Jolanta Antecka: O PANIACH, PANACH I MIEJSCACH
Każdy tydzień należało podsumować tańcem; najczęściej w klubie studenckim, rzadziej na większych tanecznych spędach, okazjonalnie na balach. Taneczna aktywność słabła znacznie w Adwencie i w Wielkim Poście. Czasy były programowo świeckie, życie niekoniecznie; inaczej niż teraz.
Adwent był bardziej wyrozumiały; tańczyło się na andrzejkach, a zaraz po andrzejkach Akademię Górniczo-Hutniczą ogarniało barbórkowe szaleństwo zagarniające także kolegów z innych uczelni.
Co tańczyliśmy my, studiujący w latach 60.? Na początku moich studiów był "Petite fleur” – przebój mocno już przechodzony, słodki jak ulepek, ale wciąż lubiany. "Diana” Paula Anki i – oczywiście – boski Elvis, zaraz też nadciągnęli Beatlesi. Bodaj pierwszym przebojem, jakim wkroczyli w życie studenckie Krakowa, było "Ye, ye, ye”, zdobyte przez Romka Danaka, szefa studenckiego radiowęzła Alma Radio, i odtwarzane na tańcach w klubie Żaczek. Z biegiem czasu repertuar poszerzał się o nowych wykonawców, nowe rytmy, nowe przeboje. Przybył "Speedy Gonzales” i inni.
Studenci bawili się głównie w klubach. Prywatki były, ale nie dla nas, dumnych ze studenckiej dorosłości. Podobno prywatki jeszcze są, ale po transformacji nazywają się "domówki”. Czy na czymś takim w ogóle da się tańczyć?
e-mail: [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?