Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

No wave – część II

Redakcja
James Chance – Fot. archiwum wykonawcy
James Chance – Fot. archiwum wykonawcy
Eksplozja radykalnego hałasu, jaką zafundowali światu artyści z nowojorskiej bohemy artystycznej zaliczani do nurtu „no wave”, otworzyła pole do zaskakujących muzycznych eksperymentów.

James Chance – Fot. archiwum wykonawcy

Nowe gatunki muzyczne

Część artystów postanowiła wpompować punkową wściekłość w inne formy dźwiękowe. Najważniejszą z nich okazał się jazz. Jako pierwszy podjął ten temat saksofonista grupy Lydii Lunch - James Chance (znany także jako James White). Powoławszy do życia grupę The Contortions wydał w 1979 roku dwa albumy – „Buy The Contortions” i „Off White”. Pierwszy zawierał radykalną syntezę gitarowego hałasu z saksofonowymi solówkami o free jazzowym rodowodzie, a drugi – energetyczny disco-punk o hipnotycznym rytmie. Mimo, iż The Contortions nie zdziałali wiele więcej, obie płyty stały się kamieniami milowymi w rozwoju nowej fali – śladem zespołu White`a poszli zarówno jazzmani, jak słynny James Blood Ulmer czy John Lurie z The Lounge Lizards, jak i dawni punkowcy, jak John Lydon z Public Image LTD, a dwie dekady później – wszystkie gwiazdy dance-punka w rodzaju The Rapture, LCD Soundsystem czy !!!

Jeszcze szerzej zakrojone poszukiwania brzmieniowe podjął gitarzysta DNA – Arto Lindsay. Nie zatrzymując się na jazzie, dotarł w swych eksperymentach do muzyki etnicznej, z której szczególnie upodobał sobie brazylijską tropicalię. Z czasem stał się on jednym z najbardziej rozpoznawalnych gitarzystów nowojorskiej sceny awangardowej, zostając bliskim współpracownikiem Johna Zorna, Laurie Anderson czy Davida Byrne`a.

Najbardziej zaskoczyła jednak wszystkich Lydia Lunch. Jej debiutancki album „Queen Of Siam” z 1980 roku przyniósł jazzowe ballady o erotycznym podtekście, zaśpiewane przez wokalistkę zmysłowym głosem. Potem Lunch wróciła do gitarowego hałasu, koncentrując się na gotyckim rocku pod wpływem artystycznego (nie tylko) romansu z Robertem Smithem z The Cure oraz muzykami The Birthday Party – Nickiem Cave`m i Rowlandem S. Howardem.

Na dalszą twórczość nowave`owców ogromy wpływ wywarł prekursorski dla tej stylistyki duet Suicide. Połączenie schizofrenicznego wokalu Alana Vegi i rzężących partii syntezatorów składało się na tak mocny przekaz, że wkrótce pojawili się w Nowym Jorku muzycy próbujący wykorzystywać w swej twórczości podobne brzmienia. Najważniejsze były dwa projekty – Ike Yard i Dark Day.

Pierwszy z nich to kwartet założony w Nowym Jorku w 1979 roku. Początkowo bliżej było mu do jazgotliwego noise rocka, ale potem w jego twórczości na plan pierwszy wysunęły się syntezatory. Wtedy to ukazał się debiutancki album Ike Yard – „A Second A Fact” – będący jedyną płytą wydaną przez amerykański pododdział manchesterskiej Factory Records (tej od Joy Division czy New Order). Znajdujące się na nim nagrania szokują futurystycznym brzmieniem – to wywiedziony z tradycji Suicide mroczny minimal, który z powodzeniem może być grany w klubach również dzisiaj.

Pod szyldem Dark Day ukrywał się natomiast Robin Lee Crutchfield z DNA. Dwa albumy nagrane przezeń w latach 1980 – 1982 – „Exterminating Angel” i „Window” – łączą w fascynujący sposób elementy minimalu, industrialu z synth-popem i disco-punkiem. Nic dziwnego, że ta futurystyczna muzyka zyskuje dopiero dzisiaj należne jej uznanie.

Myliłby się ten, kto spodziewałby się, że gitarowy jazgot DNA czy Mars wyczerpał zainteresowanie noise`em wśród nowojorskiego undergroundu. Przeciwnie – już w 1981 roku odbył się w galerii White Columns pierwszy Noise Fest. Kuratorami imprezy byli muzycy młodej grupy Sonic Youth. Czerpiąc inspirację zarówno z dokonań Theoretical Girls, jak i psychodelicznych artystów w rodzaju Captaina Beefhearta czy Red Krayoli, stworzyła transową wersję noise rocka, która w ciągu następnych trzydziestu lat ewoluowała od zorganizowanego hałasu do przebojowej alternatywy.

Śladem Sonic Youth poszli inni – Ut, Live Skull, Swans czy Helmet z Nowego Jorku oraz Scratch Acid, The Jesus Lizard, Cows czy Big Black z innych stanów Ameryki, tworząc szeroki front ciągle popularnego noise rocka.

Warto dodać, że na scenie no wave działały znane dziś osobowości ze świata innych dziedzin sztuki – malarz Jean-Michel Basquiat występował w formacji Gray, fotografik David Wojnarowicz w grupie 3 Teens Kill 4, a filmowcy Vincent Gallo i Jim Jarmusch – w Bohack i The Del-Byzanteens. Nic dziwnego, że nowojorskim undergroundzie zafunkcjonował osobny nurt - no wave cinema, który przerodził się potem w ruch transgression cinema. Twórcy tego gatunku, jak Richard Kern, Nick Zedd czy Amos Poe często ozdabiali swe obrazy muzyką zespołów no wave (w wielu z nich wystąpiła m.in. Lydia Lunch), szokując realistycznymi obrazami seksu i przemocy.

Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski