Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O 5.29 na warszawskim wiadukcie

Redakcja
Wczesnym rankiem 7 lutego 1931 r. doszło w Krakowie do tragicznego w skutkach zdarzenia. O godz. pół do szóstej rano na wiadukcie prowadzącym do Toń, na przedłużeniu ulicy Łokietka, obok stacji pomp na Krowodrzy, wydarzyła się katastrofa kolejowa, jedna z największych w tamtym czasie na ziemiach polskich.

Krakowskie fotografie

   Do Krakowa dojeżdżał wtedy pociąg pospieszny nr 5 z Warszawy. Jednocześnie z Dworca Głównego wyruszył międzynarodowy pociąg pospieszny nr 304 Bukareszt - Lwów - Berlin. Gdy bukareszteński skład minął teren Dworca Towarowego, znalazł się nagle na tym samym torze co zmierzający do Krakowa pociąg ze stolicy. Katastrofa była nieunikniona. W pewnym momencie nastąpiło straszliwe w skutkach zderzenie. _Lokomotywy wpadły na siebie z takim impetem, że zwarły się ze sobą. Rozpędzone wagony uderzyły w tendry, miażdżąc je doszczętnie i następnie wpadając na siebie. Niektóre z nich rozszczepiły się na dwoje, inne rozpadły jak pudełka zapałek. Jedna z rozbitych lokomotyw ciągle pracowała. W zderzeniu zginęło 5 osób, 15 zostało ciężko rannych. Liczba lżej rannych była bardzo duża.
   Pierwszej pomocy udzielili ofiarom lekarze i sanitariusze pobliskiego wojskowego szpitala garnizonowego. Niebawem na miejscu katastrofy zjawiło się kolejowe oraz miejskie pogotowie ratunkowe i krakowska straż pożarna. Przystąpiono do wydobywania pasażerów ze zniszczonych pociągów. Wśród splątanej konstrukcji jednego z wagonów pociągu bukareszteńskiego znajdowały się zwłoki urzędnika pocztowego ze Lwowa, Ehrenpreissa. Ich wydobycie było szczególnie trudne. Dopiero po 6 godzinach pracy, około godz. 12, udało się wyciągnąć je na zewnątrz. Podczas akcji ratunkowej zdarzył się kolejny incydent - eksplodowała butla z tlenem używanym do cięcia pogiętego żelaza.
   Na szczęście w wybuchu nikt nie ucierpiał. Po opatrzeniu lekko rannych, odwiezieniu ciężko poszkodowanych do szpitala św. Łazarza, a zabitych do zakładu medycyny sądowej, przystąpiono do usuwania skutków katastrofy. Na miejsce przybyła niebawem komisja z dyrekcji kolejowej, naczelnicy wydziałów dyrekcji oraz zastępca naczelnika stacji krakowskiej. Wizji lokalnej dokonali także wojewoda Kwaśniewski, prezydent miasta Rolle oraz _wiele innych osobistości. _Sensacyjna wiadomość o katastrofie szybko rozniosła się po mieście. Niezawodny "Ilustrowany Kuryer Codzienny" pospieszył z dodatkiem nadzwyczajnym. Na miejsce wypadku przybyły tłumy ciekawskich, obsiadając teren wokół wiaduktu, na którym leżały sczepione lokomotywy i kibicując akcji ratunkowej. Droga prowadząca do linii kolejowej zajęta była przez sznur aut, którymi przybyli cywilni i wojskowi oficjele. Natychmiast wdrożono śledztwo mające ustalić przyczyny katastrofy i winnych. Ustalono, że przyczyną zderzenia było zaniedbanie ze strony pracowników dyżurujących w oddziale Dworca Towarowego, tzw. filjalce. Służbę dyżurnego ruchu pełnił tam niejaki Jan Duda, cierpiący od kilku dni na ostre ataki kamieni żółciowych, który jednak mimo tego nie zrezygnował z pracy. W krytycznym dniu doznał kolejnego ostrego ataku, a na stanowisku zastąpił go chwilowo kancelista Jan Ochoński, nie mający żadnego doświadczenia w kierowaniu ruchem pociągów. Pech chciał, że na dworcu krakowskim odbywała się właśnie wymiana zwrotnic. Z tego powodu nie działało elektryczne połączenie zabezpieczające zwane "blokadą". Nad bezpiecznym ruchem pociągów czuwali w tym czasie specjalni kontrolerzy zwrotnic. To właśnie polecenia wydane kontrolerom przez wspomnianego Ochońskiego były przyczyną katastrofy. Jak stwierdziła komisja z dyrekcji kolei, dyspozycje kancelisty były wręcz _niepoczytalne.
Wdrożono śledztwo sądowo-prokuratorskie, aresztowano dyżurnego ruchu Dudę, kancelistę Ochońskiego oraz jednego z kontrolerów zwrotnic, który bezkrytycznie wykonał wydane telefonicznie polecenie Ochońskiego. Następnego dnia w Krakowie spodziewany był wysoki urzędnik głównej inspekcji Ministerstwa Komunikacji, który miał przeprowadzić dalsze śledztwo. Kolejowe dochodzenie wykazało też, że maszynista pociągu warszawskiego zorientował się w pewnym momencie w grożącym niebezpieczeństwie. Diagram szybkości wykazał, że zdołał zmniejszyć szybkość składu z 65 km na godz. do 30, w chwili zderzenia nawet do 20 km na godz. Dzięki temu wypadek nie skończył się jeszcze poważniejszymi stratami. Maszynista zmarł w szpitalu z powodu odniesionych ciężkich ran.
   Straty materialne poniesione przez kolej w wypadku oceniono na 250 tys. zł. Kwota ta nie obejmowała jednak kosztów odszkodowań i rent, jakie kolej zmuszona była wypłacić ofiarom katastrofy, a także zwrotu za zniszczone i zagubione przesyłki pocztowe. W zderzeniu zniszczone zupełnie zostały lokomotywy, dwa tendry oraz przednie wagony pociągów - dwa pocztowe, trzy osobowe i jeden bagażowy. Ocalały tylne wagony. Gdy kolej zestawiła nowy skład, mający zawieźć ocalałych pasażerów do Berlina, dołączono do niego cztery wagony z rozbitego pociągu. Wypadek przypomniał po raz kolejny o konieczności rozbudowy kolejowego węzła krakowskiego.
PAWEŁ STACHNIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski