Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Non stop w pogotowiu

Rozmawiał Łukasz Madej
Prezes Stowarzyszenia Nowy Hutnik 2010 Adam Gliksman
Prezes Stowarzyszenia Nowy Hutnik 2010 Adam Gliksman Andrzej Wiśniewski
Rozmowa. - Hutnik to już średniej wielkości firma - mówi prezes klubu ADAM GLIKSMAN

- Trwa szósty rok działalności nowego Hutnika. Dziś siada Pan nad dokumentami i myśli sobie: „W sumie to podjęliśmy się łatwego zadania”?

- Nie. Zresztą, już kiedy zaczynaliśmy, wiedzieliśmy, że będzie trudno. Natomiast chyba nikt nie sądził, że aż tak bardzo.

- To znaczy?

- Z jednej strony podjęliśmy się odbudowy znanej marki, wobec której kibice mają duże nadzieje, a z drugiej budowaliśmy ją od zera. Nie mieliśmy ani piłkarzy, ani stadionu, ani sprzętu. Myśleliśmy nawet, żeby zacząć od klasy C. Ale tak się złożyło, że ruszyliśmy od czwartej ligi, więc z automatu zostaliśmy rzuceni trochę na głęboką wodę. I jakoś staramy się pływać.

- Dzisiaj Hutnik występuje w trzeciej lidze.

- Więc jakiś pierwszy sukces w piłce seniorskiej jest, choć więcej radości przysparzają juniorzy, ci starsi awansowali nawet do Centralnej Ligi. Kiedy zaczynaliśmy, byli tylko seniorzy, a obecnie mamy siedem drużyn młodzieżowych. Podstawowym celem nowego Hutnika jest kontynuowanie działalności szkoleniowej, no i dbanie o tradycje. W tej chwili mamy ponad 200 piłkarzy, więc to już taka średniej wielkości firma.

- Jak widać, Hutnik to ciągle marka dla młodzieży.

- Tak, szczególnie po awansie do Centralnej Ligi Juniorów zainteresowanie klubem wzrosło. Co prawda mamy kłopoty z liczbą boisk, ale staramy się to jakoś ogarniać i możliwie jak najlepiej szkolić piłkarzy. Tutaj ciągle jest kuźnia talentów.

- Podobno osoby, które działają w klubie, nie pobierają żadnego wynagrodzenia.

- Zgadza się, pracujemy społecznie. I myślę, że każdy, kto wie, jak działa takie stowarzyszenie, zdaje sobie sprawę, ile oznacza różnego rodzaju działań, które trzeba tygodniowo rozwiązać.

- Czyli od ósmej do szesnastej praca na etat, a potem klub.

- Nie do końca, bo większość z nas pracuje w ruchomych godzinach. W każdym razie nigdy nie jest tak, że wybija szesnasta i człowiek może sobie pomyśleć: „Jestem wolny, czas poświęcę rodzinie”. W pogotowiu musimy być non stop, ciągle są jakieś problemy.

- W trzeciej lidze piłkarze pewnie za darmo nie grają.

- Większość to stypendia. Po prostu, staramy się rekompensować choćby koszty dojazdów na treningi. To, jeśli chodzi o zarobki, bardziej jest amatorstwo.

- Ile w ogóle potrzeba rocznie pieniędzy, żeby utrzymać klub?

- Powiem tak: około czterystu tysięcy złotych, ale myślę, że drugie tyle należy doliczyć jako wartość pracy społecznej, wysiłku wolontariuszy. A to ważna działka, bo jak porównujemy budżety innych trzecioligowych klubów, to też są na takim poziomie, przy czym u nich z tych ośmiuset tysięcy aż osiemdziesiąt procent pokrywają miasta. W naszym wypadku to kwota zdecydowanie niższa.

- Czyli?

- W tym roku na prowadzenie drużyn młodzieżowych otrzymaliśmy nieco ponad 40 tysięcy złotych. Pieniądze dostajemy tylko na młodzież.

- Stadion trzeba wynajmować.

- To koszt dwóch tysięcy złotych, a jeśli przemnożymy przez choćby piętnaście meczów seniorów w roku... Jesteśmy jedynym klubem w trzeciej lidze, który musi płacić za wynajem boiska. Inne mają je za darmo, udostępniane przez swoje gminy czy miasta. Taka sytuacja powoduje, że automatycznie jesteśmy na gorszej pozycji.

- Statystyczny kibic pomyśli sobie tak: „W skali budżetu Krakowa to tak małe pieniądze, że piłkarze Hutnika mogliby sobie zagrać, skorzystać z pryszniców za darmo”.

- Pewnie byłoby to dobre rozwiązanie, ale póki co, jesteśmy zadowoleni, bo przekonaliśmy mieszkańców Nowej Huty, żeby w ramach Budżetu Obywatelskiego zagłosowali za naszym projektem i niedługo miasto częściowo będzie pokrywało koszty wynajmu stadionu. Będzie nam lżej. Myślę, że w Krakowie jest taka świadomość, iż gdybyśmy się poddali i powiedzieli: „Mamy dosyć, koszty nas zabijają”, to w Hucie pod względem piłkarskim zrobiłaby się pustynia. No bo innego profesjonalnego klubu, nawet w trzeciej lidze, tutaj nie ma. A wartością Hutnika jest też, że raz na dwa tygodnie kibice mają gdzie przyjść na mecz. U nas gra wielu chłopców z Nowej Huty, więc ludzie mogą zobaczyć na murawie swoich kolegów, sąsiadów.

- Ma Pan wrażenie, że przez krakowskich urzędników jesteście traktowani na równi z Cracovią oraz Wisłą?

- Na pewno mamy słabszą pozycję, ale staramy się rozmawiać bez kompleksów. Nie używamy jakiś słów, że jesteśmy traktowani po macoszemu. Podchodzimy do sprawy w ten sposób, że mamy swoje problemy, swoje możliwości, i w ich ramach musimy się obracać. W ogóle dziś siedziba Hutnika znajduje się w kompleksie stadionu, ale w budynku, który kiedyś nazywany był „Pawilonem Młodych Talentów”. Obiekt dzierżawimy, płacimy podatki, utrzymujemy we własnym zakresie, ale to już nie są duże koszty. Może poza tym, że jest stary, więc w zimie pieniądze wydawane na ogrzewanie są olbrzymie. Reasumując - niemal wszystko sami musimy wypracować.

- W dużej mierze klub finansują kibice.

- Całe nasze stowarzyszenie („Nowy Hutnik 2010”- przyp.) liczy około sto pięćdziesiąt osób. Wszyscy płacą miesięczne składki, od dziesięciu do stu złotych. To podstawa finansowania. Pozostałe środki pochodzą od sponsorów, z jakichś swoich działalności. Tak w ogóle, to jesteśmy pierwszym klubem w Polsce, który został stworzony na wzór hiszpański, i to kibice, na zasadzie właśnie socios, finansują Hutnika. Miło mi było, kiedy z pytaniami do nas zwrócili się kibice z Łodzi, którzy myśleli o odbudowie Widzewa.

- Kiedy puka Pan do drzwi sponsora pewnie czasem słyszy: „Hutnik? Oczywiście, znam, ale nie, dziękuję, piłka nożna to kibole”.

Nie, nie ma takich sytuacji, natomiast trzeba jasno powiedzieć, że w Krakowie jest dużo możliwości wydawania pieniędzy, a piłka jest tylko jednym z nich. I to takim, do którego sponsorzy za bardzo się nie garną, o czym świadczą też przykłady Wisły czy Cracovii. Na naszym poziomie nie chodzi jednak o taki typowy sponsoring, dzięki któremu firma ma osiągnąć jakieś zyski. To bardziej forma wsparcia lokalnej społeczności. Do tego staramy się odwoływać, i tak też do sprawy podchodzą nasi sponsorzy, którzy dają młodzieży z Nowej Huty szansę na rozwój.

- Marzenie na kolejne pięć lat?

- Jest takie, żebyśmy wszyscy - kibice, piłkarze i zarząd - godnie reprezentowali Hutnika. I żebyśmy byli klubem, który potrafi bilansować budżet. To podstawa. Natomiast jasne, jestem z pokolenia kibiców, którzy pamiętają największe sukcesy Hutnika, jednak dziś piłka jest inna, inne pieniądze, inne uwarunkowania. Na razie celem jest zapewnienie stabilnej działalności, rozwój infrastruktury. A z czasem może ktoś nas zauważy i z jakimś sponsorem uda się awansować przynajmniej do drugiej ligi? Na pewno ci, którzy zakładali nowego Hutnika, i wytrwali, mogą być dumni, bo wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Ale dla mnie najważniejsze - i ciągle to powtarzam, żeby kibice zawsze byli z klubem, bo wtedy Hutnik na pewno nie zginie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski