Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowy, ale stary

Redakcja
Wszystko było prawidłowo. Przedwyborcze sondaże trafione. Prognoza po zamknięciu lokali wyborczych – jak w zegarku szwajcarskim. Frekwencja bardzo przyzwoita, z 49 procentami można pokazać się na każdym rynku europejskim. No i wybrano tych, których ludzie chcieli wybrać, a nie tych, których im wmawiano, że muszą. Mędrcy grzmiący, iż jesteśmy politycznymi analfabetami, powinni odszczekać. Udowodniliśmy, że wiemy, co robić, żeby było spokojnie i rozsądnie.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Jest więc OK, choć trochę dziwnie. Nie przypominam sobie, żeby gdziekolwiek po wyborach, w których zwyciężyła partia lub koalicja rządząca, pozostawał w komplecie dotychczasowy rząd. Nowy, ale stary. Zdumiewający patent, nie najlepszy, niestety.

Wybory to jak otwarcie okien w dawno niewietrzonym pomieszczeniu. Wpada świeży podmuch, robi się rześko, ludzie szybciej się ruszają, czują przypływ energii i chęć działania. Stary rząd nie ma tej energii, jakiekolwiek dopalacze polityczne czy psychologiczne zastosować. Brak zmiany to wielka strata tempa i rozmachu. Oby nie była to strata szansy przyspieszenia, które jest nam pilnie potrzebne.

Rozumiem argument o polskiej prezydencji i niechęć do zakłócania tych dziesiątków akademii, narad i bankietów, gdzie przedstawiciel Polski siedzi na głównym fotelu. Z punktu widzenia biurokratycznego spokoju, stary nowy rząd jest zasadny. Nie jesteśmy jednak w Unii po to, żeby eurourzędnikom było dobrze. Mamy własne cele narodowe, których powodzenie jest ważne także dla Brukseli. Nie jest dla Europy obojętne, czy Polska będzie zdrowym, dynamicznym zawodnikiem czy dychawicznym, zmęczonym rezerwowym.

Rezygnacja z natychmiastowego powołania nowego rządu jest złym newsem dla gospodarki. Ktoś musi w końcu powiedzieć także u nas: "economy, you fool” (gospodarka, głupcze) i wyciągnąć z tego wnioski. Przedsiębiorcy czekają na zdecydowane oczyszczenie przedpola z kłujących krzaków i pajęczyn, żeby mogli działać szybciej i skuteczniej. Tego nie zrobi żadna komisja "Przyjazne państwo”, jakaś rada czy grupa urzędników. To musi być misja, więcej – obsesja państwa i tych, którzy właśnie dostali władzę. Trzeba zaczynać natychmiast, bo nie zdążymy. Po kilku miesiącach dryfowania starego nowego rządu tego rozpędu już nie będzie. Utkniemy w tym, co jest. Drogo za to zapłacimy. Będzie wielki zawód tych, którzy zawierzyli premierowi starego rządu i dali mu nową kadencję.

Z kalendarza wynika, że przy tym piętrowym pomyśle prawdziwie nowy rząd pojawi się najwcześniej w końcu stycznia 2012 roku. Najpierw koniec prezydencji, potem świąteczny letarg do 10 – 15 stycznia. Przedtem jednak cały czas będzie trwała zażarta walka o przyszłe posady, podchody, intrygi, szukanie dojścia do szefa. Na pracę pozostanie niewiele czasu, a na taką gigantyczną robotę, jakiej potrzeba, nie będzie go w ogóle. Utkniemy na samym początku.

Mam nadzieję, że się mylę, że nastąpi jednak ostry ruch naprzód. Taki sukces wyborczy, jaki odniosła ekipa Donalda Tuska, powinien przecież uskrzydlić, zdopingować. Jeśli tak się nie stanie, strasznie wiele stracimy. Co gorsza, nijak nie mogę zrozumieć, dlaczego.

Poza ogólnie przewidywanym wynikiem wybory przyniosły jedną bardzo ważną informację. Polska scena polityczna nie jest na zawsze obsadzana przez dwie duże partie, uzupełniona dwoma mniejszymi i na amen zabetonowana. Jeśli beton był, to zwietrzał. Janusz Palikot łatwo go skruszył bez trudu. Bez pieniędzy państwowych i z mizernymi prywatnymi, wprowadził do Sejmu siebie i 39 posłów. Dziwne towarzystwo, można z nimi nakręcić współczesną wersję filmu "Rejs”, ale sukces oszałamiający. Trzecie miejsce, PSL i SLD z tyłu. Nieprawdopodobny wynik. Niestety, założyłem się, że Palikota w Sejmie nie będzie. Nie o garść orzeszków, żeby było jasne. Po raz pierwszy od wielu lat przegrałem zakład polityczny. Przykre, ale bardzo pouczające.

O zabetonowaniu polityki mówią lenie, chętnie sięgające po państwowe miliony, ale pozostawiające w spokoju swoje szare komórki, jeśli je mają. W polityce jak w biznesie, liczy się pomysł. Niepotrzebne są grube broszury programowe, mozolnie napisane przez wynajętych (za nasze pieniądze) adiunktów. Ten rytuał skończył się sto lat temu, kiedy ludzie z wypiekami czytali przy świecy płomienne manifesty. Teraz mamy cywilizację obrazkową. Potrzeba skrótu myślowego, 15 sekund filmu, języka internetu. Przede wszystkim jednak – trzeba trafić w to, co ludzi autentycznie interesuje, boli, irytuje.

Palikot trafił i wygrał. Nie utrzyma tej ferajny w ryzach, zaczną mu się rozłazić. Wskazał jednak drogę, jak można dotrzeć do ludzi i zgromadzić ich krzyżyki. Mam nadzieję, że znajdą się naśladowcy. Każdy, kto to zrobi, ma gwarantowany sukces.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski