Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowy Sącz. Operowali milionami, a oficjalnie są biedni

Paweł Szeliga
Właściciel firmy spod Zielonej Góry (prosi o nieujawnianie wizerunku) jechał 500 km, by spotkać się w sądzie z oszustami
Właściciel firmy spod Zielonej Góry (prosi o nieujawnianie wizerunku) jechał 500 km, by spotkać się w sądzie z oszustami Fot. Paweł Szeliga
Właściciele sadeckiej spółki staną przed sądem za oszukanie 100 firm w całym kraju. Zlecała podwykonawcom roboty budowlane, za które nie płaciła.

Firma 43-letniego Radosława W. i 39-letniego Krzysztofa W. realizowała w całym kraju warte miliony roboty budowlane. Nie płaciła jednak za to podwykonawcom. Kilku musiało ogłosić upadłość. Ponad setka walczy o zapłatę w sądzie.

Wpadli w spiralę długów

Sądecka spółka siłami miejscowych firm budowała bloki, sklepy, kryte pływalnie i obiekty akademickie. Prosperowała dobrze do bankructwa w 2008 r. krakowskiego dewelopera, firmy Leopard. Sądeczanie stracili na tym 900 tys. zł.

- Gdyby wtedy ogłosili upadłość, to teraz nie stawaliby przed sądem - podkreśla mecenas Marek Eilmes, obrońca oskarżonych. - Brali kolejne zlecenia licząc, że na nich zarobią i odbiją się od dna. Tak się jednak nie stało.

Sądeczanie przestali płacić swoim podwykonawcom, chociaż sami za roboty otrzymywali pieniądze. Krakowska Akademia Górniczo Hutnicza za wybudowanie pawilonu akademickiego przelała na ich konto milion złotych.

Jednym z poszkodowanych jest pan Bogdan, właściciel firmy budowlanej z Nowego Miasteczka koło Zielonej Góry. Pięć lat temu położył 1200 metrów kwadratowych posadzki w markecie budowanym przez sądecką spółkę. Miał za to dostać 87 tysięcy złotych. Nie otrzymał ani złotówki. Dziś wierzytelności są dwa razy większe.

- Wielokrotnie upominałem się o zapłatę - opowiada przedsiębiorca. - W tym czasie sądecka spółka dwukrotnie zmieniła nazwę, miała też siedzibę w kilku miejscach. Gdy nachodziłem jednego z oskarżonych w domu, to albo nie otwierał drzwi, albo mówił, że pieniędzy nie da.

Grozi im 10 lat więzienia

Właściciel firmy z Nowego Miasteczka musiał zwolnić pracowników i dziś sam wykonuje małe zlecenia. Nie wierzy, że odzyska pieniądze, chce już tylko, żeby oskarżeni trafili za kratki. Grozi im do 10 lat więzienia.

Proces dwóch sądeczan miał się rozpocząć wczoraj. Mecenas Eilmes wywalczył jednak odroczenie o miesiąc. Wyjaśnił, że nie miał czasu zapoznać się z materiałem dowodowym, bo obronę zlecono mu dopiero na dzień przed rozprawą. - To 55 tomów akt i prawie 11 tysięcy stron do analizy - podkreśla Marek Eilmes.

Prokurator Zbigniew Gabryś z Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu uważa, że biznesmeni działali w sposób wyrachowany.

- W pewnym momencie wiedzieli już, że nie będą mogli wypłacić pieniędzy podwykonawcom, a mimo to wciąż podejmowali się realizacji nowych zleceń - podkreśla Gabryś. - Zabrakło im elementarnej empatii w kontaktach z oszukanymi firmami. Właścicielom mówili, że jeśli dostaną pieniądze, to może im je wypłacą, a może nie.

Zanim ruszył proces, oskarżeni, chcąc uniknąć zajęć komorniczych, przepisali cały majątek najbliższej rodzinie. Oficjalnie nie mają nic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski