Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nigdy nie straciłem nadziei

Redakcja
To zdarzyło się niemal cztery lata temu. Dokładnie 14 marca 2007 roku. Siedziałem w tym fotelu, oczekując na przybycie impresaria, z którym miałem wyjechać na koncert galowy do Olsztyna. W pewnym momencie zobaczyłem, że obraz telewizyjny zrobił się podwójny. Zadzwonił domofon - to była moja asystentka, która przyszła do pracy piętnaście minut przed czasem. Zdołałem jeszcze wstać z fotela, podejść do drzwi i nacisnąć przycisk. Czułem, że moja ręka i kawałek nogi tracą naturalne czucie. Zaczynał się u mnie paraliż; postępował w górę ciała. Zdołałem jeszcze wypowiedzieć: źle ze mną, dzwoń po pogotowie.

SYLWETKA. Bogusław Kaczyński zaraża nas, plebejuszy, swoim zachwytem nad wysoką kulturą, elegancją, sztuką pięknego śpiewu, a także uwielbieniem wobec operowych div i wielkich sopranów dramatycznych

To się zdarzyło na niespełna dwa miesiące przed jego 65. urodzinami. Bogusław Kaczyński, ulubieniec publiczności, bywalec salonów, zdobywca dziesiątek nagród, Wiktorów i Super-Wiktora, Nagrody Neapolitańskiej, znawca manier i etykiety został przykuty do szpitalnego łóżka.

Teraz siedziałam naprzeciwko, w takim samym, w jakim i on siedział, stylowym fotelu. W jego apartamencie. Przez przeszkloną ścianę wdzierał się do salonu rozświetlony pejzaż Wilanowa, wydobywając urodę zdobnych bibelotów. - Ta róża jest z jedwabiu. Kolekcjonuję jedwabne kwiaty, starą porcelanę i słonie. Mam ich ponad dwa tysiące. Pierwszego dostałem w prezencie od Birgit Nilsson, królowej wagnerowskiego śpiewu. Podczas wspólnego spaceru w Wiesbaden zatrzymała się przed piękną witryną sklepu. Coś wyraźnie przykuło jej uwagę. Po chwili, wychodząc ze sklepu, wręczyła mi słonia - na szczęście.

Droga tego, zbliżającego się do siedemdziesiątki samotnego człowieka, nie była wcale usłana jedwabnymi różami, i nie zawsze szczęście ją oświetlało. Wzrastał na dalekiej prowincji, w Białej Podlaskiej, w rodzinie o tradycjach szlachecko-patriotycznych. - Ojciec, żołnierz AK, do końca nie ujawnił się; wciąż powtarzał: "Nigdy nie ufaj komunistom". Dom był skromny, a nawet biedny; życie w nim podporządkowane było surowym zasadom wychowawczym. Od najmłodszych lat ja i moja siostra wszystko musieliśmy robić bez dyskusji.

Dyscyplinę w domu utrzymywał ojciec. - Miał silną osobowość, prawdziwy macho.(...) Posadził mnie przy fortepianie i kazał grać. Moje dzieciństwo to była praca, praca, praca. Siedziałem na stołku i grałem bez ustanku.

Przed maturą przyjechał do Warszawy na przesłuchanie do prof. Lewieckiego, który zakwestionował dotychczasowe metody nauki gry na fortepianie. To było silne przeżycie, ale nie załamał się. Jego ojciec także. Ogromnym wysiłkiem finansowym umieścił syna w najlepszej średniej szkole muzycznej - im. Chopina przy Szpitalnej w Warszawie. Niestety, kontuzja ręki zamknęła młodemu pianiście drogę kariery artystycznej. Zdał co prawda egzamin do Akademii Muzycznej, ale na teorię. Przekonał go do tego dziekan wydziału prof. Stefan Śledziński: "Namawiam pana na teorię muzyki. W tej dziedzinie widzę przed panem przyszłość". Jakże prorocze okazały się te słowa!

Swoją karierę dziennikarską zaczął od "Dziennika Ludowego" pod skrzydłami Zofii Dróżdż-Satanowskiej, którą nazywa "matką chrzestną swojej pracy dziennikarskiej". W 1968 roku napisał pierwszy artykuł do prestiżowego "Ruchu Muzycznego". Wkrótce pisał do hamburskiego "Opernwelt", mediolańskiego "Gente", "Hudebni Rozhledy" w Pradze. Magazyn "Sowieckaja Muzyka" zamówił u niego recenzję z premiery "Balu maskowego" reżyserowanego przez Franco Zeffirellego w mediolańskiej La Scali. Wchodził w wielki świat teatru lirycznego: opery i operetki, dzięki swemu talentowi, pracowitości, a także nawiązanym kontaktom. Przypadek sprawił, że poznał wielką Adę Sari, która obdarzyła go swoją przyjaźnią. - Podczas przerwy w Teatrze Wielkim szliśmy przez hol: ja młodziutki, szczupły chłopiec, ona, wielka gwiazda. Trzymała mnie pod rękę, a po obydwu stronach ludzie gięli się w ukłonach. Ada Sari odkłaniała się uprzejmie, ja pytałem: "Kim jest ten pan?", a ona uśmiechnięta odpowiadała: "Nie mam pojęcia!". Żyła jak w akwarium. Kiedyś zapytano ją, kim byli dla niej Stalin i Hitler. Odpowiedziała: "Stalina nie poznałam, a Hitler był na moim występie w Monachium".
Uwielbienie wobec operowych div, osobowości kolorowych i władczych, wielkich sopranów dramatycznych, zaowocowało spotkaniem z największą, z Marią Callas. W 1973 roku, po premierze "Nieszporów sycylijskich" w Turynie, udzieliła mu wywiadu, co było wydarzeniem, jako że diva nie znosiła prasy. - Myślę, że spotkała się ze mną ze względu na moją skromność; musiałem dziwnie wyglądać na tle tamtejszych osobistości - w garniturze z MHD, aksamitnej muszce i w butach z Radoskóru.

Był niezmordowany w pasji poznawania wielkiego świata opery. Z dziesięcioma dolarami w kieszeni bywał gościem widowni i sal koncertowych Wiednia, Paryża, Londynu, Mediolanu i Nowego Jorku. I pisał artykuły, także swoją pierwszą z jedenastu dotąd wydanych książek, którą zatytułował "Dzikie orchidee". Traktowała o największych z wielkich artystach sztuki wokalnej. I przygotowywał programy telewizyjne, m.in. "Operowe qui pro quo", "Zaczarowany świat operetek", "Rewelacja miesiąca". I audycje radiowe. Kierował festiwalami muzycznymi, najpierw w Łańcucie, potem w Krynicy. Jako dyrektor podnosił z upadku warszawską "Romę", budując dobry zespół i repertuar. Powoli zarażał i nadal nas zaraża nas, plebejuszy, swoim zachwytem nad wysoką kulturą, elegancją, sztuką pięknego śpiewu. Komplety widzów na spektaklach, oblegane gale operowo- operetkowo-musicalowe, czy też ostatnio wielki frekwencyjny sukces transmisji z Metropolitan Opera, to w dużej mierze zasługa czterdziestu lat pracy popularyzatorskiej Bogusława Kaczyńskiego.

Siedzimy naprzeciwko siebie milcząc przez chwilę. On ubrany jest nieskazitelnie: jasny garnitur dobrej firmy, markowe skórzane buty, koszula świetnej jakości. Zadbana fryzura, nienaganny manicure. Niesprawność prawej ręki nadrabiana jest elegancką gestykulacją lewej. - Jeszcze nie piszę w pełni sprawnie, moja noga też nie funkcjonuje na tyle, aby usiąść za kierownicą, czy pozwolić sobie na spacer. Teraz, w okresie zimy, ograniczam swoje występy - muszę dbać o to, aby się nie przeziębić. Ale po mieszkaniu chodzę bez laski, a i na piętro, gdzie znajduje się biuro mojego impresariatu, wychodzę bez niej.

W ubiegłym roku został wydany przepiękny album jego autorstwa "Fryderyk Chopin - geniusz muzyczny". Obecnie pracuje nad kolejną książką, tym razem poświęconą jego spotkaniom z wielkimi artystami (nowa książka będzie na Festiwal im. J. Kiepury w Krynicy, jak zwykle), opracowuje też edycję czterdziestu płyt z nagraniami swoich audycji radiowych. Równolegle przygotowuje program kolejnej edycji Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy, któremu szefuje od 1982 roku. Na początku bieżącego roku odwiedził także Kraków, gromadząc tłumy podczas gali w Filharmonii. - Chodzę spać o 1 w nocy. Dzień wypełnia mi rehabilitacja i praca biurowa. Piszę wieczorami, zazwyczaj dyktując tekst pani Ewie, mojej asystentce - zwykle po kolacji. Posiłki porządkują mój dzień. Wstaję o siódmej, mam badania, potem różne zastrzyki, o dziewiątej pierwsze śniadanie, a o jedenastej drugie. Obiad jest o drugiej, pierwsza kolacja o piątej trzydzieści, druga - o dziewiątej. Terapeuci przychodzą na zmianę: kobieta i mężczyzna. Ta rehabilitacja to są skomplikowane sprawy, odpowiednio dobrane ćwiczenia, dokładnie przemyślane.
Nie uskarża się na ból, na uciążliwość ćwiczeń, męczy go jedynie ich monotonia. Porównuje swoją rehabilitację do nauki gry na fortepianie: - To jest ta sama dokładność, precyzja.

Najgorszym jego wspomnieniem związanym z chorobą jest czas, kiedy w szpitalu leżał unieruchomiony, zależny od innych. - Ciężko w chorobie przeżyć tę całą fizjologię - szczególnie, gdy się ma urodę "frakową" a nie "nudystyczną".

Mówił mi, że dom rodzinny wychował go we wstydzie i skromności. - Uczono nas, żeby zakrywać ciało. Nasza babka, wielka dama, protestowała, gdy z siostrą opalaliśmy się w ogrodzie: "Opalenizna przystoi dziewczynie z czworaków" - mówiła. Wyjście w majtkach z łazienki było niemożliwością. Do tej pory, nawet u lekarza, krępuję się rozebrać. (... )Mimo trudnych chwil od początku myślałem, że musi być dobrze, że trzeba wszystko robić, by pomóc losowi. Ani na chwilę nie zwątpiłem w sens rehabilitacji. Pomaga mi w tym muzyka - słucham jej w każdej chwili. Choroba przewartościowała moje życie: kiedyś liczyła się tylko praca, a ja sam byłem do niej jedynie dodatkiem. Teraz wiem, że trzeba odrzucić rzeczy mniej ważne, a zająć się najważniejszymi. Mniej poświęcać czasu zawodowi - więcej sobie. Nigdy nie miałem czasu na życie prywatne, towarzyskie. Mój kalendarz był wypełniony wyłącznie zajęciami zawodowymi. Teraz muszę nadrobić wiele zaległości: urodziny, imieniny, spotkania wśród przyjaciół - to jest też ważne i to też stanowi o wartości i urodzie życia.

Po trzech miesiącach pobytu w szpitalu, wypełnionych trudem zmagania się ze swoją niesprawnością, wyszedł o własnych siłach, lekko podpierając się elegancką laseczką. Lekarze i personel bili mu brawa - to był jeden z jego najbardziej spektakularnych sukcesów. - Wspierali mnie ludzie. Dostawałem od telewidzów i radiosłuchaczy święte obrazki z życzeniami - przywiozłem do domu całą ich kolekcję. Proszę zobaczyć, leżą na tamtym stoliku. Dostałem też srebrny breloczek z Matką Boską, który przypiąłem do telefonu komórkowego. Wzruszająca jest liczba mszy, które moi wielbiciele zamówili w intencji wyzdrowienia.

Teraz otrzymuje mnóstwo listów i tysiące maili od rodzin chorych po udarze z prośbami o poradę, z pytaniami: co robić, by ich bliscy, tak jak on, powrócili do zdrowia. Skwapliwie na nie odpowiada, tłumaczy, uczy cierpliwości, zaszczepia nadzieję. Stara się oddać innym to, co sam od ludzi otrzymał. - Od Boga otrzymałem lekcję, że istnieje przemijanie - bo wcześniej tę myśl od siebie odganiałem - oraz łaskę, jako że Bóg nie odebrał mi pamięci. Bo cóż bym zrobił, gdybym zapomniał te wszystkie śpiewaczki?

Jolanta Ciosek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski