to niestety żadnej reguły. Czasami decydujący jest tekst, a czasami muzyka. Oczywiście najlepiej, jeśli jedno idzie w parze z drugim. O wiele łatwiej jest zapamiętać tekst, kiedy pasuje do niego kompozycja. Łatwiej też uczy się go na pamięć, kiedy niesie go łatwo wpadająca w ucho melodia. Ja od początku miałem to szczęście, że nie musiałem mieć z tego powodu dylematów. Większość tekstów napisanych dla mnie piosenek znakomicie harmonizowała z muzyką. Myślę, że doskonale słychać to właśnie w utworach z obu płyt „Od Kofty... do Korcza”.

- Wśród autorów piosenek w tym zestawie znalazło się wiele znakomitych nazwisk. Szczególną uwagę zwraca jednak jedno - nieżyjącego już Jonasza Kofty. To właśnie jego tekstów brakuje Panu dzisiaj najbardziej?

- Miałem i nadal mam to szczęście, dostawać teksty piosenek i kompozycje od najlepszych, ale Jonasz Kofta jest znakiem jakości i znakiem wywoławczym, który z rozmysłem umieściłem w tytule. Dostałem od niego kilka pięknych tekstów na początku mojej drogi muzycznej i dzisiaj bardzo mi go brakuje. Po moich ostatnich trzech albumach, w całości wypełnionych twórczością autorską innego mistrza, Wojciecha Młynarskiego, w nowym albumie „Od Kofty... do Korcza” postanowiłem powrócić także do innych, dobrze mi znających i piszących z myślą o mnie twórców, w tym Kofty właśnie.

- W jaki sposób podchodzi Pan do interpretacji tekstów tak wybitnych autorów?

- Część z tych tekstów od zawsze była pisana - jak to się mówi potocznie - „pode mnie”. Autorzy bardzo szybko zorientowali się, o czym lubię opowiadać słuchaczom i czego oczekują oni ode mnie. Czasami sam podrzucałem jakiś pomysł, innym razem dyktowała to muzyka, jeśli była pierwsza. Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć teksty przypadkowe, które musiałem z jakiegoś powodu wykonać. A jeśli już, to zwykle były to incydenty, piosenki, które śpiewałem bardzo krótko, nie włączając ich na stałe do swojego repertuaru. Większość utworów, które śpiewam do dzisiaj na koncertach, to te „trafione”, które za każdym razem przeżywam na mój sposób. Tak jest właśnie z tymi na nowym albumie.

- Od lat znany jest Pan jako doskonały wykonawca kompozycji, które w swoich repertuarach mieli mistrzowie francuskiej piosenki. Tutaj mamy „Ja wbity w kąt” z repertuaru Charlesa Aznavoura z polskim tekstem Wojciecha Młynarskiego. Co ciągnie Pana do twórczości znad Sekwany?

- Myślę, że dzisiaj piosenka francuska nie jest u nas tak silna w masowym odbiorze, jak kiedyś bywało. Musiało się jednak tak stać przy tej ogromnej konkurencji na rynku muzycznym. Ja debiutowałem jeszcze w ostatnich latach, kiedy francuska piosenka mogła mnie „wynieść” na szczyt i postawić kropkę nad „i” w mojej przygodzie z muzyką. Francuscy mistrzowie genialnie łączyli ambicję z komercją, choć na pewno nie tą, nazbyt szeroko dzisiaj pojmowaną. Kiedyś po prostu wszyscy śpiewali te piosenki. Dzisiaj już rzadziej, ale każdy wybiera sobie sam, czego lubi słuchać i mimo wszystko, nie należy tego oceniać.

- Jedną z niespodzianek na płycie jest „Stonowany luz” z tekstem Jana Wołka, który zinterpretował Pan w nietypowy dla siebie, „lekki” sposób. Nie ma Pan wrażenia, że wciąż niektórzy odbierają Pana jako specjalistę wyłącznie od melodramatycznych kompozycji, zapominając o tym „stonowanym luzie”?

- Moja publiczność od dziesięcioleci wypełnia po brzegi filharmonie, opery, teatry i domy kultury. Doskonale wie, co śpiewam, komu śpiewam i jak różnorodny mam repertuar. A takich piosenek jak „Stonowany luz”, mniej lub bardziej żartobliwych, mam w repertuarze masę. Cóż... jak ktoś ma mój obraz z czasów, kiedy drżącym głosem i z intuicyjną, młodzieńczą żarliwością wykrzykiwałem „przejmujące” kompozycje, to tylko jego strata. Widocznie już potem ten ktoś nie miał chęci zainteresować się tym, co robię i czy się rozwijam. Cóż - takie jest każdego prawo. Nikt nie ma obowiązku słuchać moich nowych piosenek. Ja jednak dbam o moją widownię i nigdy nie będę na siłę zabiegał o czyjeś muzyczne gusta. Za krótkie życie.

- Jakie zmiany widzi Pan u swojej publiczności?

- Dołącza ogromna liczba nowych słuchaczy. Jest sporo humanistycznej młodzieży, która lubi literaturę, są nawet szkolne dzieci. Dzięki temu na każdym moim koncercie pojawiają się cztery pokolenia fanów i jestem z tego powodu bardzo dumny.

Michał Bajor: Polacy kochają muzykę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski