Zadanie, które stoi przed premierem Haiderem Al-Abadim, jest jasne, ale jednocześnie pełne wyzwań – powstrzymać ofensywę sunnickich bojowników, którzy pod przewodnictwem Abu Bakra Al-Bagdadiego proklamowali samozwańczy kalifat islamski w Syrii i Iraku.
Wybór nie jest przypadkowy. Al-Abadi, szyita, ma opinię polityka, który bardziej potrafi łączyć niż dzielić. Dlatego nowy gabinet, zaaprobowany już przez iracki parlament, powstaje pod hasłem „jedności” wobec wspólnego zagrożenia.
Znalazło się w nim miejsce dla przedstawicieli mniejszości, zarówno sunnickiej, jak i kurdyjskiej. O takiej jedności nie można było mówić w poprzednim rządzie Nouriego Al-Malikiego, który swoją polityką raczej podsycał napięcia na tle wyznaniowym.
O tym jednak, że nominacje na kluczowe stanowiska są wyjątkowo trudne, świadczy dodatkowy czas, który premier dał sobie, aby powołać ministrów obrony i spraw wewnętrznych. Nazwiska mają być podane w ciągu tygodnia.
W pierwszym wystąpieniu Al-Abadi zapowiedział, że przebuduje armię, wzmocni władzę w terenie, będzie walczył z korupcją i przede wszystkim dostarczy broń Kurdom, którzy walczą z Państwem Islamskim na północy Iraku.
Na razie nowy rząd może liczyć na poważne wsparcie USA. Obama rozmawiał z Al-Abadim przez telefon już po zaprzysiężeniu w parlamencie, a wcześniej jednoznacznie go poparł, blokując Al-Malikiemu ubieganie się o trzecią kadencję. Zresztą, utworzenie gabinetu, który nie będzie pogrążał się w wewnętrznych walkach, było warunkiem postawionym przez Waszyngton, aby kontynuować amerykańskie naloty na pozycje zajmowane przez dżihadystów.
Do Iraku i Syrii, gdzie islamiści opanowali znaczne terytoria, nie zostaną jednak wysłane amerykańskie siły lądowe. Obama powtórzył to w ostatnim wywiadzie w telewizji NBC, zakreślając jednocześnie możliwe ramy takiej interwencji. – To będzie coś na wzór kampanii antyterrorystycznych, w które Stany Zjednoczone angażowały się przez ostatnie sześć czy siedem lat – mówił prezydent USA.
Ciągle jednak pod znakiem zapytania pozostaje możliwy udział koalicjantów w operacji pod amerykańskim dowództwem. Pod koniec tygodnia, na szczycie NATO w walijskim Newport, sekretarz stanu John Kerry wezwał sojuszników, w tym Polskę, do czynnego udziału w walce z dżihadystami. Jaka będzie dokładna strategia – tego jeszcze nie wiadomo. Na razie Kerry rozpoczyna tournee po krajach Zatoki, aby budować możliwie najszerszą koalicję. W ostatnich wypowiedziach liczy nawet na wsparcie czterdziestu krajów, w tym kilku z Ligi Arabskiej.
Tymczasem nie ma wątpliwości, że w szeregach Państwa Islamskiego walczy też coraz więcej młodych bojowników z Europy. Włoski minister spraw wewnętrznych ujawnił wczoraj, że na front do Syrii pojechało 48 osób z Italii. Z kolei Francuz Mehdi Nemmouche, który jest podejrzany o masakrę w Muzeum Żydowskim w Brukseli w maju tego roku, był jednocześnie strażnikiem francuskich zakładników w Syrii.
Jeden z nich, Nicolas Henin, tak opisuje dżihadystę na łamach tygodnika „Le Point”: „Tortury trwały całą noc, do porannej modlitwy. Wrzaski więźniów mieszały się ze skomleniem”. Dodaje jednak, że Nemmouche najprawdopodobniej pojechał do Syrii nie po to, aby „walczyć o jakiekolwiek ideały, ale żeby siać śmiertelne żniwo, które powstało w jego głowie”.
Dziennik „Liberation” twierdzi, że Nemmouche miał wyznać przed zakładnikami, że planował zamach w Paryżu w święto narodowe 14 lipca. Prokuratura zaprzeczyła jednak, aby miała jakiekolwiek informacje, które by to potwierdzały.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?