Nowy projekt podatku od handlu. A nawet dwa

Przedstawiciele resortu zapowiedzieli podczas wczorajszych konsultacji z kupcami, że zaproponują trzy progi podatku: 0,4 proc. dla sklepów i sieci handlowych o miesięcznych przychodach do 17 mln zł, 0,8 proc. dla średniaków (od 17 mln do 170 mln zł przychodów) oraz 1,4 proc. dla największych firm, o przychodach powyżej 170 mln zł miesięcznie. Z podatku zwolnione byłyby podmioty, których przychód nie przekroczy 1,5 mln zł na miesiąc, czyli w praktyce niewielkie, pojedyncze sklepy osiedlowe i wiejskie.

Równolegle ministerstwo pracowało nad drugim projektem ustawy, opartym na propozycjach uzgodnionych w marcu z organizacjami polskiego handlu przez posłów z Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego. W tej wersji byłaby tylko jedna stawka podatku - 0,9 proc. dla wszystkich, ale zwolnione z daniny byłyby wszystkie sklepy i sieci, których roczne przychody nie przekroczą 204 mln zł (17 mln zł miesięcznie).

Dlaczego rząd - pierwszy raz w historii - przedstawia aż dwa projekty tej samej ustawy? Ponieważ podczas wspomnianych protestów wyszło na jaw, że żaden z wariantów nie zadowala ogółu polskich kupców. Chcąc sprostać konkurencji zagranicznych sieci dyskontów i hipermarketów, część rodzimych firm z mozołem rozbudowuje własne sieci, jak Alma czy Media Expert. Natomiast tysiące właścicieli lokalnych sklepów zrzeszyło się w kilkunastu sieciach franczyzowych. Jeden wariant ustawy uderzy w tych pierwszych, osłabiając ich pozycję wobec zagranicznej konkurencji. Drugi wariant osłabi pozycję pozostałych.

Wcześniej o tym, że nie da się wprowadzić uniwersalnego podatku chroniącego rodzimy handel, przekonali się Węgrzy. Od kilku miesięcy wycofują się z tego typu rozwiązań.