Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nocne spacery

Andrzej Kozioł
Najsłynniejszy krakowski dorożkarz Jan Kaczara
Najsłynniejszy krakowski dorożkarz Jan Kaczara Archiwum
Obyczaje. Franciszka Krudowskiego nikt nie widział za dnia. Po pijatyce szło się na barszcz do Tetmajera. Kto był zaczarowanym fiakrem?

Nocny Kraków - czasami niebezpieczny, czasami nudny, zawsze piękny - zachęcał do wędrówek. Nawet w czasach, kiedy dobrze przed północą zamykano restauracje i kawiarnie, a Kazimierz, dzisiaj zatłoczony i pełen gwaru, był dzielnicą, którą nocą odwiedzali tylko najodważniejsi. Do nocnych wędrówek zachęcał Kraków wiosenny, pachnący kwiatami kasztanów, letni, jesienny, zanurzony we mgle, z księżycem w lisiej czapie i zimowy, otulony śniegiem. I tak było zawsze. Miał nawet Kraków ludzi nocy, którzy jak nietoperze nie pokazywali się za dnia. Nietoperzem był Franciszek Krudowski, wspominany przez Boya rysownik i malarz, postać niezwykła, nawet jak na Kraków, miasto oryginałów:

...tajemniczy człowiek, odludek niewidzialny w dzień. Za to w nocy, jakąkolwiek ulicą, o którejkolwiek godzinie się przechodziło, wyrastała nagle z mroku wysoka postać Krudowskiego. Doprawdy, można było podejrzewać, czy on nie ma daru rozszczepiania się (czemu nie?) i czy nie pojawia się naraz w kilku miejscach.

Aż się prosi, żeby trochę pofantazjować, namotać wokół tej postaci trochę historyjek - i jest gotowa powieść. O dziwaku, może zgoła wampirze, o lunatyku, o kimś w rodzaju Przechodzimura Marcela Aymé.

Jednak po nocnym Krakowie przede wszystkim wędrowali bywalcy knajp. Na przykład Włodzimierz Tetmajer. Alfred Wysocki wspomina powrót z „Paonu”, słynnej knajpy w pobliżu teatru Słowackiego, po jakiejś prawdziwie staropolskiej, miodowo-kurdeszowej pijatyce. Wesołe towarzystwo postanowiło odprowadzić „Władzia” do domu. Nawet dzisiaj taki spacer wydaje się wyzwaniem, a przecież wtedy nie tylko Bronowice były stuprocentową wsią. Już za Parkiem Krakowskim szumiało zboże, błękitniały wiejskie chałupy.

Spacer trwał godzinę, na miejsce towarzystwo - już nieco przetrzeźwiałe - dotarło przed szóstą, Tetmajer z duszą na ramieniu, bo przecież żadna żona nie lubi porannych powrotów męża, zwłaszcza gdy towarzyszą mu kompani od kieliszka. Pani Tetmajerowa okazała się jednak wyrozumiała:

- Witajcie, panowie - odezwała się melodyjnym głosem - izba jeszcze niezamieciona, więc siadajcie na dworze. Słoneczko już przygrzewa! Spytała także z wyrozumiałym uśmiechem, co goście wolą: mleko czy barszcz świeżo zakiszony. Po mieszankach alkoholowych Turlińskiego barszcz wydawał się najlepszy, wszyscy pili go też z rozkoszą i zagryzali razowym chlebem.

W przeciwnym kierunku wędrował Przybyszewski z grupą swych akolitów. Tuż po przybyciu do Krakowa Stasinek zobaczył w teatrze w Parku Krakowskim „Królową przedmieścia” Krumłowskiego i wpadł w zachwyt. Oczywiście po spektaklu koniecznie należało wypić i przekąsić. Rozbawione towarzystwo ruszyło do Krzysztoforów, do których zapraszał Zdzisław Gabryelski, handlujący fortepianami, podobno filozof. Szli przez pustawe miasto, a Przybyszewski powtarzał: „Idziemy, a tu bydełko śpi sobie i chrapie”.

Jednak najsłynniejszy spacer po nocnym mieście został - wspaniale! - opisany w „Zaczarowanej dorożce” Gałczyńskiego. Jak to często bywa, zachowały się dwa wspomnienia o tej szalonej nocy, i to wykluczające się nawzajem: Jerzego Ronarda Bujańskiego i Tadeusza Kwiatkowskiego. Według drugiego zaczarowana dorożka stała przed restauracją Pollera, z której wyszli Gałczyński i Kwiatkowski, według pierwszego - na rogu Wolskiej (czyli Piłsudskiego, czyli Manifestu Lipcowego) i Retoryka. Towarzystwo też było inne: Gałczyński, Bujański, Artur Swinarski.

Każdy krakowianin wiedział, że fiakrem, który w zielono-szaloną noc 1946 woził arcypoetę Konstantego Ildefonsa, był Jan Kaczara. Czy rzeczywiście? Czy to o nim pisał Gałczyński:

dosyć fiakrowi w oczy

błysnąć specjalną broszką

i jużeś zauroczył

dorożkarza z dorożką.

Bujański identyfikuje tajemniczą broszkę - miała to być góralska spinka, ofiarowana mu przez starego gazdę z Murzasichla. O dorożkarzu pisze niewiele - że miał sumiaste wąsy. Czy tuż po wojnie Kaczara rzeczywiście nosił wąsy? Jeżeli nie on był fiakrem Gałczyńskiego, to kto? A jeżeli nie był, kto wymyślił legendę? Prawdopodobnie Jasio Adamski, w 1957 roku pisząc w „Zebrze” o Kaczarze...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski