Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nine - Dziewięć

Redakcja
Fot. Kino Polska
Fot. Kino Polska
Wydało mi się to pewnego rodzaju nadużyciem artystycznym, aby przetwarzać na formę musicalową jeden z najwybitniejszych filmów zeszłego stulecia arcymistrza ekranu Federico Felliniego.

Fot. Kino Polska

Władysław Cybulski: ZAPISKI KINOMANA

Nie chodzi mi o to, by czynić z niego nietykalną postać, skoro showmeni amerykańscy dawno już przerobili temat wojny wietnamskiej ("Hair"), a nawet z Jezusa Chrystusa zrobili Superstar. Co ciekawe - już kilka lat po powstaniu "Osiem i pół" na scenach Broadwayu grano jego musicalową wersję - tyle tylko, że Fellini nie zgodził się na posługiwanie się jego nazwiskiem. W obecnym filmie przenumerowanym na "Dziewięć" bohater, też reżyser filmowy, nazywa się podobnie: Contini.

Trudno właściwie dociec, co dla autorów musicali stanowiło największą pokusę w adaptowaniu dzieła wielkiego Włocha. Czy ogromna wyobraźnia z nutą szaleństwa, czy przeplatanka fikcji i elementów autobiograficznych, czy też zmysłowość kontaktów z kobietami, jak również kryzys twórczy artysty z próbami uporządkowania sobie życia i pracy? "Nine" zaczyna się istotnym zalewem ekranu kobiecością z całą precyzją amerykańskich produkcji baletowo-kabaretowych, z czego potem wydzielają się motywy matki, żony, muzy i kochanek w komplikujących się relacjach. O kobietach Fellini wyrażał się tak: "Mam wrażenie, że wszystkie moje filmy traktują o kobietach. Jestem całkowicie zdany na ich łaskę, tylko z nimi naprawdę dobrze się czuję. Stanowią mit, tajemnicę, źródło, fascynację. Pobudzają pragnienie poznania się, poszukiwania własnej tożsamości. Kobiety są wszystkim".

Zapisała to Maria Kornatowska, najlepsza znawczyni twórczości autora "Osiem i pół", który nazwała "filmem aroganckim i psychodelicznym". W tym punkcie "Dziewięć" nie odbiega od cech osobowości Felliniego, gdyby nie sztuczna teatralność występów aktorek. Najbardziej podobała mi się Nicole Kidman jako uwodzicielska muza, natomiast Sophia Loren, to rola niewielka, ale jest ona prawdziwą ozdobą ekranu. Ponad 70-letnia neapolitanka, matka dwóch dorosłych synów, zdecydowała się na udział w odważnych zdjęciach kalendarza Pirelli. Arcybiskup Genui powiedział, że kobiety dzielą się na piękne, piękniejsze i Sophię Loren.

Jak na musical, brakowało mi teraz atrakcyjnych przebojów, są bodaj tylko trzy. Piosenkę "Folies-Bergeres" śpiewa 74-letnia dama Judi Dench (najczęściej szefowa Bonda), jest jeszcze "Be Italian" i chyba chóralny wokal. Obecna na estradzie jest też, zawsze ponętna, Penelope Cruz. Najwyższy czas na główną rolę męską. Daniel Day-Lewis to bardzo dobry aktor - tu jednak, jak mi się wydaje, gra monotonnie postać sfrustrowanego i egotycznego reżysera filmowego, zaplątanego w intrygi z kobietami i dylematy twórczej niemocy. Bardzo dobre jest zakończenie wszystkich perypetii: kiedy filmowiec wreszcie przystępuje do pracy reżyserskiej i woła zwyczajowo "Akcja!", ekran się wyciemnia i wstajemy z krzeseł.

Z jakim ogólnym wrażeniem? Wystawne widowisko musicalowe, w wyszukanych strojach i dekoracjach zdominowało treść i wymowę całości. Myślę, że Rob Marshall nie dotarł do tajemnicy i sedna "Osiem i pół", do istoty tamtego dzieła, porwał się z motyką na słońce. Dźwięki muzyki, taniec i oprawa mogą sprawiać przyjemność, ale to warstwa powierzchowna, tak jak dosłowność potraktowania snów, wspomnień i rozterek bohatera. Uroda obrazów przesłania sens i wizjonerską siłę utworu Felliniego. Jednym słowem - Marshall to nie Fellini, czego i tak się nie spodziewaliśmy. Pozostajemy z poważaniem, ale i rozczarowaniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski