Kampania poza kontrolą [WIDEO]
Cztery lata temu kandydaci na posłów i senatorów musieli dobrze się nagłowić, jak obejść przepisy ograniczające finansowanie agitacji przedwyborczej. Część ulotek i plakatów drukowali bez faktur, namawiali swoich kolegów, by odstępowali im swoje limity. Teraz już nie muszą tego robić. Wystarczy, że swoją promocję podciągną pod tematy referendalne i nikt już nic im nie udowodni. Wystarczy na plakacie zdanie zgodne z ideą referendum, np. „To ja jestem wiarygodny, a nie partie finansowane z budżetu państwa”, opatrzyć swoim wielkim wizerunkiem, zarezerwować najlepsze lokalizacje billboardowe aż do 25 października i żadna Państwowa Komisja Wyborcza już nam nie podskoczy. Nikt się też nie dowie, kto i za ile to sfinansował, bo nie ma takich przepisów, które nakazywałyby rozliczać się z wydatków na kampanię referendalną.
Taki scenariusz dotyczy nie tylko osób, które zechcą wyłożyć pieniądze z własnej kieszeni, czego nie mogłyby zrobić, gdyby nie referendum 6 września. W ten sam sposób mogą zachowywać się też partie finansowane z naszych, czyli budżetowych dotacji. Choć obowiązujące je przepisy limitują wydatki na kampanię wyborczą, to część z nich mogą bez problemów ukryć w agitacji za lub przeciw referendum.
Zbieżność terminów obu kampanii jest chyba przypadkowa. Jednak obawiam się, że jeśli nowy sposób okaże się skuteczny, to nie tylko będzie powielany w kolejnych latach, ale zostanie udoskonalony. Przecież przy każdych wyborach może w tym samym dniu odbywać się referendum i wtedy już nikt nie połapie się w finansach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?