Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O Jezupolu pod Stanisławowem, hrabiach Dzieduszyckich i jeździe po dziurach na rowerze

Redakcja
W tej niedużej wiosce na Przykarpaciu codziennie wspominają Chrystusa. I to nie dlatego, że mieszkają tam aż tak pobożni ludzie. Wiara jest obecna w ich życiu, ale codzienne wzywanie Jezusa wynika z tego, że znane niegdyś miasteczko nosi nazwę Jezupol. Nazwa pochodzi od połączenia słów Jezus i greckiego polis – miasto. Miasto leży na samym brzegu Dniestru. Po drugiej stronie tej czarnej rzeki leży miasto Mariampol, gdzie do dziś są jeszcze ruiny, zniszczonego podczas I wojny światowej pałacu Jabłonowskich. Do Jezupola wybieraliśmy się już dawno, jednak tak naprawdę do odwiedzenia tego miejsca zmobilizowała nas niedawna konferencja, która odbywała się w Krakowie z okazji setnej rocznicy śmierci Wojciecha Dzieduszyckiego, przedstawiciela znanego rodu hrabiowskiego, który pozostawił po sobie niezatarty ślad w historii Jezupola.

Dawny pałac Dzieduszyckich. fot. Halina Pługator

Śladem Krakowskiej konferencji

Dojedziemy do Europy na rowerze
Ze Stanisławowa do Jezupola jest szybki i łatwy dojazd. W ciągu dnia kursuje wiele autobusów i pociągów. Większość mieszkańców wsi pracuje w centrum obwodowym Przykarpacia. Jest tu bardzo czysto, chaty są schludne, w obejściu – porządek. „Chyba może tak być, żeby w takim, chciałoby się rzec, świętym miasteczku był nieład? –  jeszcze w drodze mówią miejscowi. Co prawda, z samymi drogami w miasteczku, tak jak wszędzie, nie wszystko jest dobrze. Roztropni mieszkańcy Przykarpacia zawsze sobie radzą. W czasie, kiedy nawet nie ma w planach żadnego remontu drogi wiejskiej, ludzie wsiedli na rowery. Za to Jezupol otrzymał na Ziemi Stanisławowskiej miano małego Szanghaju.
„Autobusy z wioski do centrum obwodowego jeżdżą regularnie, – mówią miejscowi uczniowie, – ale tu lepiej jeździć na dwóch kółkach.  Tak wygodniej. Dlatego jeździmy do szkoły na rowerach”. Jeśli dla dorosłych taka wygoda bywa konieczna, to dla dzieci jest to kolejną okazją do tego, by się spóźnić na lekcje. Wieś jest rozległa, czasem uczniowie muszą pokonywać w drodze do szkoły kilka kilometrów. Zdarza się, że dzieci i młodzież nie korzystają z autobusów szkolnych, pozostając wiernymi przyjaciołom na dwu kółkach.
Rozpoczęły się już wakacje i można będzie jeździć na rowerach od rana do nocy. Dlatego to dzieci w Jezupolu są zdrowsze, niż ich rówieśnicy w innych wioskach. Dla nich jazda na rowerze – to i zabawa, i sport, i czysty ekologicznie środek lokomocji. Dorośli również docierają do autobusu czy pociągu na rowerach, pozostawiając je w podwórkach tych, którzy mieszkają w centrum wsi. Parkingi rowerowe są nawet obok sklepów i szkoły. Nadmienić należy, że nikomu przez myśl nie przejdzie ukraść rower. Czyżby działała magia nazwy?

Kiedyś wyganiano tu diabła
„Niegdyś Jezupol nazywał się nie tak pięknie i miło dla uszu, – opowiada dyrektor miejscowej szkoły Mychajło Truszyk. – Do 1594 roku osada nazywana była Czesybiesy, od słów „wyczesywać biesy”. Właśnie tak w owym czasie nazywana była procedura karania złoczyńców, która, jak się zdaje, odbywała się w tej miejscowości. Tych, którzy zostali złapani za kradzież, zabójstwo, cudzołóstwo i inne złe uczynki, przepędzano przez kolumnę sług. Każdy z nich trzymał w ręku kij i bił karanego. Wypędzał –wyczesywał przez bicie „złego”, który panował w duszy i umyśle karanego.
Miasto z imieniem Chrystusa wspominane jest od 1597 roku. Wedle legendy, hetman Potocki uciekając przed przeważającymi wojskami tatarskimi rzucił się do rzeki z krzykiem „Panie Jezu daj pole” – czyli daj mi drogę. Przepływając przez Dniestr modlił się „ Jezus…, Maria „. Udało mu się uratować i odtąd miasto na prawym brzegu nazywa się Jezupol, a na lewym Mariampol. Na miejscu starego zamku został wybudowany kościół i klasztor dominikanów przez Jakuba Potockiego w 1598 r.
„Teraz kilka kroków od tego miejsca, – opowiada nowo mianowany proboszcz kościoła rzymskokatolickiego, franciszkanin Grzegorz Cymbała, – stoi stary kościół. Dawna budowla klasztoru, gdzie niegdyś była jednostka wojskowa, jest odnawiana. W dawnych celach zakonników, gdzie obecnie mieści się szpital, było więzienie NKWD”. Na szczęście i te biesy wyczesano.
Na dziedzińcu i obok kościoła jest schludnie. Trochę dalej jednak rośnie gęsta trawa. Mała wspólnota rzymskokatolicka nie potrafi uporać się ze wszystkim naraz. Jednak się starają. Niegdysiejsza ruina powoli nabiera dawnych kształtów świątyni. „Modlimy się do Boga, byśmy spotkali dobrych ludzi, którzy pomogliby odnowić świątynię”, – mówi ojciec Grzegorz, pokazując, co już zostało zrobione w kościele. Na ścianach widnieją resztki dawnych fresków. Widać rękę mistrza. Stroiński? **

Ludzie dobrego serca nie pytają o narodowość
W schludnym budynku Rady Wiejskiej spotyka nas pani wójt Hanna Kusznir, która od wielu lat kieruje Jezupolem. Kobieta pochodzi z rodziny polskiej i jest dumna z tego, że w jej rodzinie splotło się ze sobą kilka narodowości. „W naszej wsi dla wszystkich starczy miejsca, oby tylko ludzie byli dobrzy, poważni, żyli z sąsiadami w pokoju i nie zapominali o Bogu, – mówi pani Hanna, gościnnie zapraszając do budynku. – Pewnie tak Pan Bóg pokierował, a historia tak się złożyła, że w Jezupolu nie ma konfliktów na tle narodowościowym czy wyznaniowym.
Mieszka tu nawet osoba, urodzona w Burkina Faso!!! Jeśli chodzi o Polaków, to od dawien dawna są po prostu swoi. Nikt nawet nie pomyśli, że mogą być intruzami czy wrogami. Szczególnie ciepło mówi się o hrabiach Dzieduszyckich herbu Sas, którzy do roku 1848 władali miasteczkiem, a później byli największymi właścicielami ziemi, nieruchomości oraz innego majątku. Ich pochodzenie i zasługi są zapisane w historii tej ziemi. Wiadomo, że wśród przedstawicieli wielu pokoleń tego rodu byli znani dowódcy, mecenasi, naukowcy, artyści”.

Encyklopedysta z Jezupola
Najbardziej,**jak twierdzi pan dyrektor szkoły, rozsławił Jezupol i swój ród hrabia Wojciech Dzieduszycki – polityk, pisarz, publicysta, filozof, archeolog, profesor Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie i nawet spirytualista. Urodził się w Jezupolu 13 lipca 1848 r. i otrzymał wioskę w spadku po śmierci matki. Mając dobre zaplecze finansowe, hrabia nie bardzo się interesował gospodarstwem. Wolał poświęcić się działalności politycznej i sztuce. Będąc posłem na Sejm, wiele uczynił dla rozwoju Galicji.
W 1897 roku on, będąc działaczem politycznym, napisał list do rządu krajowego, w którym przedstawił swe widzenie rozwoju autonomicznego tych ziem. Posłów na Sejm Galicyjski, wyznających podobne do hrabiego Dzieduszyckiego poglądy zwano „ateńczykami”. Jego owocna działalność została uwieczniona w tablicy pamiątkowej, umieszczonej na Katedrze Łacińskiej we Lwowie. Kiedyś była też tablica w Jezupolu. Może dałoby się ją odtworzyć?
O poczuciu humoru, ale i dziwactwach hrabiego krążyły legendy. Ten poważny pan poseł urządzał sobie rozrywki, dzwoniąc do mieszkania jakiegoś jegomości, a potem… uciekał. Tak robił kilkadziesiąt razy!!! Do historii przeszedł dowcip Dzieduszyckiego, kiedy na zaproszeniu na wspólny obiad, otrzymanym od samego premiera Badeniego, napisał: DUPA. Wybuchł to skandal. Natomiast właściciel jezupolskiego majątku ze śmiechem wytłumaczył, że to skrót od słów: „Dziękuję uprzejmie, przyjdę akuratnie”.

Jak to nad Dniestrem było
Mając pałac we Lwowie, Dzieduszyccy nie zapominali o Jezupolu. Po zniszczeniach I wojny światowej wybudowano tu praktycznie nowy dom – zwany we wsi pałacem. Była też stadnina koni.
Po wojnie majątek upaństwowiono. Od 1957 r. w pałacu mieści się sanatorium dla dzieci ze schorzeniami psychoneurologicznymi. Kiedyś mieścił się tu także komitet powiatowy partii.
„Pomieszczenia dobrze się zachowały, – mówi dyrektor placówki medycznej Oleg Karpać, – co prawda, zostały przebudowane. W czasach sowieckich mieszkańcy lubili spacerować w parku wokół pałacu. Do dziś zachowały się tu dwa egzotyczne drzewa – ginko oraz drzewo tulipanowe, które przywiózł z dalekich krajów i posadził w Jezupolu Wojciech Dzieduszycki.
 „Dzieduszyccy byli we wsi bardzo lubiani, – wspomina miejscowa Polka Ludwika Krzyżanowska. – Stary hrabia był prosty, lubił rozmawiać z ludźmi, ganił tych, którzy zaglądali do kieliszka i nie chcieli pracować. Lubił kąpiele w Dniestrze i słuchał, jak słudzy śpiewają pieśni ukraińskie. Młody hrabia, w przeciwieństwie do swego ojca, zwracał uwagę na modę i zawsze wyglądał wspaniale. Jego żona często jeździła z mężem do lasu i zbierała ślimaki”. Wygląda na to, że wówczas były smakołykiem.
„Często biegałam z bratem do stacji kolejowej, żeby zobaczyć, jak przyjeżdża „parasonka”, czyli pociąg, – wspomina poważna już kobieta. – Wówczas dla nas, dzieci, było to nie lada rozrywką. Pewnego razu trzymałam w ręku kociaka, który bardzo spodobał się hrabinie. Kupiła go ode mnie za kilka monet. Dla mnie jednak były to duże pieniądze, bo mogłam za nie kupić sporo słodyczy. Od tego czasu hrabina Dzieduszycka kojarzy mi się ze smakiem szczęścia i dzieciństwem”.
Ostatnim, pamiętającym jezupolskie czasy był  Wojciech Dzieduszycki zwany „Tuniem”. Był synem Władysława Jana  Jakuba hr. Dzieduszyckiego. Ukończył Politechnikę i Konserwatorium Muzyczne we Lwowie. Wybuch wojny zastał go w Gdyni. Ponieważ jego ojciec został aresztowany przez NKWD i zmarł we lwowskim więzieniu w 1940 r. matka przedostała się do Generalnej Guberni , brat ewakuował się do Rumunii, siostra z dziećmi wywieziona została na Sybir . „Tunio” z żoną Marią Kostecką i synem przedostał się do Krakowa . Wstąpił do ZWZ i w 1940 r. został aresztowany przez gestapo. Siedział w więzieniu na Montelupich . Przebywał w obozie koncentracyjnym w Gross – Rosen. Skazano go na karę śmierci, wyroku jednak nie wykonano bo został rozpoznany jako śpiewak , jego żona została również aresztowana i zmarła w obozie koncentracyjnym. W 1945–46 był dyrektorem teatru w Krakowie. W 1947 przeprowadził się do Wrocławia ,gdzie pełnił funkcję dyrektora młynów zbożowych i opracował recepturę słynnej „ mąki wrocławskiej”. W latach 50 wraz z drugą żoną Haliną założył kabaret „Dymek z papierosa”. Był współorganizatorem Festiwalu Chopinowskiego w Dusznikach. Przed wojną zadebiutował w operze w Stanisławowie, a następnie we Lwowie i Florencji.
Obecnie w Polsce i na świecie mieszka wielu potomków rodu Dzieduszyckich. Są znani jako naukowcy, działacze społeczni, politycy, artyści. Na ich przyjazd czekają w Jezupolu.

„Dzieduszyccy byli we wsi bardzo lubiani, – wspomina miejscowa Polka Ludwika Krzyżanowska. – Stary hrabia był prosty, lubił rozmawiać z ludźmi, ganił tych, którzy zaglądali do kieliszka i nie chcieli pracować. Lubił kąpiele w Dniestrze i słuchał, jak słudzy śpiewają pieśni ukraińskie. Młody hrabia, w przeciwieństwie do swego ojca, zwracał uwagę na modę i zawsze wyglądał wspaniale. Jego żona często jeździła z mężem do lasu i zbierała ślimaki”.

Do historii przeszedł dowcip Dzieduszyckiego, kiedy na zaproszeniu na wspólny obiad, otrzymanym od samego premiera Badeniego, napisał: DUPA. Wybuchł to skandal. Natomiast właściciel jezupolskiego majątku ze śmiechem wytłumaczył, że to skrót od słów: „Dziękuję uprzejmie, przyjdę akuratnie”.

Do 1594 roku osada nazywana była Czesybiesy, od słów „wyczesywać biesy”. Właśnie tak w owym czasie nazywana była procedura karania złoczyńców, która, jak się zdaje, odbywała się w tej miejscowości. Tych, którzy zostali złapani za kradzież, zabójstwo, cudzołóstwo i inne złe uczynki, przepędzano przez kolumnę sług. Każdy z nich trzymał w ręku kij i bił karanego. Wypędzał –wyczesywał przez bicie „złego”, który panował w duszy i umyśle karanego.

Mała wspólnota rzymskokatolicka nie potrafi uporać się ze wszystkim naraz. Jednak się starają. Niegdysiejsza ruina powoli nabiera dawnych kształtów świątyni. „Modlimy się do Boga, byśmy spotkali dobrych ludzi, którzy pomogliby odnowić świątynię”, – mówi ojciec Grzegorz, pokazując, co już zostało zrobione w kościele. Na ścianach widnieją resztki dawnych fresków. Widać rękę mistrza. Stroiński?

Halina Pługator

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski