Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowe życie w winnicy

Redakcja
Ośrodek rekolekcyjny, w którym tak często bywają państwo P., znajduje się na dużej polanie wśród lasów, na wzniesieniu nazywanym Wzgórze Miłosierdzia Fot. Grażyna Starzak
Ośrodek rekolekcyjny, w którym tak często bywają państwo P., znajduje się na dużej polanie wśród lasów, na wzniesieniu nazywanym Wzgórze Miłosierdzia Fot. Grażyna Starzak
Z wakacyjnych rekolekcji w Stryszawie Janina i Marian P. wrócili całkowicie odmienieni. Przez ponad 20 lat tworzyli normalną, kochającą się rodzinę. Teraz odsunęli się od krewnych. Dzieciom kazali mówić do obcych ludzi "ciociu", "wujku". Spalili należące do ich pociech książki, listy, laurki, pocztówki z wakacji. - Dlaczego? - pytał zrozpaczony najstarszy syn, Janusz.

Ośrodek rekolekcyjny, w którym tak często bywają państwo P., znajduje się na dużej polanie wśród lasów, na wzniesieniu nazywanym Wzgórze Miłosierdzia Fot. Grażyna Starzak

Wspólnota ze Stryszawy

- Czas zacząć nowe życie - odparła matka.

- Rodzice zdjęli ze ścian obrazy i lustro w zabytkowej ramie - wspomina Janusz. - Gdy o to zapytałem, usłyszałem, że "tak wygląda budowanie nowego porządku", że nasze, rodzinne gniazdo będzie teraz domem modlitwy, a lustro zostało usunięte, bo ich dekoncentruje. Na ścianach zawisły plakaty, które rodzice przywożą z ośrodka rekolekcyjnego, a także różne dewocjonalia.

Troje dorosłych już dzieci zdziwiło się zmianą wystroju domu, ale nie odczuwało niepokoju. Państwo P. znani byli z religijności. Czynnie uczestniczyli w życiu parafii, wspomagali Kościół datkami. - Zaniepokoiliśmy się dopiero wtedy, gdy po domu zaczęli się kręcić zupełnie obcy ludzie, gdy rodzice zerwali wszelkie więzy z krewnymi i zaczęli rozmawiać z nami, używając metafor i cytatów z Pisma Świętego. Poza tym zaniedbywali swoje obowiązki - ciągnie Janusz.

Pani P. mogła być wcześniej wzorem dla innych matek. Dbała o dom, jeździła z dziewczynkami do szkoły muzycznej. Raptem wszystko się zmieniło. - Od czasu, gdy rodzice zaczęli bywać na Wzgórzu Miłosierdzia, przestali nam dawać pieniądze na studia. Siostry, zamiast do szkoły muzycznej, jeździły z rodzicami do ośrodka rekolekcyjnego. Opowiadały przez telefon szczegóły jakichś rytuałów, w których brały udział - opowiada najstarszy brat.

Agnieszka, studentka polonistyki, bardzo związana z Malwinką, najmłodszą z rodzeństwa, zauważyła, że siostra ma sporo uwag w zeszycie. Od nauczycieli dowiedziała się, że dziewczynka raz, a nawet dwa razy w tygodniu, opuszcza lekcje, gorzej się uczy, często jest nieprzygotowana. Malwinka powiedziała starszej siostrze, że rodzice często zabierają ją ze sobą do Stryszawy. Mimo protestów z jej strony, musi jeździć. Nie ma dyskusji.

***

Pierwszą poważną rozmowę z rodzicami Janusz, Antek i Agnieszka przeprowadzili w drugi dzień świąt wielkanocnych. Małżonkowie P. spędzili Wielką Niedzielę w ośrodku rekolekcyjnym. Dzieci zasiadły same do świątecznego śniadania. Dzień wcześniej dowiedziały się o spaleniu książek oraz innych należących do nich rzeczy. - Może to było głupie, ale w odwecie zdjęliśmy ze ścian obrazki i plakaty, pozbieraliśmy dewocjonalia i schowaliśmy na strychu. Burzliwy przebieg rozmowy z rodzicami utwierdził nas w przekonaniu, że dla nich, zwłaszcza dla mamy - bo tata zawsze był i jest pod jej wpływem - liczy się już tylko wspólnota poznana w czasie rekolekcji - opowiada Janusz. - Mama mówiła z naciskiem, że to "wielka łaska", iż u nich jest dom modlitwy, że inni czekają, aby tej łaski dostąpić aż siedem lat, a im wspólnota zaufała już po dwóch latach.

Janusz, Antek i Agnieszka bardzo chcieli, aby w ich domu było tak jak dawniej, obawiali się też o to, że zaangażowanie rodziców w życie wspólnoty ze Stryszawy może niekorzystnie wpłynąć na psychikę młodszych sióstr. Nie wiedzieli jednak, jak im pomóc. Znajomy poradził, aby zgłosili się do Dominikańskiego Centrum Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach w Krakowie. - Po trwających kilka miesięcy konsultacjach, w których wzięli udział prawie wszyscy krewni małżeństwa P., poradziliśmy Januszowi, aby porozumiał się z sądem dla nieletnich w Żywcu. Opisał sytuację w domu, zeznał, że obawia się o los najmłodszych sióstr - relacjonuje ojciec Tomasz Franc, dyrektor dominikańskiego centrum.
Reakcja sądu była natychmiastowa. Tamtejszy kurator skontaktował się z Januszem, który opowiedział kuratorce całą tę, złożoną historię. - Kuratorka prawdopodobnie nie miała dotąd do czynienia z tego typu sprawą, dlatego, jak wyznała później, z początku miała mieszane uczucia. Powiedzieliśmy jej, iż mamy uzasadnioną obawę, że państwo P. utracili zdolność racjonalnej oceny rzeczywistości, że coś niedobrego dzieje się z emocjami pani P., z jej psychiką, skoro porzuca dotychczasowe życie, diametralnie zmieniając stosunek do własnych dzieci - mówi pedagog Bogna Gałecka.

- To dramat całej rodziny - dodaje ojciec Tomasz Franc. - Przekonaliśmy się o tym, rozmawiając z braćmi pani P. oraz jej siostrą, która cały czas podtrzymuje na duchu dzieci i jest gotowa wystąpić jako rodzina zastępcza dla młodszych dziewczynek. Kompletnie załamana jest matka pani P. Schorowana, leciwa i przerażona tym, co dzieje się z córką i jej mężem.

Poruszona historią rodziny P. jest Barbara Bysko, dyrektorka szkoły, do której chodzi Malwina, najmłodsza z rodzeństwa. Do niedawna państwo P. brali czynny udział w życiu lokalnej i szkolnej społeczności. - Od pewnego czasu odizolowali się. Z tego, co wiem, nie uczestniczą nawet w spotkaniach rodzinnych, co jest o tyle dziwne, że na Żywiecczyźnie więzy krwi mają duże znaczenie. Nas, wychowawców, życie rodziców ucznia nie powinno obchodzić. W tym wypadku jednak muszę przyznać, że zagrożone jest dobro dziecka - mówi Barbara Bysko.

Do podobnego wniosku doszedł kurator sądowy. Po rozmowie z pracownikami krakowskiego centrum i wywiadzie w szkołach, kuratorka wniosła sprawę do sądu rodzinnego. Pierwsza rozprawa odbyła się 24 sierpnia. Janusz, najstarszy z rodzeństwa, powiedział przed sądem, że kocha rodziców i rodzeństwo i zrobi wszystko, aby życie w ich domu toczyło się znów tak, jak przed dwoma laty.

Janina P. odezwała się tylko raz - mówiąc do najstarszego syna: "Zastanów się, co robisz, gazety będą o nas pisać". Jej mąż kiwał głową potakująco. Sąd wyznaczył termin następnej rozprawy na listopad.

Do Wydziału III Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w Żywcu codziennie wpływa przynajmniej jedna sprawa z artykułu 109 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, stosowanego, gdy zagrożone jest dobro dziecka. Sędzia Katarzyna Kaspera-Kierpieć, przewodnicząca, tylko raz w swojej praktyce sędziowskiej miała sprawę o "podobnym podłożu" jak w przypadku rodziny P.

Próbowałam skontaktować się z państwem P. - Szefowa tylko w poniedziałki bywa w firmie. Aktualnie jest na jakimś kursie - usłyszałam od osoby, którą zatrudnia Janina P. Marian P. też prowadzi firmę, innej branży. Udało mi się zdobyć numer jego telefonu komórkowego. Nie był zbyt rozmowny. Powiedział, że w tej chwili trudno mu to wszystko ogarnąć. Jest mu przykro, że z własnymi dziećmi spotyka się w sądzie. Dziwi się, że dzieci nie rozumieją, iż dzięki wspólnocie oboje z żoną mają większe możliwości formowania swojej osobowości. Dlaczego zerwali kontakty z dalszą rodziną? - Nic do nich nie mamy, ale szkoda nam czasu na takie posiady. Wolimy przeznaczyć go na modlitwę i czytanie Pisma Świętego - mówi Marian P.
***

Ośrodek rekolekcyjny, w którym tak często bywają państwo P., znajduje się na dużej polanie wśród lasów, na wzniesieniu nazywanym Wzgórze Miłosierdzia. Należy do Zgromadzenia Zakonnego Księży Zmartwychwstańców. Przez wiele lat organizowano tam oazy dla dzieci. W połowie lat 90. dyrektorem ośrodka został ojciec Krzysztof Czerwionka, który stworzył tam "Centrum Ewangelizacji i Zmartwychwstania". Centrum jest obecnie główną siedzibą powstałej w 1992 roku "Wspólnoty modlitewno-ewangelizacyjnej Chrystusa Zmartwychwstałego »Galilea«". Na stronie internetowej wspólnoty można przeczytać, że działa tam "Szkoła Nowej Ewangelizacji św. Marka". Dyrektorem jest ojciec Czerwionka. W folderze, wyłożonym w recepcji ośrodka, można przeczytać, że w centrum prowadzone są kursy, na których można się m.in. nauczyć: "jak być dobrym zarządcą Dóbr Pańskich: osobowych, duchowych i materialnych".

- Prowadzone tu kursy to wynik poszukiwania przeze mnie nowych form docierania do ludzi z Chrystusem. Zauważyłem, że stosowane dotąd metody już nie do wszystkich trafiały. Dlatego postanowiłem włączyć "Wzgórze Miłosierdzia" w nurt szkół tzw. nowej ewangelizacji. Chcemy także pomóc człowiekowi w odkrywaniu swojej tożsamości, budowaniu dobrych relacji z innymi ludźmi -mówił reporterce "Dziennika Polskiego" ojciec Krzysztof Czerwionka dwa lata temu. Pojechałam tam, pisząc reportaż pt: "Wakacje z Bogiem". Wcześniej umówiłam się telefonicznie z dyrektorem.

Ojciec Czerwionka zaprosił mnie na popołudniowe zajęcia, tzw. animacje, których tematem są wybrane fragmenty Pisma Świętego. Przypominają teatr. Nabożeństwa, odbywające się w tutejszej kaplicy, też są inne niż te, do których przywykliśmy. W czasie mojego pobytu na wzgórzu młodzi ludzie grali w czasie mszy św. na różnych instrumentach, a istotnym elementem potęgującym nastrój radości, atmosferę wzniosłości, niemal ekstazy, były wirujące w powietrzu, kolorowe szarfy, trzymane przez uczestników.

Kilkanaście dni temu po raz kolejny odwiedziłam ośrodek na Wzgórzu Miłosierdzia. Tym razem bez wcześniejszego umówienia się z ojcem dyrektorem. Ośrodek jest na co dzień zamknięty dla osób postronnych. Na bramie wjazdowej wisi zafoliowany napis: "Wejście tylko dla uczestników rekolekcji". Udało mi się wejść tylko dlatego że akurat zepsuł się automat sterujący bramą. Na wzgórzu trwało właśnie spotkanie liderów wspólnoty z Polski i za granicy. Prowadził je przybysz z Meksyku. Gdyby nie to, że niektórzy uczestnicy mieli pod szyją koloratki, można by sądzić, że to menedżerowie jakiejś globalnej korporacji.

Gdy sięgnęłam po aparat fotograficzny, podszedł do mnie ojciec Krzysztof. Dowiedziawszy się, kim jestem, zażądał usunięcia zdjęcia, bo spotkanie jest prywatne, nikt mnie nie zapraszał, więc nie mam prawa publikować wykonanych w trakcie obrad fotografii.

Poprosiłam ojca Czerwionkę, aby ustosunkował się do sprawy rodziny P., informując go, że trafiła do sądu. Nie wyglądał na zaskoczonego. - To sprawa wewnętrzna tej rodziny. Oględnie mówiąc, tam jest nacisk dorosłych już dzieci na to, żeby rodzice wciąż na nich łożyli. Przecież nigdzie nie jest powiedziane, że rodzice mają obowiązek utrzymywać dzieci w nieskończoność! Nic więcej nie mam do dodania w tej sprawie. Żegnam panią.
***

Mieszkańcy posesji sąsiadujących z ośrodkiem niewiele wiedzą na temat tego, kto i w jakim celu tam przebywa. Młodsi wiekiem mówią, że ich to nie interesuje. Starsi dzielą się wątpliwościami, czy prowadzone tam kursy to "właściwa forma ewangelizacji".

Tego typu wątpliwości mają też księża. Ks. Jan Kudłacik, proboszcz parafii Świętego Bartłomieja w Lipowej koło Żywca, "nie wie, na czym polega duchowość wspólnoty ze Stryszawy", ale "generalnie jest dość sceptycznie" nastawiony do nowych ruchów religijnych. W swojej parafii ma jedno młode małżeństwo, które jeździ na Wzgórze Miłosierdzia. - Mają troje dzieci, ale nie zaniedbują ich.

Ks. Mieczysław Grabowski z parafii, do której należą państwo P., wie, że kilkoro jego parafian uczestniczy w życiu wspólnoty ze Stryszawy. Nie widzi w tym nic zdrożnego, bo ci ludzie chodzą również do parafialnego kościoła. - Państwo P. czasem opuszczają niedzielne nabożeństwo. Domyślam się, że są w tym czasie na modlitwie w Stryszawie. Nie mogę im jednak nic zarzucić, bo to gorliwi katolicy. Sytuacji rodzinnej państwa P. zbyt dobrze nie znam - jestem w tej parafii od niedawna - dlatego nie będę się na ten temat wypowiadał.

***

Na stronie internetowej Wspólnoty "Galilea" można przeczytać, że należy do niej około 600 osób różnego wieku i stanu. Obszar działania wspólnoty został podzielony na regiony, tzw. Winnice, których jest obecnie sześć: Stryszawa, Ruda Śląska, Częstochowa, Chełm, Warszawa i Wiedeń. Podstawowym miejscem spotkań w Winnicach są tzw. Domy Zmartwychwstania. To prywatne domy tzw. animatorów, w których spotyka się ok. 5-10 osób na "modlitwie, czytaniu Słowa Bożego, a także dzieleniu się swoim doświadczeniem życia wiary i problemami dnia codziennego". Wspólnota ma 71 Domów Zmartwychwstania. We wspólnocie istnieją również tzw. Szczepy winne (Domy Zmartwychwstania bardzo oddalone od Winnicy, podlegające bezpośrednio pod Centrum w Stryszawie, których jest 5: Poznań, Złocieniec, Gdańsk, Bułgaria, Wielka Brytania. Spotkania w Domach Zmartwychwstania odbywają się raz na tydzień, cała Winnica spotyka się na tzw. Świętowaniu raz w miesiącu, zaś cała wspólnota na Zjeździe Wspólnoty raz w roku w Stryszawie. Członkowie wspólnoty spotykają się też na czuwaniach, kursach i prywatnie, w domach.

GRAŻYNA STARZAK

Imiona oraz pierwsza litera nazwiska członków rodziny, o której mowa w reportażu, zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski