– Czy gdyby przed rozpoczęciem rozgrywek ktoś zaproponował Panu dzisiejszy dorobek punktowy Limanovii, to skorzystałby Pan z oferty?
– W żadnym przypadku. Uważam bowiem, że powinniśmy mieć na koncie co najmniej trzy, cztery punkty więcej.
– Dlaczego ich nie macie?
– Sprawa jest trochę skomplikowana, chociaż w piłce nie ma rzeczy zawiłych. Wyłóżmy zatem kawę na ławę... W kilku przypadkach skrzywdzili nas sędziowie. Nie wspomniałbym o tym, bo nie należę do facetów, którzy lubią się komuś w rękaw wypłakiwać, gdyby nie prowokacyjna insynuacja, jaka na konferencji prasowej padła z ust trenera Wisły Puławy. Otóż ten pan stwierdził publicznie, że, cytuję: „obawiał się wyjazdu do Limanowej, ponieważ tutaj dzieją się różne cuda”. Że niby sędziowie nam sprzyjają.
No to ja odpowiem panu trenerowi: Tak bardzo nam sędziowie sprzyjają, że dwa mecze kończyliśmy w „dziewiątkę”, a cztery w „dziesiątkę”. Arbitrzy nie uznawali nam bramek, nie widzieli ewidentnych fauli w polu karnym. Najświeższy przykład pochodzi z wyjazdowego meczu ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Zawodnik gospodarzy tak „sympatycznie” potraktował Jacka Pietrzaka, że ten doznał skomplikowanego złamania nogi. A sędzia udał, że nic złego się nie stało. A wracając do punktowego manka, to przyznaję, że sami też jesteśmy sobie winni. Na własne życzenie straciliśmy kilka „oczek”.
– Były też sytuacje odwrotne. Punkty spadały wam z nieba.
– Ma Pan na myśli ostatnią potyczkę z Wisłą? Zgadza się, wyrównującego gola zdobyliśmy bodaj w ósmej minucie przedłużonego czasu gry. Ale proszę przypomnieć sobie nasz mecz sprzed dwóch tygodni z Pelikanem Łowicz. Tam dwa „oczka” straciliśmy w ostatnich pięciu minutach gry, gdy daliśmy sobie strzelić dwa gole. Wfutbolu bilans szczęścia i pecha wychodzi z reguły na zero.
– Czy podobne odczucia – mam na myśli waszą pozycję w tabeli – towarzyszą sponsorowi Limanovii Zbigniewowi Szubrytowi?
– Zacznijmy od tego, że wspaniale się z nim współpracuje. Mamy stały kontakt ze sobą, nadajemy na podobnych falach. Pamięta o tym, że jesteśmy beniaminkiem i nie oczekuje od nas cudów. Chociaż zdaje sobie sprawę, że udało się stworzyć naprawdę silną drużynę, która nie powinna pękać przed żadnym przeciwnikiem. I nie pęka.
– Jednak niedawno publicznie ogłosił Pam, że nie wyklucza możliwości rozstania się z Limanovią jeszcze przed końcem trwającego sezonu.
– Istotnie, wyraziłem się jakoś w tym stylu, ale była to raczej próba zmobilizowania moich zawodników. Z Limanowej, przynajmniej na dzisiaj, nigdzie się nie wybieram. Tutaj jest po prostu fantastycznie. A ja uważam się za człowieka ambitnego, który z żadnego klubu nie został jeszcze zwolniony. Nigdy nie trzymałem się kurczowo stołka i gdyby rzeczywiście miało się okazać, że zmiana trenera mogłaby pomóc drużynie, to gotów byłbym odejść. Na razie jednak nikt na taki pomysł nie wpadł.
– Niedawno minęły dokładnie dwa lata od chwili gdy został Pan szkoleniowcem Limanovii. Jak ocenia Pan ten okres?
– A jak mam oceniać? Awans do II ligi, dobra w niej postawa drużyny, szanse na kolejny szczebel wyżej. Myślę, że udało mi się stworzyć autorski zespół. Tworzą go zawodnicy, którzy spokojnie mogliby zaistnieć w I lidze, a nawet w ekstraklasie. Na pewno nie mam się czego wstydzić.
– Powróćmy do trwającego sezonu. Nie obawia się Pan, że powstanie złożona z kilku ekip tzw. spółdzielnia, skutecznie eliminująca was z walki o awans?
– Mam świadomość, że już do końca sezonu w każdym meczu walczyć będziemy o życie. I wierzę, że z walki tej wyjdziemy zwycięsko. A spółdzielnia? Mam to, za przeproszeniem, w dupie. Liczę na swoich chłopaków.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?