Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowakowski: Ostatni taki pisarz Warszawy

Mariusz Grabowski
Marek Nowakowski
Marek Nowakowski Paweł Nowak
O zmarłym w piątek 79-letnim Marku Nowakowskim trudno pisać tylko jako o pisarzu. Był jednym z najoryginalniejszych zjawisk Warszawy ostatniego półwiecza.

Przemierzał niestrudzenie jej ulice, przesiadywał w knajpach, był tam, gdzie działo się coś ciekawego. W czasie znienawidzonej przez siebie komuny protestował - złożył podpis przeciw zmianom w konstytucji i redagował podziemny "Zapis", potem konspirował; w 1984 r. trafił nawet za kraty za opublikowanie poza cenzurą "Raportu o stanie wojennym, ale gdy nastała III RP, programowo usunął się w cień.

W tym cieniu pozostał do końca, nie chcąc firmować otaczającego go świata. Gdy pisał, publikował i dawał znać o sobie - czynił to w niezgodzie z literackim establishmentem. Cieszył się z tego, że w tych niedobrych dla literatury czasach pamiętają o nim czytelnicy.

Cofnijmy się do końca lat 50., gdy na łamach "Nowej Kultury" ukazało się jego debiutanckie opowiadanie "Kwadratowy", a zaraz potem do księgarń trafił tom "Ten stary złodziej". Niewielu przypuszczało wówczas, że oto narodził się jeden z najlepszych obserwatorów polskiej szarej codzienności, piewca - jak byśmy dziś powiedzieli - ludzi wykluczonych i zepchniętych na margines. Władza patrzyła na te próby przez palce - jeszcze przez chwilę trwała październikowa odwilż i pozwalano pisać młodym o rzeczach w budownictwie socjalistycznym zbędnych.

Siła prozy Nowakowskiego sprawiła, że przebił się ze swoimi pasjami przez niechęć władzy i częste lekceważenie uznanych autorytetów. Dla nich na zawsze pozostał epigonem zbuntowanego Marka Hłaski i piewcą PRL-owskiej szarej strefy. Nie dostrzegali, że zbiory: "Ten stary złodziej" (1958), "Benek Kwiaciarz" (1961), "Silna gorączka" (1963), "Mizerykordia" (1971), "Książę Nocy" (1978), przy całej oryginalności tematu i niosącej skondensowany ładunek emocji krótkiej formy, miały w sobie także potężny ładunek prawdy o Polsce i Polakach.

Pisał o duchu, który nigdy nie da się stłamsić, i o żywotności, która zawsze wymknie się nakazom. Portretował środowiska nie tylko warszawskich peryferii, ale - mając doskonały zmysł do wychwytywania fałszu - także środowiska, które w Polsce Ludowej uważały się za elitę.

Po przełomie 1989 r. Nowakowski nie odpuścił opisywania otaczającego go świata. Przydał mu jednak nuty satyry, a nierzadko ironii i szyderstwa. Dostrzec można było niezgodę na kształt Polski, jaki nadano jej przy Okrągłym Stole. W gorących latach 90. opowiadał się zdecydowanie po stronie krytyków nowych priorytetów i bratania się z przemianowanymi na kapitalistów komunistami. Nie brakło wówczas głosów, że Nowakowski się skończył, że ciągle tkwi mentalnie w czasach komuny. Nic bardziej błędnego.

Połowa lat 90. to okres, w którym dawał upust varsavianistycznym tęsknotom. Kto jednak wczytał się w trzy tomy jego legendarnych "Powidoków", dostrzegał od razu, że to wciąż ta sama opowieść o ludziach, którzy szli pod prąd. Później uzupełnił je cyklem "Nekropolis" i osobistymi wycieczkami w absurdy czasu, m.in. tomami "Mój słownik PRL-u", "Syjoniści do Syjamu".
Dopóki nie zmogła go choroba, niestrudzenie przemierzał warszawskie szlaki. Najczęściej bywał chyba w Corso na placu Zbawiciela, ostatnim bastionie knajpianych tradycji. Z każdym pogadał, powspominał. Ostatni taki pisarz Warszawy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski