Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowy piłkarz Wisły Kraków Jean Barrientos: Pocieszeniem była córeczka

Rozmawiała Justyna Krupa
24-letni Urugwajczyk Jean Barrientos został wczoraj uprawniony do gry w Wiśle. W jutrzejszym meczu w Bełchatowie może w drużynie „Białej Gwiazdy” zadebiutować również Słoweniec Boban Jović.
24-letni Urugwajczyk Jean Barrientos został wczoraj uprawniony do gry w Wiśle. W jutrzejszym meczu w Bełchatowie może w drużynie „Białej Gwiazdy” zadebiutować również Słoweniec Boban Jović. FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Rozmowa. – Przez ostatnie pół roku tęskniłem za futbolem na wysokim poziomie. Siedziałem w domu, nudziłem się, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Myślałem o tym, by wrócić do Urugwaju – opowiada Jean Barrientos, nowy zawodnik Wisły Kraków.

– Jak przebiega Pana aklimatyzacja w zespole Wisły? Łatwo pewnie nie jest, z racji bariery językowej?

– Moja rodzina – żona i córeczka – lada dzień będą w Krakowie. Wcześniej nie przyleciały, bo szukałem odpowiedniego mieszkania. Z nimi nie będę się czuł samotny. To ważne, bo jestem w nowym kraju, którego kultury jeszcze nie znam.

Co do kolegów z drużyny, to z każdym dniem integruję się z zespołem. To dość skomplikowana sprawa, gdy trafia się do drużyny, gdzie prawie nikt nie mówi po hiszpańsku. Ale podchodzę do tego spokojnie, bo w futbolu piękne jest to, że tak naprawdę przemawia się nogami. Pomaga mi to, że kilku chłopaków z Wisły grało wcześniej w Hiszpanii i znają trochę zwrotów w tym języku.

– Czyli np. Dariusz Dudka jest się w stanie z Panem porozumieć?

– Tak, Donald Guerrier też komunikuje się po hiszpańsku. Również Lucas Guedes, który jest w tej chwili kontuzjowany, bardzo mi pomaga. Całe dnie spędza ze mną, pomagał mi szukać mieszkania, pokazuje mi, gdzie można zjeść, itd. Ogólnie jestem zadowolony z tego nowego doświadczenia w moim życiu.

– Grał Pan w Vitorii Guimaraes dość regularnie, ale wszystko zmieniło się latem ubiegłego roku, gdy został Pan odsunięty od pierwszej drużyny. Dlaczego?

– Wszystko zaczęło się, gdy uznałem, że chcę zmienić otoczenie, bo grałem w Portugalii już dość długo. Miałem konkretną propozycję z Hiszpanii, z Primera Division. Jednak w ostatniej chwili tamta opcja transferu nie wypaliła. A tymczasem ja się pospieszyłem i w wywiadzie powiedziałem, że nie chcę zostać w Gui­maraes. To był wielki błąd.

W efekcie – znalazłem się w sytuacji bez wyjścia. Klub próbował znaleźć dla mnie inną możliwość transferu, przejścia do zespołów z centralnej Rosji czy Grecji. To jednak nie były miejsca, do których chciałem w tamtym momencie odchodzić. Klub zaproponował mi też przedłużenie kontraktu z Vito­rią, ale na nowych, gorszych warunkach finansowych. Uz­nałem, że na żadną z tych opcji się nie zgadzam, więc zesłano mnie do rezerw.

– Dziennikarze szybko wygrzebali Pana błędy z przeszłości. Ponoć kiedyś wypisywał Pan w mediach społe­cznościo­wych komentarze obrażające własnego trenera Rui Vitorię.

– Potwierdzam, niestety miało to miejsce. „Zagotowałem się” wtedy i nie potrafiłem myśleć rozsądnie. Kiedyś miałem zbyt silny charakter. Teraz złagodniałem. Po tym, jak musiałem przetrwać pół roku bez gry w pierwszej drużynie, zrozumiałem, że wcześniej popełniałem wiele błędów. Jednak w tamtych czasach wydawało mi się, że jestem lepszy od innych.

Nie powinienem był tak myśleć. Ale gdy nie dostawałem szans na grę, robiłem się zły. Reagowałem przesadnie w mediach społecznościowych. Działałem bez pomyślunku. To wszystko działo się jednak trzy lata temu. Od tego czasu się uspokoiłem. W ogóle jestem człowiekiem skromnym i pracowitym, nie mam problemu z słuchaniem innych. Od kiedy na świecie pojawiła się moja córeczka, dojrzałem. Myślę, że nauczyłem się sporo na własnych błędach. Nie powtórzę takich zachowań.

– Kontaktował się Pan z Clebe­rem, byłym piłkarzem Wisły i Vitorii?

– Dopiero kilka dni temu poroz­mawiałem z nim na Skypie. Właściwie dzwonił do Lucasa (Cleber jest jego ojcem
– przyp.), ale przy okazji i ja uciąłem sobie z nim pogawędkę. Opowiadał mi o Polsce, o Wiśle, a nawet o swoim pobycie w Rosji. Wydaje mi się jednak, że nie miał wiele wspólnego z moimi przenosinami do Krakowa. Ofertę z Wisły po prostu przedstawili mi moi agenci.

Wcześniej miałem taki okres, że w ogóle nie miałem reprezentantów, bo zraziłem się do poprzednich menedżerów. Dopiero przy okazji propozycji od Wisły zgłosiła się do mnie grupa menedżerska, z którą postanowiłem rozpocząć współpracę. Kiedy przez pół roku byłem odsunięty od pierwszej drużyny Vitorii, zrozumiałem, że to jednak ważne, by mieć kogoś, kto reprezentuje twoje interesy. Inna rzecz, że nie można zatrudnić byle kogo, tylko osobę, z którą możesz się też zaprzyjaźnić.

– Nie boi się Pan, że te kilka miesięcy to za mało czasu, by zdążył Pan przekonać do siebie władze Wisły?

– Trzeba pamiętać, że miałem dłuższą przerwę w grze w Vitorii. Dlatego właśnie zgodziłem się na to, by mój kontrakt z Wisłą obowiązywał tylko do końca tego sezonu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, będziemy jednak kontynuować współpracę.

– Czuje się Pan gotowy na debiut w Wiśle? Czy też odczuwa braki w przygotowaniu fizycznym lub taktycznym?

– Odpowiedniego rytmu nie nabierze się inaczej, niż grając – czując intensywność meczu, rywalizując o punkty. Myślę, że z każdym dniem będę lepiej rozumiał taktykę zespołu. Nie sądzę, bym potrzebował bardzo dużo czasu, by się dostosować. Lucas opowiadał mi dużo o stylu gry Wisły. Mnie odpowiada ta wizja gry, czyli wywieranie dużej presji na ry­walach. Staram się teraz trenować dwa razy mocniej, niż wcześniej, żeby jak najszybciej odzyskać pełnię formy. Jeśli tylko trener da mi szansę, to mam ogromną chęć, by od razu pokazać, ile tak naprawdę jestem wart.

– Mówiło się, że miał Pan oferty z Partizana Belgrad i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. To prawda?

– Partizan był mną zainteresowany latem. Natomiast propozycja ze strony klubu z ZEA pojawiła się niedawno. Była interesująca głównie ze względów finansowych. Mógłbym tam po prostu iść po to, żeby zarobić, wiadomo.

– Czyli wybierał Pan między ofertą Wisły a intratną propozycją z ZEA?

– Tak, wybrałem Kraków, bo potrzebowałem sportowego wyzwania. Jestem przekonany, że to była najlepsza decyzja. Zresztą, propozycja z ZEA to też nie była taka oferta z gatunku „nie do odrzucenia”, z gigantycznymi zarobkami. Powiedzmy, że pod względem finansowym oferowali tak cztery–pięć razy więcej. Ale na grę w tamtym regionie mam jeszcze czas. Teraz chcę zrobić skok do przodu pod względem sportowym. W Portugalii posmakowałem gry w europejskich pucharach. Chciałbym do tego wrócić.

– Do sposobu gry którego znanego urugwajskiego gracza porównałby Pan swój styl?

– Myślę, że – zachowując wszelkie proporcje – mogę porównać mój sposób gry do stylu Nicolasa Lodeiro (zawodnik Boca Juniors – przyp.). Obaj jesteśmy zawodnikami dynamicznymi. To technicznie bardzo dobry piłkarz, który potrafi grać zarówno w środku pola, jak i na skrzydle. Jedno­cześnie jest bardzo agresywny. Główna różnica jest taka, że on jest lewonożny, a ja prawonożny. Ale mamy pewne punkty wspólne.

Natomiast co do tego, na jakiej pozycji mogę grać, to w Urugwaju zaczynałem jako typowa „dziesiątka”. Ale w Portugalii raczej nie preferuje się już zawodników tego typu, więc tam grywałem albo jako skrzydłowy, albo na środku, ale w nieco innej roli, niż wcześniej. Tak naprawdę mogę więc być ustawiany na przynajmniej czterech różnych pozycjach.

– Od prawie 4 lat mieszka Pan daleko od ojczyzny. Tęskni Pan za tym, czego tu w Europie brakuje? Mauro Cantoro, Argentyńczyk grający przez wiele lat w Krakowie, początkowo najbardziej tęsknił za popijaniem yerba mate.

– To fakt. Też jestem uzależniony od yerba mate, przywiozłem sobie trochę (śmiech). Tęsknię za niektórymi rzeczami typowymi dla Urugwaju, ale przez ostatnie pół roku najbardziej tęskniłem za futbolem na wysokim poziomie. Siedziałem w domu, nudziłem się, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić.

W efekcie miałem aż nadto czasu, by tęsknić za moją rodziną i przyjaciółmi w ojczyźnie. Wtedy rzeczywiście miałem momenty, kiedy chciałem rzucić to wszystko i wrócić do Urugwaju. Jedynym pocieszeniem dla mnie była moja mała córeczka. Jednak teraz, gdy znalazłem się w no­wym miejscu, maksymalnie zmotywowany do treningów i gry, nie mam już czasu na nostalgię.

– W Polsce wielu kojarzy Urugwaj tylko z futbolem. W końcu to tam odbył się pierwszy mundial.

– Tak, w Urugwaju dzieciaki praktycznie rodzą się z piłką przy nodze i w korkach, można powiedzieć. Dla wielu futbol to brama do kariery. Ale jest u nas też sporo bogatych osób, które nie dorobiły się wcale na piłce, tylko np. na hodowli bydła. Nie jest tak, że futbol to jedyny sposób na zrobienie kariery i ucieczkę do lepszego świata. Tyle tylko, że każdy, jakąkolwiek profesję by wybrał, i tak będzie kochał piłkę. Sądzę, że nie ma drugiego kraju na świecie, gdzie by się tak uwielbiało piłkę nożną.

– Wyrzucenie z kadry Luisa Suareza na ostatnim mundialu skończyło się więc w Urugwaju narodową histerią?

– Akurat byłem wtedy w kraju. Zrobiła się naprawdę wielka awantura. Osobiście uważam, że to nie było sprawiedliwe, że odesłali go do domu. Mogli go ukarać, ale nie wyrzucać z mundialu. Cały Urugwaj pogrążył się wtedy w smutku.

Wszyscy znamy Suareza. Może popełnił błąd, ale to wynikało z tego, że tak bardzo chciał wygrać tamten mecz. Tymczasem nasza kadra bez niego traci nawet 70 procent potencjału. Uważam, że ogólnie Urugwaj ma najlepszy atak na świecie – Suareza i Edinsona Cavaniego.

– A Pan wciąż marzy o tym, że kiedyś uda się trafić do kadry? Czy pożegnał się Pan z takimi młodzieńczymi snami?

– To marzenie wciąż mi towarzyszy – o tym, że kiedyś będę reprezentował mój kraj. Kiedy jako młody chłopak opuszczałem Urugwaj, to był mój podstawowy cel. Ale minęło sporo czasu, mam już 24 lata i nie aspiruję obecnie do kadry.

W tej chwili moim jedynym celem jest przebicie się do składu Wisły. Nauczyłem się już tak bardzo nie wybiegać w przyszłość i myśleć o tym, co tu i teraz. Bo ostatnio moje wybieganie za bardzo myślami do przodu skończyło się dla mnie wylądowaniem na pół roku poza pierwszą drużyną. Teraz chcę po prostu wygrać najbliższy mecz z Wisłą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski