Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowa Huta pogrążona w żałobie: nie ma już wśród nas człowieka legendy [ZDJĘCIA]

Marzena Rogozik
Marzena Rogozik
Jerzy Ridan zmarł w wieku 73 lat
Jerzy Ridan zmarł w wieku 73 lat fot. Anna Kaczmarz
Pożegnanie. Odszedł Jerzy Ridan, nowohucki Woody Allen, człowiek, który ocalił historię Nowej Huty na filmowych taśmach. Nie bał się obalać stereotypów związanych z największą krakowską dzielnicą. Dla wielu był jak ojciec: cierpliwy, serdeczny, ale także krytyczny i wymagający.

Do Nowej Huty Jerzy Ridan przyjechał w latach 60. ze stuzłotowym banknotem w kieszeni. Przyciągała go magia tego miejsca. Z Bydgoszczy przyjechał z tobołkiem przewieszonym przez ramię i aparatem produkcji radzieckiej „Zorka” zawieszonym na szyi. Wtedy jeszcze nie wiedział, że wkrótce stanie się znanym i cenionym dokumentalistą Nowej Huty.

Działalności Jerzego Ridana trudno opisać w kilku zdaniach. Był nie tylko doskonałym reżyserem, ale i scenarzystą i świetnym pedagogiem. Pod koniec lat 60. i na początku 70. kręcił filmy w Amatorskim Klubie Filmowym „Nowa Huta”. Już wtedy był wyróżniany za swoją twórczość także za granicą. Warto przypomnieć choćby „Lenina z Krakowa” dokument o pobycie wodza rewolucji bolszewickiej nad Wisłą i znienawidzonym pomniku w al. Róż.

Jego blisko 60 filmów nagradzały gremia na festiwalach na całym świecie. Poza kręceniem prowadził także zajęcia o teatrze i filmie w Ośrodku Kultury im. Norwida w Nowej Hucie i Młodzieżowym Domu Kultury im. Bursy w Mistrzejowicach.

Dzięki niemu w dzielnicy uruchomiono Nowohuckie Maratony Filmowe i Międzynarodowy Nowohucki Festiwal Filmowy. Współtworzył też Nowohucką Kronikę Filmową, która do dziś dokumentuje życie dzielnicy. O jego działalności można pisać wiele i zawsze będzie to tylko niewielki wycinek. Zebraliśmy więc garść wspomnień jego najbliższych, znajomych i tych, dla których był ważny.

Niekonwencjonalny ojciec

Poza tym, że kochał film, Jerzy Ridan kochał też rodzinę. Dla żony Haliny i ich dwóch synów zawsze znajdował czas, choć miał go tak niewiele. - Nie był to konwencjonalny tata, który goni do nauki. Na wiele nam pozwalał, zwłaszcza gdy mama wyjeżdżała - wspomina Krzysztof Ridan, syn dokumentalisty.

Jerzy Ridan często wyjeżdżał na plany filmowe, potem jednak starał się tę nieobecność wynagradzać. By połączyć swoje życie rodzinne z zawodowym i mieć rodzinę blisko siebie wymyślił „Teatrzyk ABC”, który działał w Ośrodku Kultury im. Norwida. Zaangażował w niego całą rodzinę.

Swoim synom Ridan zaszczepił miłość do filmu i choć Krzysztof na przekór temu poszedł na studia prawnicze, nie uciekł od przeznaczenia. Poszedł w ślady ojca - jest operatorem i montażystą dźwięku. Razem robili dokumenty, do Nowohuckiej Kroniki Filmowej.

Kochał Hutę

Dla Jerzego Ridana ważny był symbol Nowej Huty - krzyż nowohucki i historia ludzi walczących o niego. Ocalił ją w pamięci dzięki filmowi „Róg Marksa i obrońców krzyża”. Cenił mieszkańców dzielnicy i kiedy inni ich krytykowali, kiedy pod adresem Nowej Huty padały przykre słowa, on jej bronił. Szedł pod prąd, wbrew powszechnym opiniom i stereotypom, a w otaczającym go świecie szukał pozytywów. Nigdy też nie umiał odmawiać, dla tych, którzy poprosili go o pomoc, zawsze znajdował czas. Gdy wspierał innych, stała przy nim wiernie żona Halina.

- Mama co prawda nie wystąpiła w żadnym jego filmie, ale poświęciła całe swoje życie, by pomagać mu w tym, co robił - opowiada Krzysztof Ridan. Kiedy trzeba było trzymała mikrofon albo nosiła statywy.

Byli zgranym, kochającym się małżeństwem. - Czasami tylko bała się iść z tatą do kina, bo zawsze szczery i krytyczny miał odwagę powiedzieć twórcy, co sądzi o jego dziele - twierdzi Krzysztof Ridan.

Bratnie dusze

Małgorzata Szymczyk-Karnasiewicz w Jerzym Ridanie znalazła bratnią duszę z rodzinnych stron. On pochodził z Bydgoszczy, ona ze Świecia. Z Małgorzatą i jej mężem Jerzym Karnasiewiczem (oboje są fotografikami) od razu się zaprzyjaźnił.

- Jerzy był zawsze dla mnie bardzo miły, serdeczny, komplementował moje zdjęcia i mówił, że są lepsze od tych, które robi mój mąż - śmieje się Małgorzata Szymczyk-Karnasiewicz.

Małżeństwo krakowskich fotografików najcieplej wspominają plenery fotograficzne w Grucznie, wiosce, w której Jerzy Ridan jako mały chłopak często spędzał wakacje u wujostwa. Gdy Jerzy dowiedział się, że małżeństwo Karnasiewiczów tam jedzie, sfilmował swój album ze starymi zdjęciami z Gruczna. Niemy film, który dał im Ridan został potem udźwiękowiony komentarzami mieszkańców wsi.

- Jerzy był człowiekiem, który cenił ludzi - wspomina Małgorzata Szymczyk-Karnasiewicz. I całe swoje życie pochylał się z kamerą nad losem zwykłego człowieka.

Autorytet i optymista

W klubie filmowym w Nowej Hucie los związał Jerzego Ridana również z inną rodziną. Tam poznał się z fotoreporterem kurii krakowskiej Andrzejem Stolarczykiem. Razem z nim Ridan realizował filmy o tematyce sakralnej. - Jurek był naszym autorytetem artystycznym, mentorem - wspomina Iwona Stolarczyk, żona nieżyjącego już fotoreportera i artystka plastyk z Domu Kultury im. A. Bursy, w którym pracował także Ridan. - Jego uwagi przyjmowaliśmy jako ostateczne. Nie wiem, jak my sobie teraz bez niego poradzimy - mówi. Córce Stolarczyków - Katarzynie Jerzy Ridan nie raz pomagał w wyborze muzyki i scenografii do spektakli baletowych.

- Pamiętam, że z tą poważną miną i ciemnymi okularami przypominał mi zawsze Pendereckiego - śmieje się Katarzyna Stolarczyk, choreograf grupy baletowej w NCK.

Jednak nowohucki dokumentalista, mimo groźnej miny, był ciepłym i pełnym optymizmu człowiekiem. Miał duże poczucie humoru i często sam prowokował zabawne sytuacje.

- Lata temu, gdy wracaliśmy autobusem bez biletów, Jurek usiadł z kamerą na siedzeniu konduktora i legitymował z posiadania biletu innych wsiadających - wspomina Iwona Stolarczyk. - To było zabawne dopóki do autobusu nie wsiadł prawdziwy kontroler - dodaje. Innym razem na imieninach w bloku prowadził poloneza, który został odtańczony na... klatce schodowej.

Wielki człowiek

Cztery edycje Nowohuckiego Maratonu Filmowego bardzo zbliżyły Jerzego Ridana z Maciejem Twarogiem, społecznikiem z Nowej Huty.

- On mnie rozumiał często bez słów, dużo mi pomagał, trafnie puentował, czasem podsunął mi jakąś cenną myśl. Traktowałem go jak ojca. To był naprawdę wielki człowiek - wspomina Maciej Twaróg.

Lubili się spotykać w kultowej restauracji „Stylowa”. Wypijali po „krupniku” i długie godziny dyskutowali o filmach i o Nowej Hucie. Ale nie tylko „krupnik” (za którym zresztą Maciej nie przepadał) utkwił w pamięci Twarogowi.

- Na maratonie było zawsze sporo nowoczesnego, jak na tamte czasy sprzętu, ale Jurek zawsze przynosił swojego leciwego pionieera i na nim puszczaliśmy filmy przed seansem - dodaje. Maciej, podobnie jak inni, którzy kiedykolwiek mieli okazję współpracować z Jerzym Ridanem podkreśla, że był on dobrym nauczycielem fachu, a takich fachowców jest dziś coraz mniej.

- On był filarem w pionierskich, kultowych latach 90., w czasach tworzenia pozytywnego wizerunku Nowej Huty - mówi historyk Maciej Miezian.

- Nie bał się odsłonić kurtyny milczenia o Nowej Hucie - wspomina Adam Gryczyński. - Poza tym był tytanem pracy, ale jednocześnie niezwykle skromnym człowiekiem - podkreśla.

Zostawił po sobie ślad

- Przed jego kamerą każdy czuł się bezpiecznie, Jerzy dbał, by jego rozmówcy wypadli dobrze - wspomina Anna Starewicz-Caban, szefowa Nowohuckiej Kroniki Filmowej.

Kronika na pewno przetrwa, bo tworzy ją pięć ekip, ale teraz zabraknie w niej najważniejszego głosu starszego pokolenia. Bo właśnie Jerzy Ridan o Nowej Hucie mówił w sposób osobisty. Sam zrobił 170 odcinków kroniki, a za dwa tygodnie wyjdzie 475 odcinek - ostatni, do którego przyłożył rękę. Oprócz kroniki zostawił po sobie jeszcze katalog wszystkich materiałów filmowych o Nowej Hucie od lat 50. do 2013 roku.

Tuż przed wizytą w szpitalu Jerzy Ridan pracował bardzo intensywnie. Starał się zrobić jak najwięcej, bo zdawał sobie sprawę, że po zabiegu koronarografii (niedawno przeszedł zawał) czeka go długa rehabilitacja. Pracował nad, jak się okazało, ostatnim filmem „Nowa Huta Karola Wojtyły”. To był dla niego ważny materiał, towarzyszył przecież Ojcu Świętemu w podróży po Nowej Hucie.

Film, który będzie miał premierę w grudniu w ramach Filmoteki Małopolski dokończy syn zmarłego dokumentalisty. - Robiąc film, tata rozmawiał z wieloma nowohucianami, odwiedzał ich, to było chyba takie pożegnanie z nimi - mówi Krzysztof Ridan.

Dokumentalista zmarł w wieku 73 lat. Zostawił żonę, dwóch synów i pięciu wnuków. Spoczął wczoraj na cmentarzu w Grębałowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski