Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowa droga po tytuł

Rozmawiał Łukasz Madej
– Nie należę do ludzi, którzy boją się wyzwań – mówi Mariusz Wach
– Nie należę do ludzi, którzy boją się wyzwań – mówi Mariusz Wach FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Rozmowa z pięściarzem MARIUSZEM WACHEM, który już jutro znów wyjdzie między liny.

– Jutro, po dwóch latach przerwy, wraca Pan między liny. Ulga, czy rodzaj debiutanckiej tremy?

– Nic z tych rzeczy. Rozłąka od prawdziwych występów w ringu rzeczywiście była dluga, ale od boksu już nie.

– Właśnie, w czasie sparingów z Davidem Haye’m czy Aleksandrem Powietkinem myślał Pan sobie: „Ciągle stać mnie na wygrywanie z najlepszymi”?

– Nie tylko ja tak czuję. Świat boksu jest mały i wiem, że tak się właśnie o mnie mówi. Dwa lata to różne perypetie, ale wiedziałem, że wcześniej czy później wejdę jeszcze między liny.

– Pierwszy rok przerwy to kara za doping przed walką z Władimirem Kliczką. Do winy Pan się nie przyznał, ale prywatne śledztwo w swoim sztabie zrobił?

– Cała sprawa jest śmieszna. Analizę próbki B chciałem wykonać w USA czy na innym neutralnym terenie, ale mi nie pozwolono. Śledztwo? Z ówczesnym trenerem nie rozmawiałem. Współpraca zakończyła się i tyle. Temat zamknięty. Pogadajmy o czymś innym.

– Nieporozumienia z promotorem to też już przeszłość?

– Tak, teraz nie ma żadnych problemów.

– Dziś, kiedy z ringu zszedł już Witalij Kliczko i „uwolnił” pas federacji WBC, nie żałuje Pan, że przyjął ofertę Władimira?

– Mogłem poczekać jeszcze dziesięć lat na jakiegoś bardzo słabego mistrza i dopiero wtedy spróbować, ale czy miałoby to sens? Nie należę do ludzi, którzy boją się wyzwań.

Tak, w ogóle to już chyba w 2010 roku miałem ofertę z obozu Ukraińców, ale w grupie zgodnie stwierdziliśmy, że na tamten czas w żaden sposób nie byłem przygotowany. Po dwóch latach ciężkiej pracy uznaliśmy, że nadszedł ten moment.

– Do teraz sięga Pan jeszcze po nagranie tamtego pojedynku?

– W ogóle nie oglądałem całego, tylko urywki. W każdym razie czuję, że gdyby to była moja druga czy trzecia walka o tytuł, wszystko wyglądałoby inaczej. Kilka lat wcześniej na stwierdzenie, że Wach będzie walczyć o mistrzostwo, każdy się śmiał. Potem ci sami ludzie mówili, że mam szansę.

Jutro zaczynam nową drogę po tytuł. Różnica jest taka, że marzenie o mistrzowskiej walce już spełniłem, teraz to będzie zwykła robota. A o czym marzę? O locie rakietą w kosmos (śmiech).

– Pana kariera to wzloty i upadki, co paradoksalnie – mimo prawie 35 lat – może tylko pomóc.

– To prawda, w ogóle nie czuję się „wyboksowany”. Normalnie rozmawiamy, nie jestem rozbity, a całe życie walczę w wadze ciężkiej. W tej kategorii optymalny wiek to około czterdziestki. I powiem szczerze – dopiero teraz, po przejściach, ostatnich sparingach czuję się takim rasowym mężczyzną, 97-procentowym zawodnikiem wagi ciężkiej.

– Kiedy będzie sto procent?

– Tak jak mówi mój trener Piotr Wilczewski, za dwa lata. Najpierw trzeba się znów pokazać, stoczyć ze trzy dobre walki i zaistnieć w rankingach. Tego z dnia na dzień nie da się zrobić. Myślę o poważnych rywalach, bo tylko takie pojedynki coś mi dadzą. Na razie jestem w Polsce, ale za jakiś czas trzeba będzie zrobić kilkumiesięczny obóz w Stanach. Poczuć atmosferę Ameryki, posparować z dobrymi zawodnikami.

– 8 listopada do hali w Czyżynach będzie Pan mógł wybrać się nawet na nogach.

– No tak, mieszkam nie za daleko. Zobaczymy, czy uda się zdobyć jakieś fajne bilety. Nie mam jednak ciśnienia, że muszę tam być. I wyprzedzając pytanie – tak, trochę mi żal, że sam w Czyżynach nie zaboksuję. Nie mówię nawet o walce wieczoru, ale była możliwość, żebym wystąpił w jednym z wcześniejszych pojedynków.

– Bardziej chodziło mi o to, że Artur Szpilka swoje starcie z Tomaszem Adamkiem reklamuje jako walkę dwóch najlepszych polskich „ciężkich”. A spoglądając w lustro, tylko Pan z waszej trójki może powiedzieć – to ja mam prawdziwe warunki fizyczne jak na tę kategorię.

– Wie pan co, nie ma mnie w żadnych rankingach, a oni są aktywni... Hm, tak uważają? Niech będzie.

– Zamiast w Krakowie, jutro w Dzierżonowie zmierzy się Pan z równie potężnym jak Pan Samirem Kurtagiciem.

– Solidny, bardzo twardy zawodnik, profesjonalista. OK, może ma na koncie porażki, ale żadnej przez nokaut, a walczył z bardzo mocno bijącymi zawodnikami. Już od dwóch miesięcy żyję tylko jutrem. Wygram i czekam na kolejne wyzwania.

SERB RYWALEM „WIKINGA”
- Niespełna 35-letni Mariusz Wach ostatni raz walczył 10 listopada 2012 r. z Władimirem Kliczką. Przegrał na punkty, a stawką były pasy WBA, WBO, IBF, IBO wagi ciężkiej. Po starciu w organizmie Wacha wykryto niedozwolone środki, za co został zdyskwalifikowany na osiem miesięcy.

- Już jutro w Dzierżonowie „Wiking” zmierzy się z Samirem Kurtagiciem. Mierzący 202 cm Wach ma na koncie 28 walk: 27 wygranych (15 przez nokaut) i właśnie 1 porażkę. 38-letni Serb jest o centymetr niższy. Stoczył 18 pojedynków: 12 zwycięstw (8 przez KO), 6 przegranych (wszystkie na punkty). Galę od godz. 19 pokaże Orange Sport.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski