Ostateczny zakaz palenia węglem w Krakowie ma wejść w życie dopiero jesienią 2019 roku, a już od tego lata w całym województwie (poza Krakowem) nie będzie wolno palić najbardziej trującymi gatunkami węgla. Jasne zatem, że jeśli standardów nie zaostrzyłby także Kraków, to miasto stałoby się na okres dwóch lat wymarzonym rynkiem zbytu dla wszelakiego węglowego badziewia. Zapobieżenie temu było więc oczywistą powinnością miejskich rajców.
Czymś niezwykłym był więc rozpaczliwy opór jednego radnego przeciw owej uchwale. Ów radny to górnik z Brzeszcz, a od niedawna także szef dużej firmy górniczej. Podczas zebrania Rady przyznawał otwarcie, że reprezentuje „interesy tysięcy górników i osób zatrudnionych w górnictwie”.
Można się co prawda zdziwić, że w krakowskiej radzie zasiadają także przedstawiciele górnictwa, skoro nigdy w historii (nie licząc pobliskiej Wieliczki) żadnego kopalnictwa w Krakowie nie uprawiano. Ale skoro mieszkańcy Krakowa wybrali do Rady górnika, to trudno mieć doń pretensje, iż z odwagą Rejtana stara się ratować upadający biznes małopolskich kopalń. Jak wiadomo, wydobywają one zły i szkodliwy ekologicznie surowiec i gdyby nie strach i oportunizm polityków, niemających odwagi przyznać tej prostej prawdy, już dawno powinny były zostać zamknięte.
Nic więc dziwnego, że dla ratowania swego biznesu radny-górnik posłużył się argumentem, który w jego mniemaniu, winien być absolutnie rozstrzygający. Jeśli rajcy podejmą uchwałę, to będą winni temu, iż w Krakowie będzie wolno palić „tylko rosyjskim węglem”.
W ten sposób stawką w grze stała się nieoczekiwanie kwestia patriotyzmu. Rajcy - patrioci mieliby głosować za polskim węglem, a przeciw rosyjskiemu, nie zważając ani na kwestie zdrowia mieszkańców Krakowa, ani na ideał czystego środowiska. Jeśli na szali faktycznie położyć wierność Polsce przeciw zdrowiu i ekologii, to dla wielu z nas ów wybór stanie się bardzo problematyczny.
Radny- górnik po to właśnie użył tutaj retoryki patriotycznej, aby w jakiś sposób „zaszantażować moralnie” uczestników głosowania. Ów moralny szantaż okazał się zresztą nieskuteczny, a górnik w krakowskiej Radzie poniósł sromotną polityczną porażkę. Rzecz jednak w tym, że ta debata w krakowskiej Radzie Miejskiej w spektakularny sposób pokazuje pułapkę, w jaką nazbyt często wpadają zwolennicy tzw. patriotyzmu gospodarczego. W imię miłości ojczyzny i promocji tego co polskie, każą nam oni bowiem wybierać to, co dla nas, dla naszego miasta i kraju jest zupełnie niekorzystne. I paradoksalnie - mamy to robić właśnie dlatego, że jesteśmy polskimi patriotami.
Nie ma wątpliwości, że kiedy wybieram polskie produkty o dobrej jakości i przyzwoitych cenach, nie potrzebuję do tego żadnych szczególnych patriotycznych motywacji. Kupuję po prostu towary od rzetelnego producenta i kupca, a jeśli obaj oni są akurat Polakami - to popieram tym samym polski przemysł, nawet nie musząc zdawać sobie z tego sprawy. Nie potrzebuję specjalnych aplikacji komputerowych, aby sprawdzać w sklepie, czy mam do czynienia z wytworem polskiego kapitału, wyprodukowanym na terenie Polski.
Wystarczy mi do tego po prostu własny gust, smak i racjonalna chęć oszczędzania pieniędzy. Ale „patrioci gospodarczy” żądają ode mnie, abym kupował także to co złe, szkodliwe i drogie, tylko dlatego, że zostało zrobione w Polsce. Tak właśnie stawiają sprawy różni politycy i ideolodzy, a jeszcze częściej zwykli lobbyści, którzy na „patriotycznym szantażu” chcą po prostu zrobić dobry biznes. Trudno doprawdy o bardziej niedorzeczną wykładnię patriotyzmu.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?