Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nordkapp na sześć kół i cztery nogi

MAJKA LISIŃSKA-KOZIOŁ
Arek, Maciek i Paweł zdobyli Nordkapp - mekkę motocyklistów FOT. ARCHIWUM WYPRAWY
Arek, Maciek i Paweł zdobyli Nordkapp - mekkę motocyklistów FOT. ARCHIWUM WYPRAWY
Po Gruzji i Armenii, które odwiedziliśmy w zeszłym roku, w tym przyszła kolej na Nordkapp, najdalej na północ wysunięte miejsce w Europie - mekkę motocyklistów. Bo Arek Tomasiak, fizjoterapeuta w Fundacji im. św. Brata Alberta w Radwanowicach, w sezonie przemierza na dwóch kółkach jakieś 25 tysięcy kilometrów.

Arek, Maciek i Paweł zdobyli Nordkapp - mekkę motocyklistów FOT. ARCHIWUM WYPRAWY

We trzech pokonali Drogę Orłów i Drogę Trolli, odwiedzili Świętego Mikołaja, przejechali długi na 25 kilometrów tunel z trzema grotami. Schudli - każdy po prawie cztery kilogramy, zmokli i wyschli kilkadziesiąt razy. Nie tylko dla siebie

Nikogo nie dziwi to, że zdrowy facet realizuje marzenia. No to, żeby zadziwić niektórych, na wyprawę zabrał Macieja Banaszka, trzydziestolatka bez prawej nogi, i Pawła Kiliańskiego, lat 25, bez nogi lewej.

- Ja byłem "tatą" - mówi. - Przypominałem, sprawdzałem, ostrzegałem i wiozłem na swojej hondzie najcięższe bagaże.

Zadaniem "młodych" było udowodnić, że motocyklistą może być każdy.

Zaraz po zeszłorocznej eskapadzie Tomasiak wymyślił Polskie Stowarzyszenie Niepełno-sprawnych Motocyklistów.

- Wydawało mi się, że jestem odkrywczy. A takie stowarzyszenia w Europie powstały już dawno. W Wielkiej Brytanii 21 lat temu - dziś liczy siedem tysięcy członków. My dopiero zaczynamy, ale chętnych zgłasza się wielu. Chcą pomagać i chcą jeździć.

www.jednanoga.pl

Gdy do Arka zadzwonił Ryszard Pluciński, góral spod Zakopanego, było jasne, że powstanie profesjonalna strona niepełno-sprawnych motocyklistów. I już jest: www.jednanoga.pl

Rysiek ma porażenie czterokończynowe, jeździ na wózku i na razie nie jest gotowy, by wsiąść na motor, ale z komputerem radzi sobie zawodowo. Jego miejsce u boku Maćka i Arka zajął Paweł Kiliański.

- Obawiałem się, czy będziemy do siebie pasować. Niepotrzebnie - mówi Paweł, chłopak spod Sandomierza (jego harley ma 1200 cm sześc. poj.), który dołączył do Tomasiaka (honda 500 cm sześc.) i Banaszka (zipp 250 cm sześc.).

Komary atakują

Wreszcie ruszyli. Z Krakowa do Gdańska. Spieszyli się. Obładowany do granic zipp Maćka ledwie pokonywał opór powietrza potęgowany przez położony w poprzek worek marynarski. Na pokład promu weszli w ostatnim momencie.

Już w Szwecji przeżyli zmasowany atak komarów; na nocleg wybrali małą polankę nad jeziorem. Omamieni słońcem, nie rozłożyli namiotów. Za to kierowcom, którzy mijali ich biwak, dostarczyli niezapomnianych wrażeń.

- Wsunęliśmy się w śpiwory. Było ciepło. Ale gdy tylko próbowaliśmy wystawić głowy, ruszała na nas chmara komarów. Pamiętam, jak Paweł w siatce na głowie usiłował owady odgonić, a protezę na ten czas odłożył na bok; obrazek jak z horroru. Kierowcy, z oczami jak spodki, na wszelki wypadek dodawali gazu - mówi Arek.

Smakowanie słońca

Tak właśnie trzej faceci z czterema nogami, dzięki swojej determinacji i pomocy sponsorów, na dobre rozpoczęli długą podróż do Nordkapp. Nie wiedzieli wtedy, że pewnego dnia, dokładnie o północy, zobaczą tam piękny, czerwony zachód słońca, które pięć minut później wzejdzie znowu nad horyzontem.

Skok do norweskiego Vardo i podróż drogą E75 były dobrym pomysłem. Widoki zapierały dech, za każdym zakrętem otwierał się inny, urzekający widok kamienistych, surowych plaż. Przyjemne łuki nastrajały do szybszej jazdy, ale gdzieś w tyle głowy kołatała myśl, że za przekroczenie dozwolonych 30 km na godzinę można stracić prawo jazdy i zarobić mandat równowartości prawie dwóch tysięcy złotych.
- Do Vardo prowadzi najgłębszy tunel w całej Europie - informuje Maciek. - Widzieliśmy tam pomnik upamiętniający spalenie 70 czarownic. No a szosą otwartą tylko latem dojeżdża się do dziwnej wioski. Krajobraz jest tam iście księżycowy: nic tylko skały i kamienie o tajemniczych kształtach. Czuje się dreszcze na plecach.

W tej okolicy objuczony bagażami motocykl Arka ni z tego, ni z owego sam runął na ziemię; trzeba było w dwadzieścia minut wymienić podnóżek. A potem wspinali się coraz wyżej i wyżej. Asfalt, jak to w Norwegii, dawał dobrą przyczepność.

Skąpy Mikołaj i ślizgi

W Rovaniemi wszyscy trzej odwiedzili Świętego Mikołaja, żeby odebrać motocykle, o które od lat prosili w listach. - Prezentu nie było, a za zdjęcie z Mikołajem zażądano 30 euro, więc odpuściliśmy - śmieje się Arek. - Sfotografowaliśmy się za darmo z rzeźbą, która wyglądała zupełnie jak ten żywy.

Ale tego dnia pokonali - z pomocą wszystkich innych świętych - rekordowy dystans. Czyli około 660 kilometrów.

Przyjaźnie i znajomości to był bonus tej wyprawy. Choćby w Leknes, w miejscowym klubie Lofoten MC, przyjęto przybyszów z Polski bardzo ciepło. Wieczorem przy kawie i gofrach z serem czuli się jak w domu.

- Koledzy motocykliści pokazywali nam cuda tutejszej natury. Jeździliśmy z nimi do pierwszej - opowiadają.

W drodze do Trondheim Arek ledwie ominął samochód gnający na czołówkę, Maciek złapał tzw. uślizg koła, od którego zrobiło mu się ciepło, jednak mistrzem był Paweł, który poślizgnął się dwa razy na 100 metrach. Szczęście, że nie na Drodze Trolli, która na zboczu prezentuje się jak gigantyczna drabina, a jest równie trudna i zdradliwa, gdy trzeba wspinać się nią w górę, jak i jechać w dół.

Pokonali ją bez wpadki, choć pogoda wystawiała ich na kolejne próby; a to lało, a to mżyło, a to świat zasnuwały mgły.

Można! Z pomysłem

Spotkanie z Hainem, prezesem klubu motocyklowego Likevel MC Norge oraz założycielem Stowarzyszenia Motocyklistów Niepełnosprawnych Norwegii, dało im kolejny zastrzyk pozytywnych emocji.

Hain ma 45 lat i szczęśliwą rodzinę. Odkąd w wieku 16 lat uległ wypadkowi, porusza się na wózku. Pracuje jako księgowy, a 11 lat temu założył klub motocyklistów niepełnosprawnych.

- To dla nas wielki wzór do naśladowania - opowiada Arek. - Dzięki takim spotkaniom człowiek może znaleźć dodatkową energię do działania. Widzieliśmy chłopaka, który ma bezwładne nogi, więc nauczył się je mocować do motoru specjalnymi zapięciami. Kobieta z porażonymi kończynami tak zmodyfikowała motocykl, że gdy się zatrzymuje, wysuwają się dwa kółeczka i podpórki, podobne do tych, które montujemy dzieciom uczącym się jeździć na rowerze. Tyle że te jej wysuwają się i chowają automatycznie. Jest też chłopak, który nie ma ręki. Na protezę zakłada rękawiczkę, smaruje ją klejem i przylepia do kierownicy motocykla. Rocznie, używając de facto jednej ręki, robi 45 tysięcy kilometrów. To naprawdę niesamowite - dodaje Arek.

Harley górą

Wszyscy trzej wciąż jeszcze żyją wyprawą. Wspominają te fajne i te mrożące krew w żyłach momenty. Paweł miał duszę na ramieniu na przykład wtedy, gdy przygniótł go jego ogromny harley. Ale Paweł spod niego wołał: "cały jest, motor, cały?".

Był cały. I nic się właściwie nie stało poza tym, że proteza jego nogi była w kolanie skręcona o 90 stopni. - No to rozkręciliśmy co było trzeba, wyprostowaliśmy element precyzyjnego mechanizmu, zakręciliśmy śrubki i zadziałała - wspomina Paweł.

O przygodach, jakie przeżyli, widokach, przyjaznych ludziach oraz o chińskich zupkach z polskim kabanosem mogliby opowiadać godzinami. Ale najważniejsze jest to, że wciąż chcą zmienić świat. Przekonali się, że on tak naprawdę należy do każdego z nas.

Do sprawnych i niepełnosprawnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski