O jedno dachowanie Roberta Kubicy za dużo

- Doszło do nieporozumienia w dyktowaniu - przyznał Robert Kubica po wypadnięciu z trasy na sobotnim 11. odcinku (jego pilotem był Włoch, Michele Ferrara).

- Tu, gdzie powinienem hamować, wciąż jechałem pełnym gazem. Dopiero, gdy zobaczyłem zakręt, próbowałem się ratować, ale było już za późno, prędkość była zbyt duża - przyznał. Citroen ds3 wrc parę razy dachował, lądując kilkadziesiąt metrów poniżej drogi. Załoga nie ucierpiała, ale tył auta był mocno zdewastowany. Dzień wcześniej, gdy ds3 wrc Kubicy ześlizgnął się z drogi na czwartym oesie, uszkodzenia były minimalne.

Nadzieja na niedzielny występ zgasła w sobotę późnym wieczorem. - Nie uda się naprawić auta - poinformował Citroen Racing. Po pokonaniu zaledwie czterech odcinków Kubica musiał pożegnać się z ostatnią rundą mistrzostw świata. - Przyjechaliśmy po nowe doświadczenia, a dwa razy wylądowaliśmy w rowie. Nie mieliśmy szczęścia - przyznał Kubica. Wspomnieć jednak wypada, że po trzech odcinkach specjalnych zajmował doskonałe siódme miejsce.

Czy był to więc zupełnie nieudany rajd? - Nie. Wystarczy spojrzeć na czasy - twierdzą fachowcy. Choć Kubica przejechał zaledwie cztery oesy, zachwycił tempem. - Do najszybszych tracił zaledwie 1,5 sekundy na kilometrze, a przecież to jego pierwszy występ w samochodzie WRC - przypominali komentatorzy. Rajd w Walii wygrał Francuz Sebastien Ogier (volkswagen polo r wrc), a Michał Sołowow (ford fiesta rs wrc) był 14.

- Szkoda, że przejechaliśmy tak mało kilometrów. Doświadczenia z Walii mogłyby mi się przydać - podkreślił Kubica.

Czy to oznacza, że w kolejnym sezonie zobaczymy go w WRC? Tego krakowianin nie zdradza. Wiadomo, że mistrza świata w klasie WRC-2 chcieliby mieć u siebie szefowie Citroena i M-Sportu (ford).

Marek Długopolski